Wojenne gry o wszystko

Władimir Putin ogłosił częściową mobilizację, tym samym przyznał, że Rosja jest w stanie wojny. Wojny, którą kolektywny Zachód wypowiedział miłującemu pokój narodowi rosyjskiemu i Federacji Rosyjskiej. Czy ta specjalna operacja dezinformacyjna powiedzie się i Zachód się przestraszy, a Rosjanie uwierzą, że uczestnicząc w zbrodniczej agresji na Ukrainę, bronią integralności i suwerenności swojego kraju?

Oficjalnie mobilizacja ma dotyczyć 300 tys. rezerwistów. Niezależnie od jej zasięgu oznacza eskalację wojennego zaangażowania Rosji. I jest także dowodem na porażkę dotychczasowej polityki Kremla. Putin, słabnąc, wcale nie staje się mniej niebezpieczny. Na ile jednak jest niebezpieczny, gdy straszy użyciem broni jądrowej? I jakimi rzeczywiście zasobami jeszcze dysponuje, czy np. zapowiedziana mobilizacja, nawet mimo jej ograniczonego charakteru, jest wykonalna i może zmienić układ sił?

Widać wyraźnie, że Putin próbuje narzucić grę, w której wydaje mu się, że jest mistrzem – chce maksymalnie rozszerzyć pole i zasięg konfliktu oraz wprowadzić do gry maksymalną liczbę potencjalnych instrumentów, z bronią jądrową włącznie. Skoro pierwotny plan szybkiej interwencji w obrębie zdefiniowanej przez siebie strefy wpływów nie powiódł się, niech w konflikcie uczestniczy cały świat.

Nie przez przypadek swą mowę Putin wygłosił w dniu inauguracji Zgromadzenia Ogólnego ONZ poświęconego wojnie w Ukrainie. Podczas zgromadzenia wystąpił zdalnie Wołodymyr Zełenski, Zgromadzenie wyraziło zgodę na tę formę mimo protestu Rosji. Co ciekawe, za zdalną obecnością prezydenta Ukrainy opowiedziały się m.in. Indie, które jeszcze do niedawna wydawały się być cichym sojusznikiem Putina.

Cierpliwość bardziej i mniej jawnych sojuszników Putina się kończy, co doskonale pokazał szczyt Szanghajskiej Organizacji Współpracy w Samarkandzie – nawet Xi Jinping pomrukiwał na Putina. Rosja podnosi więc stawkę i komplikuje grę, licząc na to, że ów kolektywny Zachód się pogubi, bo liderzy demokratycznych państw muszą się liczyć z opinią publiczną. Wiele jednak wskazuje, że i tu Putin się przeliczy.

Kraje Unii Europejskiej intensywnie przygotowują się do zimy i wszystko wskazuje, że choć najbliższe miesiące nie będą przyjemne, to jednak nie dojdzie do katastrofy. Udział importu z Rosji w imporcie gazu zmalał z 40 proc. przed wojną do poziomu poniżej 9 proc. Trwa dywersyfikacja dostaw, a dzięki działaniom adaptacyjnym, polegającym głównie na poszukiwaniu oszczędności, popyt na gaz może zmaleć o 25 proc. w stosunku do przedwojennej normy.

Również politycznie Zachód ciągle jest w miarę skonsolidowany, wybory we Włoszech najprawdopodobniej wygra skrajna prawica, ale Giorgia Meloni w przeciwieństwie do Mateo Salviniego nie ma prorosyjskiej agendy, nie zamierza też rozbijać Unii. Nic też nie da Rosji zmiana władzy w Szwecji. Jak komentuje Thibauld Muzergues, po prawicy populistycznej przychodzi prawica postpopulistyczna, która nie zamierza robić rewolucji, tylko wpasować się w główny nurt polityki. Czy podobnie będzie w Stanach Zjednoczonych, okaże się już niebawem.

Moment jest więc i bardzo niebezpieczny, i jednocześnie nie brakuje sygnałów pozwalających tworzyć umiarkowanie optymistyczne scenariusze. Zachodni liderzy, zachęceni determinacją ukraińskiego społeczeństwa i sukcesami ukraińskiej armii, też podnoszą stawkę. Doskonale to ilustruje przemówienie Emmanuela Macrona w ONZ. Nie tylko domagał się przywrócenia integralności terytorialnej i pełnej suwerenności Ukrainie. Zarzucił także państwom neutralnym, że ponoszą współodpowiedzialność za wojnę, która zniszczyła światowy ład i dotychczasowy system bezpieczeństwa.

Przemówienie Macrona pokazuje też złożoność, z jaką musi mierzyć się Zachód. Putin i jego Rosja ostatecznie przestali być traktowani jako racjonalny podmiot polityki międzynarodowej, z którym można zawrzeć wiarygodne porozumienie pokojowe bez wymuszenia jego warunków siłą zbrojną. Jednocześnie wszyscy mają świadomość, że osłabiona Rosja to prezent dla Chin, które są strategicznie najważniejszym adwersarzem Zachodu, a na pewno Stanów Zjednoczonych.

Chiny robią swoje i konsolidują wokół siebie blok państw skupionych we wspomnianej Szanghajskiej Organizacji Współpracy, która na razie skupia państwa Azji Środkowej, Rosję, Indie, Pakistan. W Samarkandzie memoranda w sprawie stałego członkostwa złożyły takie państwa jak Turcja, Mjanma, Iran. Jak pokazuje „MIT’s Technology Review”, jednym ze spoiw jest chińska oferta dotycząca dostępu do technologii inwigilacji.

Co z Polską w tej złożonej układance? O tym niebawem odrębny tekst.