Papież Franciszek i gender Pana Boga

Jedno słowo, by nic nie zyskać, a wszystko stracić. Gender.

Papież Franciszek podzielił się w Polsce z biskupami, że podobnie jak im cierpnie mu skóra od gendera. To wyznanie nie wystarczyło, by rozgrzeszyć papieża w oczach tradycjonalistycznej prawicy za lewackie odchylenia. Wystarczyło jednak, by Franciszek zaprzepaścił pozycję lidera polskiej lewicy.

Prawdziwą, patriarchalną i konserwatywną twarz Franciszka odsłaniają w OKO.press Agnieszka Graff i Elżbieta Korolczuk. Swój tekst puentują:

Antygenderyzm w polskim wydaniu ma charakter szowinistyczny: stał się częścią wzmożenia nacjonalistycznego i świetnie współbrzmiał z lękiem przed uchodźcami, przedstawianymi jako obcy zagrażający „polskim kobietom” i polskiej kulturze. Tymczasem w ramach papieskiej opowieści „gender” należy zwalczać z innych powodów.

„Genderyzm”, indywidualizm, konsumpcjonizm, niesprawiedliwość – to w ramach tej optyki w dużej mierze synonimy. Zdaniem Franciszka kultury lokalne są zawsze z gruntu tradycyjne, patriarchalne i heteronormatywne a dopiero struktury ponadnarodowe (ONZ, UE) „kolonizują” je wprowadzając grzeszne dziwactwa takie jak emancypacja kobiet czy prawa gejów.

Antyneoliberalna retoryka sprawia, że Franciszek nie znajduje wspólnego języka z tą częścią prawicy, która łączy odrazę do emancypacji kobiet i środowisk LGBT z wiarą w wolny rynek. Jednak papież krytykujący chciwość współczesnego kapitalizmu nie jest też sojusznikiem lewicy. Antyglobalistyczny prawicowy populizm papieża łączą pewne podobieństwa ze współczesnym myśleniem lewicowym – ale są one powierzchowne. Tu i tu kluczowy jest sprzeciw wobec ekonomicznych nierówności, „bałwochwalstwa pieniądza”.

Jednocześnie, zarówno interpretacja źródeł obecnego kryzysu, jak i zaproponowane przez Franciszka sposoby, by mu zaradzić, są bardzo podobne do tych, jakie proponowali jego poprzednicy, w tym Jan Paweł II. Lekiem na całe zło ma być ład „naturalny” czy raczej boski porządek głęboko patriarchalny i odległy od ideałów liberalnej demokracji, która okazuje się tu złowrogim „kolonizatorem”.

Użyję formuły Slavoja Žižka i stwierdzę, że autorki mają rację, ale się głęboko mylą. Mają rację, że papież jest konserwatywny i w swym przywiązaniu do doktryny Kościoła nie różni się od swych poprzedników. Pisałem o tym, również w OKO.press, przed przyjazdem Franciszka.

Czy rzeczywiście jednak papieski projekt nie różni się od poprzednich? Różni się, i to zasadniczo – żeby nie powtarzać argumentów raz już użytych w tamtym tekście, dodam nowe.

Nowość Franciszka polega na tym, że proponuje wizję nowego, postantropocentrycznego i postuniwersalistycznego humanizmu. Ma świadomość, że we współczesnym świecie, którego przyszłość zależy od współzależności wielu kultur, nie można rościć sobie pretensji do uniwersalizmu własnego systemu religijnego czy etycznego. Dlatego odrzuca prozelityzm, a gdy mówi o Europie, za jej tożsamościowy fundament określa humanizm właśnie, a nie chrześcijaństwo.

Gdy mówi krytycznie o gender, mówi z perspektywy partykularnej, własnego systemu wartości, któremu pozostaje wierny i w tej wierności, jako głowa Kościoła, pozostaje wiarygodny. Jednocześnie mówi o konieczności uznania wielokulturowości świata, a więc także różnorodności aksjonormatywnej jako źródła kreatywności i żywotności niezbędnej, by podołać wyzwaniom współczesności. Do najważniejszych należą nierówności, wykluczenie i destrukcja środowiska.

