Dyktatura kłamstwa. Polityka i postprawda

Paweł Potoroczyn przymusowo rozstając się z Instytutem Adama Mickiewicza, napisał, co myśli o polityce insynuacji, legitymizującej się przez szkalowanie i polegającej na zarządzaniu przez obgównianie.

Najnowszy „The Economist” uzupełnia tę diagnozę: taki jest dziś stan polityki w ogóle. Politycy zawsze posługiwali się kłamstwem, tym samym uznając znaczenie prawdy. Dziś już jednak prawda ich nie interesuje, to już nawet nie poczciwy postmodernizm, tylko epoka postprawdy.

„The Economist” odwołuje się do przykładów z Polski, zwłaszcza do głównego mitu obecnej władzy, katastrofy smoleńskiej jako rosyjskiego zamachu. Główny szaman tego mitu, Antoni Macierewicz, ma jednak dobre towarzystwo Donalda Trumpa i innych polityków, którzy już nawet nie kłamią, tylko posługują się kategorią, że prawdą jest to, co mobilizuje elektorat.

To nowy rodzaj populizmu, który ciekawie analizuje z kolei Jan-Werner Müller w „Guardianie”. Populizm definiuje jako taki ruch polityczny, który zamiast tego, co robili uczestnicy Occupy Wallstreet, nie krzyczy „We Are 99%”, tylko „We Are 100%”. Tylko my reprezentujemy całość, niezależnie od faktycznych wyników wyborów (zawsze można oskarżyć elity o fałszerstwo lub arytmetyki wyborczej używać do przekładania faktycznej mniejszości na głos suwerena). Co ważne i łączy analizę Müllera z analizą „The Economist”: całość reprezentowana przez populistów nie odnosi się do rzeczywistości, tylko cementowana jest narracją moralną.

Müller też ostrzega przed naiwnym przekonaniem, że stworzony przez populistów świat iluzji, jaki wyniósł ich do władzy, podczas realnie sprawowanej władzy będzie przeszkodą. Wszak władza odnosi się do rzeczywistości.

The notion that populists in power are bound to fail one way or another is comforting. It’s also an illusion. For one thing, while populist parties necessarily protest against elites, this does not mean that populism in government will become self-contradictory. All failures of populists in government can still be blamed on elites acting behind the scenes, whether at home or abroad.

Niestety, w czasach postprawdy sprawa się komplikuje, bo elektorat gotów jest głosować wbrew swoim interesom. Dlaczego tak się dzieje? Tu już warto wrócić do „The Economist”. Jedna z najważniejszych przyczyn to delegitymizacja i erozja zaufania do instytucji odpowiedzialnych za „produkcję prawdy”: instytucji akademickich, eksperckich, mediów. Nauka, jako przyczółek nowoczesnego państwa odpowiedzialny za gwarantowanie obiektywnej prawdy, straciła ten uprzywilejowany status.

Doskonale ilustruje tę sytuację śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej. Skoro wyniki pracy pierwszej komisji nie spełniły politycznych oczekiwań, powołana została nowa komisja z zaprogramowanym już w jej działanie wynikiem. Finał jej pracy będzie innym sposobem realizacji scenariusza, według jakiego powstał film „Smoleńsk”. Andrzej Zybertowicz związany z obecnym obozem władzy jest współautorem książki „Samobójstwo Oświecenia”. W istocie jednak mamy do czynienia z zabójstwem Oświecenia i rezygnacją z rozumu w przestrzeni publicznej.

Czy tę sytuację można odwrócić? Paradoksalnie sojusznikiem ratującym rozum i racjonalne myślenie mógłby być Kościół. Wyćwiczony na scholastycznej tradycji zawsze był niechętny emocjonalnej religijności ludu i najbardziej bał się cudów. Zdaje się, że liczba uzdrowień w Lourdes uznawana przez czynniki kościelne jest mniejsza, niż pozwalają na to medyczne statystyki. Problem w tym, że Kościół sam ulega populizmowi w walce o swój elektorat.

Postprawda nas nie wyzwoli. Czy jednak można jeszcze odzyskać rozum w przestrzeni publicznej czy już pozostało jedynie czekać na demony?