Europa różnych prędkości

Fot. Edwin Bendyk

Mamy pięć lat, żeby ruszyć z rekonstrukcją Unii Europejskiej – stwierdził David Van Reybrouck podczas debaty o przyszłości Europy. Najnowsze wyniki Eurobarometru pokazują, że rzeczywiście nastroje społeczne w krajach UE poprawiają się. Gdzie w tym wszystkim Polska?

O przyszłości Europy i Uni Europejskiej rozmawialiśmy na wschodnim jej krańcu, w Szczebrzeszynie, podczas festiwalu Stolica Języka Polskiego. David Van Reybrouck, autor znakomitego „Konga” i świetnej „Against Elections. A Case For Democracy„, oraz Maciej Zaremba Bielawski, autor m.in. słynnych „Higienistów” i „Polskiego hydraulika”. Wspierał nas w roli tłumacza Grzegorz Jankowicz. Nie znaliśmy jeszcze badań Eurobarometru, które komentuje OKO.press – wynika z nich, że poziom optymizmu w odniesieniu do przyszłości w społeczeństwach europejskich rośnie, poprawia się także (tu jednak wyjątek Polski) poziom zaufania do unijnych instytucji. Wyniki te potwierdzają zasadniczą tezę debaty – negatywny, dekompozycyjny trend w UE odwrócił się, w czym na pewno zasługa wyborów w Austrii, Holandii, a zwłaszcza we Francji. Wystarczyła chwila z brexitem, Trumpem i Kaczyńskim w Polsce, by zrozumieć, jakie są konsekwencje wyborczych decyzji karmionych resentymentem.

Odwrócenie trendu nie oznacza jednak, że można wrócić do stanu business as usual. Unia wymaga rekonstrukcji, a kluczowe wyzwania to odbudowa zaufania do jej instytucji (badania Eurobarometru pokazują, że jest na to szansa) i demokratyzacja europejskiej demokracji. Na czym miałaby ona polegać? Czy na modernizacji „od góry”, poprzez zmianę systemu elekcyjnego (jak proponuje ruch DiEM25, wzywający do stworzenia europejskiej konstytuanty, która opracuje nowe zasady dla europejskiego parlamentaryzmu), czy też na demokratyzacji od dołu, od poziomu gmin?

Salon Polityki – Przyszłość Europy. Od lewej: Edwin Bendyk, Maciej Zaremba, Grzegorz Jankowicz, David Van Reybrouck. Szczebrzeszyn, Festiwal Stolica Języka Polskiego.

Pytanie nie oznacza alternatywy, bo działać trzeba na wszystkich poziomach, integracja polityczna w kierunku „Republiki Europejskiej” będzie jednak niemożliwa, jeśli nie będzie jej ożywiać odnowienie ducha i praktyki demokratycznej. To zaś najlepiej robić na dole, na poziomie miast, bo tam najłatwiej prowadzić eksperymenty i przekładać je potem na logikę systemu państwa narodowego i unijnego. Demokrację przedstawicielską trzeba uzupełnić o instrumenty deliberatywne, włączające w proces podejmowania decyzji w złożonych sprawach zwykłych obywateli. Tak jak to ma miejsce w Gdańsku, gdzie wprowadzono instytucję panelu obywatelskiego.

Takie podejście oznacza jednak siłą rzeczy, że różne obszary Unii będą zmieniać się w różnym tempie, w zależności od otwartości na demokratyzujące innowacje. A więc Unia wielu prędkości, jako konsekwencja nierównej dynamiki oddolnych procesów modernizacyjnych. Czy należy się jej obawiać? Nie, jeśli metoda nie stanie się celem usankcjonowanym w odgórnym projekcie politycznym. W kontekście polskim paradoksalnie antyunijna i antydemokratyczna polityka rządu może sprzyjać demokratyzacji na poziomie lokalnym. Choć PiS wypycha nas na ścieżkę drugiej prędkości, nikt jeszcze nie broni samorządom wyrwać się do czoła peletonu. O tym już jednak więcej w rozmowie z Michałem Sutowskim dla „Krytyki Politycznej”.