Orbán, Kaczyński. Rewolucja, czyli sojusz koniokradów

fot. Darek Delmanowicz / PAP

Cała Europa patrzyła (podobno) na to historyczne wydarzenie. Premier Viktor Orbán i prezes Jarosław po raz pierwszy wystąpili we wspólnej debacie.

Rzeczywiście, fascynujące przeżycie – i piszę to bez ironii. Kompensacyjna literatura fantastyczna w akcji, tylko że nie na festiwalu literackim, a podczas „Davos dla ubogich”, pardon – polskiego Davos, czyli Forum Ekonomicznego w Krynicy.

https://youtu.be/gAiy7flqZHU?t=31m43s

W tym spektaklu ważne jest każde słowo, zwłaszcza Viktora Orbána, bo widać, jak starannie rozgrywa Jarosława Kaczyńskiego. Rzecz oczywiście o debacie (w załączonym nagraniu od ok. 30 minuty), jaka odbyła się 6 września w Krynicy podczas Forum Ekonomicznego i była doskonałym wyrazem „bromansu” (określenie z „Financial Times”), w którym Orbán sprawi wrażenie partnera dominującego. Bo szczwany lis Orbán już na starcie uderzył w czułe struny polskiego inteligenta, jakim jest Jarosław Kaczyński, składając mu hołd z jego (bezużytecznej, na zasadzie – pan wie więcej, ja wiem lepiej) erudycji. Bo to Węgry, naród mały, zaledwie 10-milionowy, dysponują nadmiernym wigorem, który przekłada się w nadprodukcję historii i idei, jakich ten niewielki naród nie jest w stanie sam zagospodarować. Dlatego potrzebne jest coś w rodzaju lebensraum dla tej nadwyżki żywotności, 40-milionowa Polska dysponująca z kolei nadmiarem tożsamości.

Dopiero w tym kontekście można rozpatrywać projekt orbánowskiej kontrrewolucji czy – jak znamiennie zmienił akcent Kaczyński – rewolucji. Orbán traktuje Unię Europejską i kwestie ideologicznie instrumentalnie, dlatego mówi o kontrrewolucji, która ma polegać na Europie zrekonstruowanej w oparciu o narodowe tożsamości. Jarosław Kaczyński, jak sam stwierdził, woli mówić o rewolucji, a więc projekcie aktywnym, misjonarskim. Niby niewielka różnica, a jednak zasadnicza – Orbán zdaje sobie sprawę, że nawet z użytecznym idiotą, Polską z Kaczyńskim na czele, Europy nie zmieni. Potrzebuje jednak Europy, by przeżyć w geopolitycznym piekle, jakim potrafi być ten region i jednocześnie zapewnić reprodukcję zasobów dla tworzonego quasi-putinowskiego systemu władzy stabilizowanego przez narodową oligarchię gospodarczą.

Jarosław Kaczyński mówi o rewolucji, zresztą całkiem ciekawie, zwracając uwagę, że głęboka kulturowa integracja Europy jest niemożliwa, chyba że na poziomie kultury popularnej. Tylko że nigdy nie było projektu głębokiej integracji kulturowej, kultura i edukacja świadomie zostały pominięte w europejskim projekcie z dokładnie takich samych powodów, dla których Niemcy nie mają federalnego ministerstwa edukacji ani też kultury. Natomiast polityka kulturalna PiS nie ma nic wspólnego z europejską tradycją i głębią kulturową, tak jak ją definiuje choćby papież Franciszek, tylko bliżej jej do zasad maoistowskiej rewolucji kulturalnej.

Debata fascynująca, dotycząca kluczowych kwestii, jak choćby możliwość realnej podmiotowości „nędznych państw Europy Wschodniej”, jak pisał o regionie Istvan Bibo. Debata przypominająca jednak bardziej dialogi z nowozelandzkiego filmu „Boy” niż odnoszący się do rzeczywistości dyskurs polityczny. Nie wiem, czy – jak stwierdził na starcie Michał Karnowski prowadzący debatę – cała Europa przyglądała się temu wydarzeniu. Sądząc jednak po komentarzu w „Financial Times”, ci, którzy patrzyli, mieli okazję uczestniczyć w dobrym spektaklu.

Znamienna jest końcówka, kiedy po całej napuszonej mocarstwowej pogadance Viktor Orbán sięga po zasoby mądrości ludowej i stwierdza, że na Węgrzech mówi się, że z tym, komu się ufa, można nawet konie kraść. Nie wiem, czy świadomie, w każdym razie spektakularnie Viktator spuścił powietrze z dmuchanego podczas debaty balonu puentą, że cały chytry geopolityczny plan Węgier i Polski jest po prostu sojuszem koniokradów próbujących przechytrzyć administratorów stajni (znaczy Unii Europejskiej – to już twórcza wrzutka Kaczyńskiego). Naprawdę mocne.

Uzupełnienie: prawicowy francuski dziennik „Le Figaro” skomentował krótko pomysł rewolucji kulturalnej opartej na odbudowie Europy w oparciu o tradycyjne narodowe tożsamości: „jeszcze nigdy koncepcje narodu na Wschodzie i na Zachodzie nie były tak od siebie odległe”.