O pożytkach z nieczytania
Larum po publikacji kolejnych edycji badań czytelnictwa Biblioteki Narodowej to stały fragment polskiej debaty o stanie kultury i społeczeństwa. Raz w roku mamy okazję głośno krzyknąć: Polacy nie czytają! A potem wymienić rytualną litanię argumentów za, przeciw i obojętnych.
Rzadko jest okazja zejść głębiej, do źródeł problemu, i analizować nie praktykę kulturową, jaką jest czytanie książek, tylko dyskutować o instytucji, jaką jest czytelnictwo (ilustracje pochodzą z prezentacji wyników najnowszego badania czytelnictwa BN).Jeśli popatrzeć na czytanie książek jak na praktykę kulturową, to statystyki BN korespondują dobrze ze statystykami nieuczestniczenia w innych praktykach, takich jak teatr, chodzenie na wystawy. Poprawia się kino w sensie sprzedaży biletów, trudniej jednoznacznie wypowiedzieć się, czy rośnie liczba osób chodzących do kina. Co nie znaczy, że Polacy w ogóle nie praktykują kultury, tylko raczej to, że choćby na skutek doświadczenia historycznego i opóźnionej modernizacji nigdy nie zdążyli nabrać nawyków kulturowych rozwiniętych społeczeństw mieszczańskich.
By zrozumieć różnicę, wystarczy spojrzeć na Czechy, gdzie czytają prawie wszyscy. W Polsce czytała i czyta niezmiennie inteligencja. Inteligencja musi czytać, bo czytanie jest jej potrzebne nie tylko ze względu na wszystkie walory, jakie lekturze przypisujemy, od estetycznych po praktyczne, lecz także ze względu na kluczową rolę w reprodukcji inteligenckiego statusu.
W innych warstwach społeczeństwa książka w Polsce statusowej roli nie odgrywa. Na przykład specjaliści od PR zalecali (nie wiem, jak jest dziś) politykom, by nie fotografowali się na tle książek, bo lud tego nie lubi. We Francji elementem weryfikacji kandydatów na funkcję prezydenta są ich profile czytelnicze i zawartość bibliotek, a każda kampania zaczyna się od publikacji książek programowych przez ubiegających się o stanowisko.
W Polsce nie można być inteligentem, nie czytając, we Francji inteligencja jako warstwa nie istnieje, są intelektualiści czytający zawodowo i struktura społeczna, w której nie można aktywnie uczestniczyć, nie czytając. W Polsce najwyraźniej można skończyć studia i potem wykonywać zawód wymagający wyższego wykształcenia, niewymagający jednak lektury książek.Ujmując rzecz wprost, w Polsce nie istnieje presja strukturalna wymuszająca czytelnictwo książek – najwyraźniej poziom rozwoju biznesu, złożoności instytucji i organizacyjnych struktur społecznych nie wymaga kompetencji, jakie daje praktyka czytania książek. Jako autoteliczna praktyka kulturowa czytelnictwo nie zdążyło się zakorzenić, a presja statusowa ograniczona jest do wąskiej grupy inteligencji.
Czy jesteśmy w stanie to zmienić? Lata marudzenia po kolejnych raportach BN oraz próby podejmowania wysiłków na rzecz rozwoju czytelnictwa (z programem narodowym włącznie) nie przyniosły dotychczas skutków. Czy należy ich więc zaprzestać? W jakimś sensie odpowiedzią jest reforma systemu edukacji.
Jeśli jednak chcemy poważnie walczyć o czytelnictwo, to na pewno powinniśmy uwzględnić polską szczególną specyfikę, której aspektem jest hegemonia inteligencji w kształtowaniu i legitymizowaniu praktyk kulturowych, z czytaniem włącznie. Przy dzisiejszej strukturze społecznej siła tej hegemonii ma coraz bardziej selekcyjny charakter, tzn. służy obronie i odtwarzaniu statusu, traci natomiast siłę dyfuzyjną. Skoro można należeć do klasy średniej (która wyrosła w Polsce na kredyt obok inteligencji), nie czytając, to po co się wysilać, skoro do średnioklasowego statusu wystarczą inne rytuały: wczasy za granicą, lektura katalogu samochodów i wzorów z Ikei?
Pozostaje jeszcze pytanie, czy to bardzo źle, że Polacy nie czytają? Francuzi podkreślają, że czytanie jest główną kompetencją demokratyczną. Czytanie jako umiejętność, niekoniecznie jednak czytanie książek jako praktyka kulturowa. Ta, jakkolwiek ją uwielbiam, jest bardzo wieloznaczna. Przypomina o tym już „Don Kichot” Cervantesa, pierwsza nowoczesna powieść i jednocześnie pierwsze poważne ostrzeżenie, do czego może prowadzić lektura książek. Don Kichot bez książek żyć nie może, gdy nie może czytać, dosłownie umiera. Gdy czyta, nie zyskuje jednak wcale zdolności krytyki rzeczywistości, przeciwnie – rzeczywistość książek staje się jego rzeczywistością. To niebezpieczny człowiek idei, o którym pisał Turgieniew w eseju o Hamlecie i Don Kichocie.
Tę analizę w zaskakujący sposób przypominają autorzy eseju z najnowszego numeru magazynu „Science”, wydanego na Dzień Ziemi, gdy zastanawiają się nad tym, jak można wpływać na zmiany postaw. Okazuje się, że osoby najlepiej wykształcone (oczytane, można by rzec) wcale nie są najbardziej skłonne do przyjmowania racjonalnych argumentów za zmianą postawy i stanowiska:
The striking difference in response to climate change stems in part from motivated cognition. Rather than neutrally receiving information, human brains privilege that which supports their preexisting worldview. Given limited mental resources for processing the boundless information available in the world, evolution favored cognitive efficiency. New information is processed through the filters of personal beliefs, first-hand experiences, and social identities. Ideas are dismissed or assimilated on the basis of a quick but biased heuristic of whether they line up with what is already perceived to be true. It is difficult to escape bias, even when exerting conscious mental effort. Ironically, it appears that those with the highest science literacy may exhibit more ideology-based bias than others, because their familiarity with science makes them better equipped to find supporting evidence for their preconceived view.
Spostrzeżenie to dobrze koresponduje z badaniami nad różnymi fundamentalizmami. To nie ciemny lud najłatwiej im ulega, tylko uformowani złymi lekturami inteligenci i pseudointelektualiści.
Czy to wszystko ma znaczyć, że wyniki nieczytelnictwa w Polsce powinny cieszyć, a nie martwić? Niestety, po tym, co się dzieje, widać, że wystarczająco dużo ludzi czyta złe książki, zanika natomiast infrastruktura kompetentnej krytyki, debaty, polemiki umożliwiająca tworzenie z zamkniętych ideologicznych, opartych na lekturach silosów otwartą przestrzeń wspólną znajdujących się w sporze, ale komunikujących z sobą idei.
Czytanie książek jako indywidualna praktyka jest w Polsce w odwrocie, bo nie powstała złożona, systemowa i ponadklasowa infrastruktura czytelnictwa jako instytucji.