PRL B(P)iS. Grupa rekonstrukcji historycznej

Listopad, niebezpieczna dla Polaków pora. Być może odnotujemy 20 listopada jako moment oznaczający koniec trwającego ćwierć wieku eksperymentu z demokracją liberalną.

Na pewno, po dokończonym formalnie 20 listopada zamachu na Trybunał Konstytucyjny, w świetle wcześniejszych ataków na samą Konstytucję, stwierdzić można, że wchodzimy w okres rekonstrukcji demokracji ludowej (można też użyć pojęcia: populistycznej).

O logice i źródłach legitymizacji rewolucyjnego projektu Jarosława Kaczyńskiego pisałem we wpisie „Dwa ciała Prezesa”. Świadomość tej logiki podpowiada, że po blitzkriegu i przejęciu kluczowych punktów w państwie podejmowane będą działania, by przejąć kontrolę nad kolejnymi elementami struktury państwa. Najbardziej obawiać się trzeba zamachu na samorząd, na co chrapkę miał Jarosław Kaczyński już przed dekadą. Bo samorząd terytorialny, choć daleko mu do doskonałości, jest przestrzenią autonomii i buduje przeciwwagę dla państwa. To właśnie ta przeciwwaga, która wytwarza przestrzeń dla możliwości obywatelskiego działania, najbardziej musi niepokoić. O ileż łatwiej rządzić państwem o takim ustroju jak Węgry, gdzie samorząd ma zupełnie inny status.

W sensie politycznym wszystko jest mniej więcej jasne, można rysować scenariusz szybkiego marszu PiS przez instytucje. Jego skutków trzeba się obawiać, ale ważniejsze jest pytanie o skutki społeczne: na ile przejęcie pełnej instytucjonalnej kontroli nad państwem przełoży się na uzyskanie kontroli nad społeczeństwem. Pytając prościej: czy grozi nam „jedynie” autorytaryzm czy – jak obawia się prof. Andrzej Zoll – totalitaryzm. PiS nie pozostawia złudzeń, że chciałby uzyskać kontrolę na duszami Polaków, stworzyć z nich Naród, strukturalnie coś na wzór PRL epoki Gomułki i Moczara, a w sensie symbolicznym pewno coś bliższego salazarowskiej Portugalii. Czyli– tak jak pisałem – narodowy, korporatystyczny kapitalizm oparty na „tradycyjnej” hierarchii społecznej umocowanej w „tradycyjnych” wartościach.

Czy to się może udać? Nie, jeśli zaufać temu, co mówi współczesna wiedza o społeczeństwie. Działania PiS, jakkolwiek groźne, przypominają projekt grupy rekonstrukcji historycznej połączony z projektem fandomu fantasy polegający na zbudowaniu wyidealizowanej Polski zamieszkałej przez prawdziwych Polaków. Jak wszystkie tego typu projekty opiera się ona na redukcji złożoności społecznego świata i jego symbolicznego wyrazu w wielości form kultury do uproszczonego modelu. Model ten to nic innego jak powtarzana jak mantra przez funkcjonariuszy PiS fantazja o wspólnocie narodowej, biało-czerwonej drużynie spojonej wspólnym kanonem lektur, jedną wiarą, jedną państwowo usankcjonowaną wizją historii bez skaz etc.

Nawet jednak ciężko pracując, PiS nie da rady. Jesteśmy już zbyt złożonym i zróżnicowanym społeczeństwem, które nauczyło się doskonale tworzyć sfery autonomii poza instytucjami. Nie grozi nam ani model węgierski, ani rosyjski, bo najbardziej nawet nawiedzony, charyzmatyczny wódz nie zyska w Polsce takiego poparcia jak w tamtych krajach (czyli poparcia przekraczającego połowę populacji). Endemiczny problem polskiego społeczeństwa – niewielkie zaangażowanie w politykę – ma też i dobre strony: ponad połowa nieuczestnicząca w wyborach to milcząca większość, rodzaj „czarnej dziury” kipiącej nieznaną energią, ludzi realizujących swoje indywidualne strategie na życie i przeżycie, bycie w kulturze i poza nią. Tą energią nie da się sterować, niewiele w sumie o niej wiemy. To jednak ona może zdecydować o przyszłości.

Obok „milczącej większości” są ci, którzy nie milczą i zaczynają się samoorganizować, niezależnie od struktur politycznej parlamentarnej opozycji. Powstał Komitet Obrony Demokracji, świetnie. Najważniejsze to nie stracić woli autonomii i wolę tę przekładać w działanie.

I po drugie, poczucie humoru: odpowiedź paryżan po zamachu 13 listopada była prosta: nie dajmy sobie odebrać joie de vivre. Tak, nie dajmy sobie odebrać radości życia, nie dajmy sobie wmówić, że sens wspólnotowego życia wyznacza modlitwa o poranku, hymn o zmierzchu i pieśni o żołnierzach wyklętych w przerwie obiadowej. Kto tego potrzebuje, szacunek. Kto chce taki model narzucić, poniesie klęskę.