Umysł w klatce ciała

Kolejna premiera w Teatrze 21. Tym razem solo performatywne Aleksandry Skotarek „Nie jestem rośliną”. I jak zwykle mocna dawka emocji i kwestii do przemyśleń.

Aleksandra Skotarek w „Nie jestem rośliną”, fot. Alicja Szulc

Teatr 21 nieraz pojawiał się w moich relacjach, po 18 latach istnienia stał się ważną instytucją na mapie nie tylko warszawskiej kultury. Pomysł Justyny Sobczyk, by tworzyć teatr razem z osobami z niepełnosprawnościami (liczba 21 podpowiada, że zespół aktorski tworzą głównie osoby z zespołem Downa), nie był początkowo czytelny. Wydawał się inicjatywą z gatunku terapii przez sztukę, tymczasem tu zamysł był odmienny.

Od początku chodziło to, żeby pokazać potencjał twórczy osób w życiu codziennym stygmatyzowanych i wykluczanych ze względu na swą odmienność. Justyna Sobczyk i współpracujące z nią osoby postanowiła zmienić perspektywę i zapytać, czy w tej różnicy nie kryje się kreatywny potencjał? Czy zamiast traktować ją jak czynnik eliminujący z „normalnego” życia, potraktować jako źródło cennej, twórczej wrażliwości?

Kto oglądał spektakle Teatru 21, przekonał się, że odpowiedź jest pozytywna. T21 wyrósł na dojrzałą instytucję sztuki, z produkcjami tak fantastycznymi jak „Rewolucja, której nie było” i postaciami tak artystycznie wyrazistymi jak nieżyjąca już niestety Barbara Lityńska.

„Rewolucja” to teatralny fajerwerk, „Nie jestem rośliną” jest przedsięwzięciem kameralnym, solo performatywnym w wykonaniu Aleksandry Skotarek, wyreżyserowanym znakomicie jak zwykle przez Justynę Wielgus. Rzecz jest niezwykła, aktorka mierzy się na scenie ze swoim życiem, które od początku było naznaczone wyrokiem, jaki wydał przyjmujący dziecko lekarz mówiący matce, że będzie miała w domu roślinę. Bo tak oceniał przyszłą kondycję noworodka naznaczonego zespołem Downa.

Tymczasem Skotarek rośliną nie była i nie jest, jest twórczym, wrażliwym umysłem zamkniętym w ciele biologicznym ograniczającym możliwości pełnej ekspresji. I jest zamknięta w ciele społecznym, które przez tworzenie norm tego, co zwykłe, i tego, co odmienne, a więc i zasługujące na wykluczenie, skazuje ludzi takich jak Skotarek na egzystencję roślin. Na życie wegetatywne, bez prawa do pragnień, pożądania, sensualności i seksualności.

W swym tekście, który ze słuchawek rozwija się w uchu widza wraz z performansem, artystka łączy opowieść o sobie z tekstem Virginii Woolf o kondycji kobiety pragnącej być pisarką w czasach, kiedy jeszcze społeczne normy tego nie przewidywały. Pyta, co by się stało z kobietą żyjącą w czasach Szekspira i obdarzoną podobnym geniuszem? Czy kiedykolwiek byśmy o niej usłyszeli?

Opowieść Skotarek można czytać jako rzecz o podwójnym wykluczeniu: jako kobiety i osoby z niepełnosprawnością. Ale też można się w niej dopatrzeć emancypacyjnej nadziei – wszak Virginia Woolf wytyczyła drogę, pokazując, że wykluczanie kobiet ze względu na płeć z życia artystycznego (i szerzej, publicznego) to niepowetowana strata twórczego potencjału.

Czy wykluczając z życia publicznego i kulturalnego osoby z niepełnosprawnościami, nie tylko dopuszczamy się dyskryminacji, ale także zwyczajnie wiele tracimy? Czy zamiast wymyślać normy utrudniające życie ludziom takim jak Aleksandra Skotarek, lepiej wspólnie tworzyć instytucje służące ich włączaniu? Dlaczego ograniczenia ciała mają uzasadniać brak uznania dla umysłu? Umysłu z jednej strony karmionego kulturą głównego nurtu – Skotarek wyznaje, że jej pasją jest lektura – i jednocześnie zmagającego się z owym podwójnym zamknięciem?

„Nie jestem rośliną” porusza, bo przypomina, jak ciągle nieludzkim jesteśmy społeczeństwem. I jednocześnie pokazuje, jak wiele można zrobić, żeby stosując odpowiednie narzędzia, tę barierę odczłowieczenia znieść. Narzędziem takim okazuje się teatr. Pozwala wyjść poza ograniczające ekspresję ciało i jednocześnie, mocą instytucji, wzmacnia głos, który inaczej rozbiłby się o mur społecznego zamknięcia.

Teatr 21, dziś działający w ramach Centrum Sztuki Włączającej – Społecznej Instytucji Kultury, kończy 18 lat i z pewnością zasługuje na miano instytucji dojrzałej w wymiarze zarówno artystycznym, jak i organizacyjnym. Jak jednak z dojrzałością społeczną i gotowością na zmianę dotychczasowych strategii wykluczania i odkrycie, że różnica nie musi być traktowana jako atrybut odmienności, tylko jako coś cennego?