Kultura na peryferiach. Konflikt i dialog

Kultura na prowincji, panel w ramach cykluWolnośćRównośćWyobraźniaProwadzi Edwin BendykUczestnicy Anna Cieplak, Przemysław Sadura, Mikołaj LewickiRelacja Mariusz Malinowski

Opublikowany przez Video-KOD Poniedziałek, 6 listopada 2017

Kto obserwuje kulturę w Polsce z uwagą, posługując się zarówno bezpośrednim doświadczeniem, jak i wynikami licznych badań, ten dostrzega, że dzieje się coś ciekawego i niejednoznacznego. Różnicuje się coraz mocniej i jednocześnie powstają nowe wzory praktykowania kultury poza dużymi miastami. Jak pisałem niedawno w POLITYCE, doświadczamy jednocześnie dezurbanizacji i reruralizacji. Rozmawialiśmy o tym podczas debaty Forum Przyszłości Kultury „Kultura na prowincji”.

Dziewiąte już spotkanie poświęciliśmy tematowi, który niezwykle silnie wybrzmiał podczas ubiegłorocznego Kongresu Kultury. Czy na peryferiach jest życie? Czy, jak podpowiada stereotyp, wszyscy, zwłaszcza młodzi mieszkańcy polskich wsi i miasteczek, marzą o ucieczce do metropolii lub za granicę? Okazuje się, że prawda jest bardziej złożona – owszem, trwają nieustanne, zwłaszcza edukacyjne, migracje do większych miast. Po studiach pozostanie w dużym ośrodku nie jest jednak takie oczywiste, ze względu choćby na koszty i uciążliwość życia, słabo rekompensowane miejskimi płacami w dobie prekaryzacji.

Okazuje się więc, że mniejsze miasta i obszary wiejskie nie muszą być nieatrakcyjne, zwłaszcza że znakomicie poprawiła się infrastruktura materialna, mierząc zarówno dostępem do internetu, jak i jakością dróg. Ciągle różnicuje niezwykle dostępność komunikacyjna, ale – jak pokazał to jakiś czas temu Paweł Kubicki w swych badaniach – krąg codziennych spraw większości Polaków nie wykracza poza powiat. I na tym właśnie poziomie gminno-powiatowym trwa walka o dobre życie. Kultura staje się coraz ważniejszym wymiarem tej walki – lokalne instytucje kultury to cenne zasoby, którymi dysponuje lokalna władza.

Tu jednak zaczyna się coś zmieniać, pęka – jak zauważyli Przemysław Sadura i Mikołaj Lewicki – dotychczasowy schemat, który można by nazwać technokratyczną modernizacją. Zgodnie z nim lokalni włodarze – wójtowie i burmistrzowie – starali się sprawnie realizować inwestycje materialne, wykorzystując lokalną kulturę i jej instytucje jako zasób służący odtwarzaniu władzy. Ten model wyczerpuje się, coraz częściej widać, że kultura staje się polem walki o władzę. Na peryferie zaczynają wracać lub migrować przedstawiciele wielkomiejskiej klasy średniej, coraz częściej też na powrót decydują się emigranci z zagranicy i w poszukiwaniu dobrego miejsca do życia lądują z dala od hałaśliwych metropolii.

Przynajmniej na początku mają zasoby materialne, mają wysoki kapitał kulturowy i dobre kontakty, a najbardziej otwartą przestrzenią, gdzie mogą wejść w lokalną przestrzeń publiczną, nie naciskając od razu na odciski lokalnych układów, jest kultura. I okazuje się, że dobre pomysły przełamujące obowiązującą rutynę istniejących instytucji mogą być dobrą trampoliną budowania społecznego zaplecza. To jednak tylko jeden z możliwych modeli, na inny wskazał Przemysław Sadura na przykładzie Szydłowca, gdzie „atak” nastąpił od dołu, podjęli go mieszkańcy gminnych wsi, przejmując kontrolę polityczną nad miastem i życiem kulturalnym.

Jak przekonywała Anna Cieplak z Cieszyna, kultura na poziomie lokalnym coraz częściej jest polem konfliktu. Konfliktu niebędącego jedynie wyrazem walki o ograniczone zasoby, lecz także wyrazem starcia różnych sposobów myślenia o kulturze i jej praktykowania. Ta oś sporu jest niezwykle ciekawa, bo zapowiada głęboką przemianę kultury, która przestaje być hierarchią legitymizowaną przez inteligencję dzierżącą w kulturze hegemonię i staje się siecią, w której hierarchie mają charakter dynamiczny, wyrażający rozkład sił i argumentów w trwającym nieustannie agonie.

Stawką w takiej sytuacji staje się to, by agon nie przekształcił się pod wpływem politycznych emocji w antagonizm, czyli zerwanie możliwości dialogu. Spór, konflikt, dopóki nie wyklucza możliwości przejścia w fazę rozmowy i dialogu, nie jest niczym złym. Ba, w okresie przełomu daje szansę na większą mobilizację twórczych energii i wyobraźni potrzebnych do tego, by odzyskać przyszłość.