Dialog, teatr, przyszłość
Wrocławski festiwal teatralny Dialog dobiegł końca, mocno zwieńczony spektaklem „Kings of War” w reż. Ivo van Hove’a. Mimo finansowych szykan ministerstwa kultury i dzięki determinacji Tomasza Kireńczuka, dyrektora festiwalu, i zespołu organizacyjnego oraz bezprecedensowej akcji solidarności widzów i instytucji – udało się zrealizować cały program. Czy jednak za dwa lata odbędzie się 10. edycja Dialogu? To pytanie odnosi się w istocie do całego teatru w Polsce i jego przyszłości.
Przypomnę tylko w skrócie, że program tegorocznego Dialogu był zagrożony, bo ministerstwo kultury cofnęło półmilionową dotację potrzebną na sfinansowanie polskiej części programu. Powodem szykan – umieszczenie w programie „Klątwy” w reż. Olivera Frljicia, mimo że pokazywano ją niezależnie, finansując całkowicie z biletów. Na Frljicia w każdej postaci jest dziś ministerialny zapis, czego nie ukrywa Piotr Gliński w wywiadzie, jakiego udzielił Piotrowi Zarembie dla „Dziennika Gazety Prawnej”:
… w Polsce nie ma cenzury, ale ja ponoszę odpowiedzialność za dotacje. Przyznając pieniądze na Maltę, wiedzieliśmy, że jednym z kuratorów festiwalu jest Frjilić. Tyle że on zrobił „Klątwę” w Teatrze Powszechnym później, kiedy pieniądze były już formalnie przyznane. To było coś, co łamało tabu, niszczyło polską kulturę, budowało społeczny konflikt. Oliver Frjilić deklarował to zresztą publicznie: jego celem jest dzielenie ludzi. A we wniosku do ministra o pieniądze napisali, że festiwal promuje dialog międzyludzki. Nie widzi pan tu sprzeczności?
Piotr Zaremba: We Wrocławiu dał pan pieniądze na festiwal Dialog, a potem je cofnął, bo miano pokazać „Klątwę”. Ale ona miała być sfinansowana nie z dotacji, a za pieniądze widzów.
Owszem, ale to zmieniło koncepcję imprezy. „Klątwa” miała promować ten festiwal, figurowała na stronie internetowej Dialogu. Oczywiście, że to była prowokacja. Dążenie do zwarcia, naparzania się… Chodziło o to, żeby Gliński cofnął dotację, żeby było głośno.
Głośno rzeczywiście było. Na tyle, że do pomocy Dialogowi włączyli się widzowie, a także instytucje kultury z kraju i zagranicy. Brakujące środki udało się zebrać, zbiórka internetowa w ciągu dwóch tygodni przyniosła ponad 200 tys. zł. Jak już pisałem, sukces akcji solidarności z Dialogiem cieszy, choć cała sprawa nie daje powodu do radości.
Po pierwsze dlatego, że wypowiedzi Piotra Glińskiego nie pozostawiają złudzenia, że ważnym aspektem polityki kulturalnej państwa PiS jest resentyment i rewanżyzm za rzeczywiste i wyimaginowane krzywdy, jakich elektorat dzisiejszej partii władzy doświadczył w czasach do 2015 r. Taka legitymacja zaś oznacza, że arbitralne decyzje podejmowane w obronie jakoby zagrożonych cnót i wartości są istotą władzy, a nie incydentem. Poza tym sztuka ma do wykonania zadania i obowiązek podejmowania ważnych tematów, czyli takich, jakie za ważne uznaje minister kultury lub prezes, a nie takich, jakie podejmują samodzielnie nieoczytani, przygłupi, puści ideowo artyści.
Lekko więc nie będzie. W każdej chwili jakaś wypowiedź artystyczna może się nie spodobać dobrej władzy, która wie, co jest ważne, co wspólnotę buduje, a co ją dzieli i czy ksiądz w „Pokocie” został pokazany w słuszny lub niewłaściwy sposób. Jak takiej logice się przeciwstawiać? Przecież nie sposób przenieść całej niezależnej kultury do sfery prywatnej i finansować jej ze zbiórek. Nie po to zresztą płacimy podatki na kulturę, by rezygnować z ich wolnej od cenzury redystrybucji. Ciągle szansą są samorządy, które organizują pracę większości instytucji kultury i sztuki w Polsce. Oczywiście, ich podejście do kultury bywa różne, widać jednak też ich potencjalne znaczenie dla ochrony autonomii kultury. Jednym z przykładów Warszawa, gdzie w ubiegłym roku odbył się dzięki wsparciu miasta Kongres Kultury i gdzie w tym roku odbędzie się Forum Przyszłości Kultury. To dzięki samorządom możemy też w POLITYCE kontynuować program Paszportów POLITYKI, gdy wycofały się z niego spółki skarbu państwa.
Ciągle jednak pozostanie problem kluczowy – siły kompleksu, resentymentu i rewanżu, ożywiających projekt wspólnoty budowanej przez PiS. Najgorszy scenariusz na przyszłość to podobna odpowiedź ze strony środowisk dziś upominających się o wolność i niezależność sztuki i kultury. Dlatego tak ważna jest wyobraźnia potrzebna do tego, by wyjrzeć poza ramy aktualnego podziału i dostrzec poza nimi nową przestrzeń i nowe zasoby. Od zdolności uwolnienia wyobraźni zależy nie tylko przyszłość kultury, ale i przyszłość polityczna. I to właśnie niedostatek tej wyobraźni jest dziś większym zagrożeniem niż władza PiS, która tego niedostatku jest symptomem. Świetnym testem na wyobraźnię będzie Forum Przyszłości Kultury, które odbędzie się 18-19 listopada w Warszawie. Właśnie ruszyła rejestracja.