Ustawa o IPN. Bomba z opóźnionym zapłonem

No to prezydent Andrzej Duda nowelizację ustawy podpisał, nie odmawiając sobie przy tym gestu, który miał pokazać Salomonową mądrość. Okazał się jednak zupełnie pusty. Chodzi o odesłanie niektórych przepisów nowelizacji do Trybunału Konstytucyjnego.

O zagrożeniach stwarzanych przez znowelizowaną ustawę o IPN pisano już wiele. Pojawił się też wątek bezsensowności wprowadzania sankcji karnych do ustawy organizującej pracę instytucji, skoro w Kodeksie karnym jest już art. 133., który przewiduje karę trzech lat pozbawienia wolności za „znieważenie Narodu lub Rzeczpospolitej Polskiej”. Legislacyjny zapał doprowadził do dyplomatycznej wojny z Izraelem i Ukrainą, wywołał reakcję Stanów Zjednoczonych oraz zainteresowanie na całym świecie odradzającym się w Polsce antysemityzmem.

To jednak tylko bilans bieżący, nowelizacja ma zaszytą bombę zegarową ze względu na swe niechlujstwo merytoryczne. Sygnalizowałem je w odniesieniu do zapisów „ukraińskich”. Definicja „zbrodni ukraińskiego nacjonalizmu” wikła, paradoksalnie, za tragedię, jaka wybuchła w 1943 roku na Wołyniu, państwo polskie. Dlaczego? Bo przyznaje, że była ona kontynuacją ukraińskich działań na terenie II Rzeczypospolitej przeciwko państwu i jego funkcjonariuszom. Działań, które z kolei można interpretować (i tak wielu ukraińskich historyków robi) jako kontynuację rozpoczętej w 1918 roku wojny o niepodległość ukraińskich terytoriów.

Definicja z nowelizacji legitymizuje perspektywę, w której Wołyń 1943 jest elementem ukraińskiego powstania przeciwko polskiej okupacji ukraińskich terytoriów. Czyli zmienia czystą z punktu widzenia prawa międzynarodowego perspektywę ścigania zbrodni popełnionych przeciwko ludzkości na perspektywę historyczno-polityczną wikłającą wszystkich aktorów historii okresu 1925-1950, a więc i II Rzeczpospolitą, Państwo Podziemne, PRL, III Rzeszę, Związek Radziecki i formacje ukraińskie. Ponieważ te jednak nie są nazwane i określone podmiotowo, więc siłą rzeczy podmiotem stojącym za „zbrodniczym ukraińskim nacjonalizmem” staje się cały ukraiński naród.

Wątek ukraiński w bieżącej dyskusji został przysłoniony przez tematykę relacji polsko-żydoskich, nie zapominajmy jednak o tykającej bombie, którą lepiej już rozbrajać. Stawkę dobrze ilustruje książka Bogdana Huka „Ukraina, polskie jądro ciemności”. Pokazuje ona, jakie możliwości interpretacyjne tkwią w złożonej historii relacji polsko-ukraińskich. Nowelizacja ustawy otwiera drogę do tego, by historyczno-intelektualne interpretacje i uruchamiane przez nie fantazje zaczęły kształtować realną politykę. Historia podpowiada, że nic dobrego z tego nie będzie.