Młodzi strajkują, czyli odwrócony karnawał
Po raz kolejny po protestach 15 marca i 20 września setki tysięcy młodych ludzi wyszło w piątek 29 listopada na ulice tysięcy miast na całym świecie. W krajach bogatych i biednych, w Polsce w metropoliach i małych ośrodkach. Wielu dorosłych ma z tym ruchem problem, bo ujawnia ich wielką zdradę – odrzucenie solidarności pokoleniowej.
O przebiegu piątkowego protestu w obronie klimatu napisano już sporo, odsyłam do relacji Anny S. Kowalskiej w POLITYCE i do tekstu Roberta Jurszo w OKO.press. Podkreślę tylko to, co najczęściej umyka krytykom młodzieżowego aktywizmu. Coś czego nie chcą lub nie potrafią zrozumieć.
Efekt Grety Thunberg
Ruch zainicjowany latem 2018 r. samotnym strajkiem szkolnym Grety Thunberg, 15-letniej wówczas Szwedki jest niewątpliwym fenomenem. Nikt nie spodziewał się zarówno tak szybkiego wzrostu popularności samej Grety, jak i zasięgu samej idei strajków dla klimatu.
Fenomen Grety wytłumaczyć łatwiej, bo wpisuje się w logikę współczesnej komunikacji społecznej opartej, zwłaszcza wśród młodszych generacji na serwisach społecznościowych. Ich sieciowy charakter sprzyja kaskadom informacyjnym i powstawaniu „węzłów hiperpopularności”.
Nigdy nie wiadomo, kto będzie kolejnym hiperyoutuberem lub nową Gretą Thunberg. Znaczenie ma zarówno komunikat, jak i czas oraz miejsce z jakiego zostanie on w hybrydowej przestrzeni nadany. O nieudanych próbach, a być może takie były nigdy się nie dowiemy. Winner takes all.
Sieć bez liderów
Na tym jednak analogie się kończą, bo Greta nie tylko ma status gwiazdy, z którą spotykają się wszyscy, od papieża przez sekretarza generalnego ONZ po noblistów. Stała się ikoną ale nie liderką globalnego młodzieżowego ruchu społecznego na rzecz przyszłości.
Pod tym względem przypomina bardziej słynnego przed laty Subcommandante Marcosa z ruchu zapatystów, który stał się ikoną „pierwszej postmodernistycznej rewolty”, która wybuchła 1 stycznia 1994 r. w Chiapas w Meksyku. Marcos nie dowodził, tylko komunikował cele ruchu i był figurą medialną, bo media potrzebują właśnie figur – bohaterów, a nie wielogłowych sieciowych ruchów.
Ruch na rzecz klimatu jest jednak właśnie siecią, w której nie ma dowódców, tylko płaskie struktury podejmowania decyzji. Oczywiście nie oznacza to, że nie ma w tej sieci osób mniej i bardziej aktywnych, mniej i bardziej charyzmatycznych. Pamiętam jednak dyskusję z aktywistkami i aktywistami z Warszawy i zakłopotanie, w jakie wpadli gdy doszliśmy do akcji Ingi Zasławskiej. Jej samotny protest pod Sejmem, próba powtórzenia gestu Grety Thunberg rozminął się najwyraźniej z oczekiwaniem. Ruch był już wtedy siecią.
Świat po staremu
Gdy młodzi wychodzą tłumnie na ulice bez pytania o zgodę, zawsze budzi to niepokój dorosłych. Bo pachnie to karnawałem, sytuacją kiedy kwestionowana jest hierarchia społeczna i porządek oparty na tej właśnie hierarchii. W tym schemacie młodzi mają zajmować się tym, co dorośli uważają, że jest dla młodych dobre, a więc uczyć się, zajmować sportem, rozwijać kulturalnie.
Jasna sprawa, młodość to też czas eksperymentowania z tematami zakazanymi lub zarezerwowanymi dla dorosłych: używki, seks i inne formy ekspresji, ukrywane jednaką przed okiem dorosłych. Generalnie to starsi wiedzą co jest dobre świata, a więc i dla młodych. Dlatego też to starsi rządzą światem. Tak było, jest i będzie.
Zdradzona solidarność
Ten naturalny można powiedzieć prozą∂ek ma sens wówczas, gdy obowiązuje jedna zasada – solidarności międzypokoleniowej i na dodatek zasada ta jest respektowana. Niestety, kryzys klimatyczny i ekologiczny ujawnił, że solidarność pokoleniowa przestała być kategorią organizującą życie współczesnych społeczeństw.
O tym, że żyjemy na kredyt wobec środowiska naukowcy ostrzegają od dekad. To nie jest wiedza czarnoksiężnika. Nie chodzi tylko o klimat, lecz także o inne kategorie, od zanieczyszczenia powietrza po zanik bioróżnorodności. To wszystko wiemy i ciągle, jak pokazują kolejne raporty nic z tym, my dorośli, nie robimy.
