Energetyka obywatelska – decyzja należy do Sejmu

energetyka-prosumencja

Energetyka prosumencka, źródło: Radioaktywne.pl

Dziś w Sejmie kluczowe głosowanie nad losem ustawy o Odnawialnych Źródłach Energii, która po trudnej drodze legislacyjnej została przez Sejm wzbogacona o poprawkę otwierającą drogę do tzw. energetyki obywatelskiej.

Senat, czuły na argumenty rządu i koncernów energetycznych, poprawkę usunął, inaczej określając możliwości wytwarzania energii przez prosumentów. Czy uda się powrócić do wcześniejszej wersji? Od decyzji Sejmu zależy nie tylko model rozwoju energetyki, lecz także całej infrastruktury gospodarczej w najbliższym czasie. Zablokować rozwój energetyki obywatelskiej to tak jakby ćwierć wieku temu zablokować rozwój internetu w imię interesu ówczesnego monopolisty telekomunikacyjnego.

Analizę ekonomiczną efektów działania ustawy w wersji prosumenckiej i w wersji rządowo-senacko-koncernowej prezentuje wyczerpująco Grzegorz Wiśniewski, szef Instytutu Energii Odnawialnej, na swoim blogu (Polecam cały tekst, poniżej fragment):

Korporacje (operator sieci i spółka obrotu w jednym) widzą tanią energię prosumencką  jako  towar  gotowy do dostarczenia  sąsiedniemu klientowi, od którego pobierze stosowna należność, którego wartość jest pomniejszona co najmniej  o koszt różnicy bilansowej, która  się nie odłoży na sieci w związku z brakiem przepływu (braku strat energii) oraz odłożenia w czasie inwestycji w podsystem wytwórczy, przesyłowy, a zwłaszcza dystrybucyjny. Prosty rachunek z pozycji korporacji prowadzi do wniosku, że pełny koszt dostarczenia energii do jaj nabywcy na taryfie G11 (taryfa mikroprosumentów) to ok. 0,61-0,62 zł/kWh (bez kosztów podatkowych dostawy energii), ale już z uwzględnieniem  unikniętych strat i dodatkowych korzyści dla korporacji, lokalna energia prosumencka jest warta ok. 0,63-0,64 zł/kWh. Oznacza to, że po pierwsze senacka poprawka prosumencka, za której przyjęciem lobbuje PKEE, pozwala na zarobienie na każdej kWh wyprodukowanej w gospodarstwie domowym ponad 0,2-0,25 zł/kWh jako różnicę pomiędzy realną  wartością energii prosumenckiej (0,63 zł/kWh) a ceną płaconą „na zaciskach” prosumentowi (ok. 0,4 zł/kWh).

Za wszystko i tak zapłaci zwykły konsument energii, bo w/w łatwy korporacyjny zarobek nie przełoży się na korektę taryf. Wręcz przeciwnie, mechanizm „opłaty OZE” w ustawie o OZE spowoduje zagarnięcie tej nadwyżki przez korporację z góry, zanim nawet prosument zacznie produkować energię. Różnica pomiędzy poprawka prosumencką Sejmu (autorstwa posła Bramory)  i Senatu (argumentacja posła Czerwińskiego i PGE) polega na tym, że przy początkowo tych samych kosztach po stronie konsumenta, wartość dodatnia w ramach poprawki sejmowej trafi do 200 tys. zwykłych polskich rodzin, w szczególności tych biedniejszych i koszt ten dla zwykłego konsumenta będzie szybko spadał, a w ramach poprawki senackiej całość nadwyżki trafi do 4-5 korporacji (ok. 80 tys. stosunkowo dobrze płatnych pracowników, choć zyski niekoniecznie do nich wszystkich trafią), a koszt dla konsumenta będzie rósł w nieskończoność.

Rachunek ekonomiczny łatwo przeliczyć na polityczny: rozproszone siły prosumentów, nawet jeśli z ustawy skorzysta do 200 tys. osób/gospodarstw, są niczym wobec skonsolidowanego interesu sektora energetycznego. Ustalenia z górnikami i strategiczna decyzja budowy przyszłości systemu energetycznego na węglu jeszcze przez wiele lat pociąga konsekwencje – teraz trzeba maksymalizować zwrot poczynionej politycznej (i finansowej) inwestycji i dalej wspierać oparty na węglu sektor.

Dziś Sejm ma możliwość przywrócić poprawkę wspierającą rozwój małych, prosumenckich źródeł energii. W sumie chodzi o mniej niż jeden GW zainstalowanej mocy. O wiele ważniejsze jest uruchomienie samego procesu.  

Stawką jest zmiana modelu energetycznego i włączenie do systemu małych, rozproszonych źródeł energii. Chodzi o coś więcej niż samą energetykę – rzeczywistą stawką jest model społeczno-polityczny. Wzmacniając wielkie koncerny, rząd twórczo rozwija leninowskie hasło o elektryfikacji, które we współczesnej parafrazie mogłoby brzmieć następująco: kapitalizm państwowy to władza plus kontrola nad energetyką.

Oddając część kontroli nad wytwarzaniem energii małym wytwórcom, de facto gospodarstwom domowym, oddać też trzeba by było część władzy. Warto spróbować, dla dobra samej władzy. A węgiel, zamiast bezsensownie go spalać w kotłach, zachowajmy na gorsze czasy – jako surowiec chemiczny.

Przyszłość ze swoimi wyzwaniami przychodzi zazwyczaj szybciej, niż się wydaje.

Tu link do ścieżki legislacyjnej ustawy o OZE w witrynie Sejmu.