Klimatexit. USA stają z boku klimatycznej gry

Fot. Mark Dixon, CC Attribution 2.0 Generic

Donald Trump jest konsekwentny. Stany Zjednoczone wycofują się z porozumienia paryskiego w sprawie klimatu i dołączają do elitarnego klubu tworzonego do tej pory przez Syrię i Nikaraguę.

Klimat – rzecz bardzo ważna. Ale niemniej ważny jest komunikat polityczny, jaki Donald Trump zdecydował się wysłać światu. Komunikat bardzo niepokojący.Donald Trump swą decyzję argumentował względami ekonomicznymi. Akurat kilka dni wcześniej OECD opublikowała raport, pokazujący, że dekarbonizacja i transformacja do gospodarki niskoemisyjnej opłaca się i będzie źródłem wzrostu. Podobnego zdania jest znaczna część amerykańskiego biznesu, z Jeffem Immeltem, prezesem GE, największego amerykańskiego i światowego konglomeratu przemysłowego. Immelt od dawna przekonuje, że green means greens, zielone znaczy zielone (dolary).

Tak więc argumenty ogólnogospodarcze Trumpa są wątpliwej natury. Czy w takim razie prezydent USA jest zakładnikiem „czarnego lobby” węglowo-naftowego?

Nie brakuje takich spekulacji, istotniejsze są jednak międzynarodowe konsekwencje polityczne decyzji Stanów Zjednoczonych. Porozumienie paryskie wypracowane z wielkim trudem, przy olbrzymim zaangażowaniu dyplomacji francuskiej, jest traktatem międzynarodowym nowego rodzaju, w którym bodaj po raz pierwszy zrezygnowano z logiki dominacji, zastępując ją logiką współzależności i wynikających z nich zobowiązań.

Traktat z Kioto pokazał, że porozumienie niemające charakteru powszechnego, nawet jeśli narzuca prawnie wiążące zobowiązania stronom, nie może być skuteczne. Porozumienie paryskie wiąże wszystkie strony procesu klimatycznego, blisko 200 państw. Zamiast jednak narzucać zobowiązania, państwa strony same zdefiniowały swoje ambicje klimatyczne. Zdaniem wielu ekspertów są one niewystarczające, by osiągnąć cele klimatyczne (zatrzymanie wzrostu temperatury na poziomie 1,5 st. C w stosunku do okresu przedprzemysłowego). Ale mimo to sukcesem jest wypracowanie nowej formuły współpracy międzynarodowej na poziomie państw w oparciu o platformę ONZ.

Donald Trump swą decyzją tę logikę podminowuje z pozycji ciągle najsilniejszego globalnego mocarstwa. Rzuca sprawdzam, którego stawką jest albo odnowienie amerykańskiej hegemonii, albo jej faktyczny upadek. Chodzi nie tylko o hegemonię polityczną, ale także technologiczną, choć akurat związek zawsze był silny i hegemonem politycznym było zawsze państwo kontrolujące granicę technologiczną. Amerykanie ciągle niewątpliwie utrzymują dominację w domenie cyfrowej, Barack Obama chciał ten potencjał przesunąć w kierunku nowych technologii wytwarzania energii, wykorzystując globalną polityczną platformę klimatyczną do ich upowszechniania. Gra Donalda Trumpa jest niejasna, bo w tej grze osłabia pozycję swojego kraju.

Jednocześnie daje sygnał zachęcający zwłaszcza Unię Europejską do dalszej konsolidacji i powrotu do planu sprzed szczytu kopenhaskiego w 2009 r. Wtedy ambitny plan klimatyczny, jaki Unia nieumiejętnie próbowała narzucić światu, miał zapewnić Europie odzyskanie pozycji lidera w transformacji do nowego modelu gospodarczego opartego na dekarbonizacji. Teraz Unia, wszystko na to wskazuje, będzie się odnawiać wokół idei integracji strefy euro, niskoemisyjnej transformacji gospodarczo-technologicznej i porozumienia paryskiego.

Polska znowu stoi przed paradoksalną sytuacją. Z jednej strony decyzja Donalda Trumpa jest argumentem za naszym oporem przed dekarbonizacją. Z drugiej jednak strony akurat z perspektywy naszej prowęglowej polityki decyzja prezydenta USA nie jest wcale dla Polski korzystna, bo Unia raczej przyspieszy i będzie zaostrzać politykę klimatyczną, a nie ją poluzowywać ze względu na polską miłość do węgla. Zwłaszcza że w tym uczuciu jesteśmy w Europie osamotnieni i nie możemy liczyć nawet na Węgry.

Grunt pod zaostrzenie kursu tworzy niedawny raport Wysokiej Komisji ds. Cen Emisji Węgla, działającej pod auspicjami Banku Światowego i dwóch resortów francuskiego rządu. Autorzy raportu pod kierownictwem noblisty Josepha Stiglitza i Nicholasa Sterna wskazują na konieczność jak najszybszego obciążenia emisji dwutlenku węgla podatkiem 100 dol. od tony.

Donald Trump swoją decyzją wpisuje się w nowe geopolityczne rozdanie, którego ostateczny efekt nie jest dziś znany. Wątpliwe, by Stany Zjednoczone zyskały, powrotu do hegemonicznej polityki nie ma, wyjście z porozumienia to raczej krok w kierunku zmniejszania międzynarodowego znaczenia USA. Sama transformacja do gospodarki niskoemisyjnej nie powinna ucierpieć, bo proces rozwoju technologii, zmiany świadomości, kształtowania się nowych sieci interesów, wymiany wiedzy zaszedł już tak daleko, że nie sposób go powstrzymać. Przeciwnie, ze względu choćby na Unię Europejską może nabrać nowej dynamiki.

Ciekawe, kiedy zrozumiemy to w Polsce?