Ekologia, symptom kryzysu społecznego
Bo kryzys ekologiczny oprócz tego, że jest problemem samym w sobie, to jest także symptomem znacznie głębszego kryzysu toczącego dzisiejsze społeczeństwa. Lub raczej to, co po nich pozostało, bo jak przekonuje nestor francuskiej socjologii Alain Touraine, la société n’existe plus. Społeczeństwo nie istnieje, wizja świata zaproponowana przez Margaret Thatcher spełniła się.
Przykładem tego rozpadu jest choćby dyskusja o systemie emerytalnym w Polsce, w której dominuje perspektywa zindywidualizowana i sprywatyzowana. Opiera się ona iluzji oszczędzania na starość i indywidualnej odpowiedzialności za swoją przyszłość. To największa ściema, bo indywidualna przyszłość nie istnieje – zależy ona, zarówno w wymiarze emerytalnym, jak i ekologicznym od społecznej solidarności i wspólnej troski o zasoby potrzebne dziś i jutro.
Reality check
Inne objawy tego kryzysu to oczywiście model gospodarki napędzanej konsumpcją, której silnikiem napędowym jest dług osobisty i publiczny. Iluzja niekończącego się cyklu kreowania pieniądza z niczego rozbija się jednak właśnie w momencie sprawdzam, jakim jest konfrontacja z Realnym, czyli materialnością i materialną skończonością świata.
Tragiczny bilans ekologiczno-klimatyczny to rachunek, za prawdziwy karnawał, jaki urządzili sobie dorośli. Młodzi wychodząc na ulicę w swoim kontr-karnawale mówią dość odwołując się chytrze do głosu, na jakim oparta jest nowoczesna cywilizacja – głosu nauki. W tym komunikacie są hiperracjonalni, nie próbują negocjować z faktami.
Głos racjonalności
Dlatego tak bardzo irytują. Bo mają rację i to co mówią, nie wynika z wyrachowania tylko głębokiej świadomości, że gdy naukowcy ostrzegają o możliwości utraty kontroli nad klimatem i zagrożeniu egzystencjalnym dla współczesnej cywilizacji, to po prostu bezpośrednio ich to dotyczy. I gdy nastoletnie dziewczyny pytają, czy w tym świecie warto mieć dzieci, to widać jak bardzo chcieliby oni żyć jak swoi rodzice, znaczy normalnie, tylko ktoś im tę normalność zabrał.
Stawką przyszłości jest oczywiście rozwiązanie problemów ekologicznych, drogą do tego szybkie i adekwatne do problemu działania. Naukowcy podpowiadają co trzeba zrobić ale nie zrobią tego za nas. Nas, czyli młodych, mniej młodych i starych. Bez My, bez społeczeństwa opartego na więzach solidarności, zwłaszcza międzypokoleniowej nic nie zdziałamy.
Zwykły cynizm czy głupota?
W przeddzień piątkowego strajku, 28 listopada Parlament Europejski przyjął rezolucję ogłaszającą stan kryzysu klimatycznego i środowiskowego. Akty symboliczny ale znaczący. Spośród polskich europarlamentarzystów tylko ośmioro głosowało za. To Magdalena Adamowicz, Bartosz Arłukowicz, Robert Biedroń, Włodzimierz Cimoszewicz, Danuta Hübner, Łukasz Kohut, Sylwia Spurek, Róża Thun. Dziewięcioro się wstrzymało, reszta z 51-osobowej grupy była przeciw.
Pytanie młodych do dorosłych, „po co mamy chodzić do szkoły, skoro sami nie respektujecie wiedzy, jakiej mamy się uczyć?” w świetle tego głosowania staje się szczególnie aktualne i pokazuje, że świat stanął na głowie, gdy to dzieci i młodzież stają się gwarantami racjonalności i rzecznikami nauki oraz światopoglądu naukowego w przestrzeni publicznej.
Jak być razem
Cieszą w takiej sytuacji inne gesty, jak choćby list prezydentki Świdnicy Beaty Moskal-Słaniewskiej do młodych aktywistów z jej miasta:
…to był Wasz dzień. Jeśli nie Wy, to kto? Z przykrością przeczytałam dziś kilka złośliwych, nieprzyjemnych komentarzy… dorosłych. Próbują zdyskredytować Wasze działania. Umniejszyć je. Nie poddawajcie się. Protestujcie. Walczcie o Ziemię. Walczcie o lepszą przyszłość dla nas wszystkich.
Nawet dorośli potrafią coś zrozumieć, nie czekajmy jednak aż młodzi załatwią za nas problemy, które stworzyliśmy. Powtórzę, musimy to zrobić razem.