USA i Chiny – ocieplenie w sprawie klimatu
Niedawno, przy okazji rocznicy upadku Muru Berlińskiego, prezentowałem opinie Michaiła Gorbaczowa i Henry’ego Kissingera straszącego nadchodzącą zimną wojną. Dziś czas na coś gorętszego – Barack Obama dogadał się z Xi Jinpingiem w sprawie działań Stanów Zjednoczonych i Chin na rzecz walki z globalnym ociepleniem.
To porozumienie z wielu względów historyczne: Chiny po raz pierwszy przyjęły konkretne zobowiązanie dotyczące struktury emisji – do 2030 r. osiągną maksimum emisyjne, budując do tego czasu system energetyczny, wytwarzając co najmniej 20 proc. mocy ze źródeł zeroemisyjnych. USA z kolei mają do 2025 r. zmniejszyć swoje emisje w stosunku do poziomu z roku 2005 o 26-28 proc.
USA i Chiny są obecnie największymi emitentami gazów cieplarnianych, odpowiadają za ponad jedną trzecią światowej emisji tych gazów. Jednocześnie jednak też niezwykle intensywnie rozwijają energetykę ze źródeł odnawialnych. W USA ponad połowa instalowanych mocy pochodzi właśnie z OZE.
Na dodatek przechodzenie na tani gaz łupkowy powoduje, że Amerykanie zamykają elektrownie węglowe i wytwarzają elektryczność oraz ciepło z gazu, co już przyczyniło się do zmniejszenia emisji. Tyle tylko, że w ten sposób wolny węgiel trafia do puli na światowym rynku, wywierając presję cenową – a tani węgiel wobec załamania systemu handlu emisjami dwutlenku węgla w Unii Europejskiej powoduje, że niemieckie koncerny energetyczne zamykają siłownie gazowe (bo w Europie akurat gaz jest drogi) i wracają chwilowo do węgla.
Unia Europejska, niezrażona tymi chwilowymi trudnościami, przyjęła ambitny pakiet klimatyczno-energetyczny, więc teraz jej liderzy mają powód do gratulacji Chinom i USA. Mogą również pogratulować sobie, bo w końcu Bjoern Lomborg i inni malkontenci przestaną mówić i pisać, że samotna walka UE o klimat jest bez sensu i nie ma znaczenia, jeśli do gry nie przystępują najwięksi, czyli właśnie USA i Chiny.
Teraz, gdy ok. połowy światowych emisji objętych jest zobowiązaniami redukcyjnymi, zupełnie inaczej przedstawiają się szanse na sukces Szczytu Klimatycznego ONZ COP21 w Paryżu w przyszłym roku – ma być wtedy przyjęte nowe globalne porozumienie w miejsce wygasającego (a i tak martwego) Protokołu z Kioto. Nowość ma polegać na tym, że nowe porozumienie ma dotyczyć wszystkich państw-stron Konwencji Klimatycznej.
Już niebawem, podczas COP20 w Limie (zaczyna się 1 grudnia), przekonamy się o rzeczywistym znaczeniu zarówno decyzji europejskich, jak i porozumienia chińsko-amerykańskiego. Pozostaje co prawda jeszcze jeden problem – Barack Obama może być pewien, że dysponujący większością w Kongresie republikanie zrobią wiele, żeby zablokować klimatyczne ustalenia.
I tak świat będzie się w tej chwili huśtał od globalnego ochłodzenia geopolitycznego do walki z globalnym ociepleniem klimatycznym. Obyś żył w ciekawych czasach.