Solidarność według kobiet
Dopiero wczoraj udało mi się dotrzeć na „Solidarność według kobiet”, film Marty Dzido i Piotra Śliwowskiego.
Mogłem przyglądać się początkom tego projektu, gdy autorzy poszukiwali sprzymierzeńców, docierając zarówno do instytucji, jak i do serc internautów, którzy crowdfundingowo wsparli produkcję. Kilka minut surowego na początku materiału pokazującego ideę filmu rozwinęło się w pełnometrażową opowieść o jednym z najciekawszych momentów polskiej historii.
Tyle tylko, że Marta Dzido i Piotr Śliwowski postanowili pójść innym tropem niż choćby Andrzej Wajda w filmie o Lechu Wałęsie. Zaintrygowało ich to, że jeszcze w 1980 r. na strajkowych fotografiach pełno jest kobiet, nazwiska Walentynowicz, Krzywonos, Duda-Gwiazda, Pieńkowska wpisały się w Sierpień na zawsze. Już jednak kilka lat później w negocjacjach przy Okrągłym Stole uczestniczyła tylko jednak kobieta, Grażyna Staniszewska.
Film Dzido i Śliwowskiego nie jest pierwszą opowieścią o kobietach Solidarności, odpowiedzi na pytanie o wykreślenie kobiet z oficjalnej historii naszej rewolucji podejmowała Shana Penn w swych książkach. „Solidarność według kobiet” ma jednak urok szczególny, bo opowiada historię z punktu widzenia Marty, młodej kobiety urodzonej w 1981 r., która chce zrozumieć, co dzieje się dzisiaj przez odzyskanie pamięci o tym, co wydarzyło się w rzeczywistości.
Powstała fascynująca historia, znakomicie zilustrowana materiałami dokumentalnymi i wypowiedziami żyjących jeszcze bohaterek. Nie ma w tej opowieści resentymentu, nie ma zbędnego patosu, choć nie brakuje wzniosłych momentów. Jest napięcie – materiał został doskonale zmontowany, a sposób wprowadzenia Ewy Ossowskiej to absolutnie mistrzowskie zagranie.
Film – poza tym, że przywraca historii wyrwane z niej osoby i wydarzenia – metaforycznie upomina się o pamięć tych wszystkich, którzy nie załapali się na karty oficjalnej opowieści o sukcesie, choć do tego sukcesu walnie się przyczynili. Chodzi rzecz jasna o robotników wielkich zakładów przemysłowych, pod koniec lat 80. nastawionych najbardziej antysystemowo – po 1989 r. to oni ponieśli koszty transformacji.
Cieszę się, że Marta i Piotr doprowadzili swój projekt do końca, dzięki ich uporowi i talentowi powstał niezwykły dokument o naszej najnowszej historii i jej zapomnianych często bohaterkach. Po prostu – dzięki za dobry film.