O (nie)możliwości buntu. Na marginesie „1984”

Fot. Krzysztof Bieliński

Mieliśmy rozmawiać o współczesnym odczytaniu „1984” George’a Orwella, zastanawiając się głównie nad rzeczywistością totalnej inwigilacji ze strony współczesnych państw i korporacji. Zakończyło się wielkim sporem pokoleń.

Totalna kontrola

Kilka tropów już wskazałem w „Antymatriksie”. Debata w Powszechnym dodała nowy wątek – czy bunt jest możliwy w świecie, w którym nie można być na zewnątrz, w którym nie ma sposobu na ukrycie? Bo przecież nawet gdy się zrezygnuje z zostawiania śladów elektronicznych, jest się nieustannie widocznym przez ów brak śladu. Zawsze można użyć argumentu ze Zbigniewa Ziobry, że niewinni nie mają się czego obawiać. Tak może jest w świecie idealnym, rzeczywiście doskonałych archiwów i rejestrów. W świecie realnym jednak wiele osób nosi takie same imiona i nazwiska, a tworzone przez ludzi systemy śledcze są tak niechlujne, że nierzadko dostają w skórę niewinni.

Co więc robić, gdy niewinność i niewidoczność nie wystarczą? Co lepsze, świadoma obojętność na obecność systemów kontroli czy beztroska nieświadomość? I jakie są konsekwencje? Czy to, że młodzi dziś się nie buntują przeciwko państwu, np. w Polsce, nie wynika z uwewnętrznionej mocno obawy o to właśnie, że każdy odruch buntu będzie zarejestrowany i zapamiętany – do wykorzystania w przyszłości przez system. W taki sam sposób jak pracodawcy dziś wykorzystują analizę profili społecznościowych, by badać kandydatów do pracy?

Totalna obawa

Hipoteza sformułowana przez Grzegorza Prujszczyka wywołała sprzeciw starszych uczestników debaty, którzy przypomnieli, że bunt zawsze jest możliwy, nawet w znacznie gorszych niż obecne czasach. I dlatego nie rozumieją bierności współczesnej młodzieży. Młodzież szybko odpowiedziała z brutalną bezwzględnością – ktoś nas wychował, ktoś nam taki świat zafundował, zapominając, że szkoła powinna służyć nie tylko do nauki, ale także być miejscem obywatelskiego formowania.

Co jednak z tym buntem? Czy jest możliwy? Czy jest potrzebny? Trudno na to pytanie odpowiedzieć, stosując klasycznie liberalne rozumienie wolności jako punkt odniesienia. Bo takiej wolności w świecie sieci i gęstych współzależności być nie może, bo nie istnieją wyodrębnione jednostki. Trzeba odejść od esencjalizmu, najlepiej posługując się spinozjańską kategorią puissance d’agir – mocy działania. W gęstym, powiązanym świecie stawką jest poszerzanie autonomii i powiększanie mocy działania.

Totalna autonomia

System nas stara się poddać kontroli, możemy wykorzystywać właściwości systemu i jego afordancje, by powiększać puissance d’agir. W końcu ostatnim bastionem jest ciało i bezpośrednie, niezapośredniczone przez media spotkanie osób, podczas którego tworzy się więź wymykająca się kontroli i inwigilacji. To właśnie dlatego teatr, archaiczna forma sztuki, jest dziś najważniejszą ze sztuk. Bo będąc doskonałym miejscem debaty o niemożliwości buntu, bunt ten umożliwia, choćby tylko w wyobraźni.