Dzikie szaleństwo władzy
Pomysł eksterminacji dzików trudno nazwać inaczej niż dzikim szaleństwem. Nie dość, że bezlitosny dla zwierząt, to na dodatek zupełnie przeciwskuteczny. Piszą o tym naukowcy w liście otwartym do premiera. To nie dziki są niebezpieczne, tylko szalona władza za nic mająca naukę i rozum.
Pomysł, by do końca lutego „radykalnie” zmniejszyć populację dzików, czyli dostrzelić nawet ponad 200 tys. sztuk tych zwierząt, bo rzekomo winne są przenoszeniu wirusa ASF (afrykańskiego pomoru świń), spotkał się z oczywistym sprzeciwem nie tyko aktywistów zajmujących się środowiskiem, ale i wszystkich ludzi szanujących środowisko i rozum.
Apel naukowców
Bo wystarczy odrobina rozumu, by wiedzieć, że żadne ostateczne rozwiązanie kwestii dzików w Polsce nie doprowadzi do ostatecznego rozwiązania kwestii ASF. Rzecz wyjaśniają naukowcy, którzy 9 stycznia wystosowali list otwarty do premiera:
Masowy odstrzał dzików w ramach polowań zbiorowych nie zapewni realizacji celu, jakiemu ma służyć, tj. zatrzymaniu ekspansji wirusa ASF (afrykańskiego pomoru świń, ang. African swine fever) w Polsce. Przeciwnie – zarówno wytyczne Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA), jak i krajowa praktyka wskazują, że zmasowane polowania na dziki walnie przyczyniają się do roznoszenia wirusa. Dzieje się to za sprawą (1) zwiększania zasięgów przemieszczania się spłoszonych zwierząt, które zarażają kolejne osobniki, (2) zanieczyszczania środowiska krwią zarażonych dzików, która może stanowić źródło nowych zakażeń, oraz (3) częstszego kontaktu z krwią i szczątkami zarażonych dzików przez myśliwych, bez możliwości skutecznego odkażenia w warunkach polowania. Zwiększona mobilność myśliwych w ramach masowych odstrzałów może prowadzić do transmisji wirusa na duże odległości.
Praktyczna eliminacja ważnego gatunku doprowadzi natomiast do bardzo poważnych konsekwencji ekologicznych:
Możliwość całkowitej lub prawie całkowitej eliminacji dzika na dużych obszarach kraju niesie ogromne ryzyko trudnych do przewidzenia skutków przyrodniczych. Praktyczne zniknięcie tego gatunku może spowodować istotne zaburzenia w funkcjonowaniu ekosystemów leśnych i prowadzić do negatywnych skutków dla gospodarki leśnej i zdrowia publicznego. Dziki są gatunkiem dominującym w zespole dużych ssaków w naszych ekosystemach. Jako zwierzęta wszystkożerne pełnią w lasach rolę sanitarną oraz mają istotny wpływ na wiele elementów środowiska. Dziki żywią się m.in. owadami będącymi szkodnikami drzew, gryzoniami oraz padliną. Buchtując w poszukiwaniu pokarmu i roznosząc nasiona, odgrywają ważną rolę w naturalnym odnowieniu lasu i w procesach obiegu materii w przyrodzie. Eliminacja tego gatunku z ekosystemu może przyczynić się do zwiększenia intensywności gradacji owadów w lasach oraz częstości występowania patogenów przenoszonych przez gryzonie na ludzi (np. borelioza, kleszczowe zapalenie mózgu).
Zagrożenie dla ludzi
Efektem może być więc zwiększenie zachorowań na boreliozę u ludzi. No dobrze, jak w takim razie radzić sobie z ASF, które rujnuje polskie hodowle świń? Naukowcy znają odpowiedź i na to pytanie:
Eksperci z Państwowego Instytutu Weterynarii w Puławach wskazują, że wszystkie nowe ogniska zarażenia wirusem trzody chlewnej w Polsce są wynikiem przenoszenia wirusa przez ludzi. Prawdziwą przyczyną rozwoju ASF w Polsce jest bowiem brak bioasekuracji i niewystarczająca kontrola sanitarna w branży trzody chlewnej. Raport NIK z 2017 r. wskazuje, że w Polsce program bioasekuracji w związku z ASF był źle przygotowany i nierzetelnie wdrażany: 74 proc. gospodarstw nie posiadało niezbędnych zabezpieczeń, program wdrażany był opieszale, a protokoły z kontroli weterynaryjnej – często fałszowane w celu stworzenia pozorów zabezpieczenia stad świń przed ASF. W efekcie choroba nie została zatrzymana i rozprzestrzenia się na kolejne województwa. W listopadzie 2017 r. wirus przekroczył linię Wisły.
I wszystko jasne. To nie dziki, tylko ludzie są odpowiedzialni za przenoszenie wirusa ASF. Trzeba więc zabrać się za ludzi, czyli zmusić hodowców do pilniejszej ochrony swoich zasobów. To oczywiście niewdzięczne zadanie dla polityków PiS, bo musieliby, zamiast schlebiać swojemu potencjalnemu elektoratowi, powiedzieć mu, że jest źródłem problemu.
Okrutna słabość władzy
Sprawa dzików pokazuje, jak przy całej swej brutalności władza PiS jest słaba, a przy tej słabości niebezpieczna. Bo gdyby chociaż metoda eksterminacji była rzeczywiście skuteczna i najbardziej efektywna, można by się zastanawiać nad jej sensem. Eksperci pokazują jednak konkretne argumenty poparte wiedzą naukową, z których wynika, że rzeź będzie nie tylko niepotrzebnym okrucieństwem, ale także powiększy problem, który miała rozwiązać.
Niestety, to kolejny przykład działania władzy PiS; ugrupowanie to posługuje się własną epistemologią i alternatywną racjonalnością niemającą większego związku z ustaleniami nauki i współczesną wiedzą. Wycinka Puszczy Białowieskiej, Leśne Gospodarstwa Węglowe jako sposób na walkę z globalnym ociepleniem, inwestycja w węglowy blok energetyczny w elektrowni Ostrołęka i trwanie przy energetyce węglowej, reforma systemu edukacji – to tylko kilka ilustracji.
Dzikie szaleństwo
Eksterminacja dzików to już wyraz dzikiego szaleństwa władzy, która rozmontowała wszystkie bezpieczniki i mechanizmy autokontroli, które chroniłyby ją przed nią samą, a tym samym stanowiłyby także zabezpieczenie dla obywateli. Jednym z najważniejszych bezpieczników w państwach nowoczesnych jest uznanie dla wiedzy naukowej podczas podejmowania decyzji.
Przy braku takich bezpieczników władza staje się zakładnikiem bieżącej polityki, której celem staje się jedynie utrzymanie władzy, a nie realne rozwiązywanie problemów. Tych będzie coraz więcej i będą coraz bardziej złożone. Co zrobi władza, gdy zaczną się ujawniać, a dzików zabraknie?