Jak jednak w wielokulturowym świecie się porozumieć? Czy jest to w ogóle możliwe – Wiesław Myśliwski w rozmowie z Michałem Nogasiem twierdził, że takie porozumienie wobec wielości prawd jest niemożliwe. No właśnie, czy antygenderowy papież może się porozumieć z progenderową Agnieszką Graff?

Z problemem takim mierzyła się, wśród licznych filozofów i filozofek myślących o dialogu, Simon Weil. Jak możliwe jest porozumienie ludzi różnych i równych jednocześnie? Biegła w matematyce doszła do rozwiązania, odwołując się do nauki o proporcjach. Kluczowym elementem jej rozwiązania jest konieczność istnienia referensu transcendalnego, czyli wspólnego punktu odniesienia dla szukających porozumienia. Weil wskazywała, że takim referensem jest Chrystus jako symbol Prawdy. Franciszek ma jednak świadomość, że trudno się odwoływać do Chrystusa jako punktu wspólnego, gdy chce się porozumieć z niechrześcijanami.

Tym referensem staje się jednak Ziemia i wspólne dla całej ludzkości wyzwanie, jakim jest uniknięcie ekologicznej zagłady. Jeśli wszyscy się zgodzą, że zagrożenie jest realne (dla przypomnienia, 8 sierpnia minął Dzień Długu Ekologicznego, od tego dnia do końca roku żyjemy na kredyt wobec środowiska – bardziej obrazowo: zużywamy półtora razy więcej zasobów, niż geokosystem jest w stanie odtworzyć), to nawet wobec różnicy poglądów na szczegółowe kwestie wspólny cel i wspólne wyzwanie umożliwia dojście do porozumienia bez konieczności porzucenia własnej tożsamości. Jak pisałem w OKO.press, referensem transcendentalnym jest w tym ujęciu świadomość antropocenu.

Czy tę perspektywę można pogodzić z uniwersalizmem praw człowieka? Tu odpowiedź jest bardziej złożona, bo wymaga dostrzeżenia, że Franciszek odrzucając antropocentryzm, mówi nie tylko o prawie naturalnym (zgodnie z kościelną tradycją), ale także o tym, że Natura ma prawa, a więc też i formy podmiotowości.

A skoro tak, to przypomnę wypowiedź Jana Hartmana z rozmowy dla POLITYKI:

Badania opinii pokazują, że stosunek Polaków do aborcji z roku na rok jest coraz mniej liberalny. Skąd ten trend?
Ludzie chodzą do kościoła i słyszą tam to, co słyszą. Ale też niezależnie od indoktrynacji, na fali rewolucji liberalnej zaczęliśmy przypisywać prawa zarodkom i możliwe, że będziemy na nie coraz bardziej wrażliwi, tak jak niedawno uznaliśmy prawa kobiet, a od jakiegoś czasu stajemy się coraz wrażliwsi na prawa zwierząt. Cieszy mnie to.

Podsumowując, twierdzę, że papież będąc tradycjonalistą w wymiarze partykularnym, jest jednocześnie rewolucjonistą w wymiarze uniwersalnym, próbując określić warunki dla, jak to określiłem, postantropocentrycznej i postuniwersalistycznej syntezy, którą można nazwać nowym humanizmem lub neohumanizmem. Pojęcie syntezy jest ważne, bo oznacza, że nie chodzi o powrót do przednowoczesnego ładu polegającego na koegzystencji religii i kultur w ramach reguły tolerancji, tylko o ład ponowoczesny oparty na współzależności.

Oczywiście mogę się w swej interpretacji mylić, nie jestem franciszkologiem, czytam papieskie teksty z pozycji niekonfesyjnej, a wypowiedź o gender tylko wzmocniła zainteresowanie.

A już na koniec – ta walka antygenderowych katolików z genderem jest urocza, bo nie zauważają, jak pan Jourdain, że na co dzień mówią prozą. Bo gdy ktoś mówi np. Pan Bóg, używa kategorii płci kulturowej – wszak zgodnie z katechizmem Kościoła katolickiego:

Bóg w żadnym wypadku nie jest obrazem człowieka. Nie jest ani mężczyzną, ani kobietą. Bóg jest czystym duchem, w którym nie ma miejsca na różnicę płci.

Każda próba antropomorfizacji istoty Boga oznacza konieczność odwołania się do płci kulturowej. Bez gendera o Bogu mówić się ludzkim językiem nie da.