Czarny tydzień

Od zaprzysiężenia Przemysława Czarnka jako ministra edukacji i nauki do orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. W tle rozkręcająca się pandemia z kolejnymi rekordami liczby zakażeń. Sojusz polityczno-pandemiczny zacieśnia się.

Zaostrzenie prawa antyaborcyjnego w środku największego od lat kryzysu można interpretować na wiele sposobów. Wielu obserwatorów wskazuje, że Jarosław Kaczyński postanowił zasłonić zabójczą niekompetencję rządu w walce z pandemią nieludzkim cynizmem politycznym, nieliczącym się z cierpieniem konkretnych ludzi i społecznymi emocjami.

Niestety, w ten sposób potwierdził się klasyczny schemat – im większy opór stawia autorytarnej władzy obiektywna rzeczywistość, tym bardziej zaciska ona swój uścisk w obszarach, w których może spodziewać się słabszej odpowiedzi. Po to, żeby pokazać, że ciągle jest władzą, która nie uznaje imposybilizmu i jest zdolna przekraczać kolejne granice.

A skoro tak, to możemy spodziewać się, że będzie jeszcze gorzej. Podczas pierwszego etapu pandemii trwoniliśmy środki publiczne i energię społeczną na walkę z pomysłem wyborów prezydenckich w maju. Liczyła się tylko reelekcja Andrzeja Dudy i domknięcie systemu władzy na kolejne trzy lata.

Teraz liczy się utrzymanie władzy, co oznacza konieczność radykalizacji jej centrum, by odsunąć konkurencję z prawej strony. Zarówno tę wewnętrzną, jak i zewnętrzną, tworzoną przez Konfederację. W efekcie Jarosław Kaczyński, który ideologiem nigdy nie był, zaczął konsolidować swój projekt wokół ideologii, i to opartej na fundamentalistycznych podstawach.

Jasno potwierdza to objęcie Ministerstwa Edukacji i Nauki przez Przemysława Czarnka. Jeszcze mocniej wykorzystanie Trybunału do zaostrzenia prawa antyaborcyjnego. Rzecz nie tylko w fundamentalistycznej inspiracji dla tej decyzji. Nie mniej ważny jest sposób jej podjęcia. Orzeczenia Trybunału są ostateczne, zamykają więc przestrzeń dla polityki.

Nawet jeśli uznamy, że Trybunał działa nielegalnie, a jego wyrok nie ma znaczenia, to w obecnym politycznym kontekście podobne argumenty niewiele zmienią. Po prostu Trybunał stał się bronią atomową w rękach Kaczyńskiego.

Co więc dalej? Trzeba pamiętać, że owa broń atomowa, choć jest jak najbardziej realna, a Kaczyński pokazał, że bez wahania będzie jej używał, to ma wirtualny charakter. Tzn. działa realnie tylko tam, gdzie nie rozbije się o realny opór rzeczywistości.

To podpowiada strategię przeciwstawiania się, ale też pokazuje największe zagrożenie. Jarosław Kaczyński, uciekając przed kolejnymi murami oporu obiektywnej rzeczywistości, coraz bardziej będzie wyprowadzał Polskę do przestrzeni wirtualnej swoich politycznych fantazji, aż w końcu zupełnie znikniemy z rzeczywistej mapy świata. Nihil novi, już tak bywało.