Weekend z Saszką Irwancem

fot. Grzegorz Kuprianowicz

Ołeksandr Irwaneć zapewne nie należy do najpopularniejszych w Polsce ukraińskich pisarzy. Warto jednak wczytać się w jego teksty, choć nie jest to łatwe zadanie. Zwłaszcza najnowsza, przetłumaczona na polski książka „Choroba Libenkrafta” porażą swą dystopijną beznadzieją. Gdy Saszko przesłał mi jej tekst w 2010 r., nie mogłem wyjść poza pierwszy rozdział. Dziś jednak, po doświadczeniach Majdanu i dalszego rozwoju sytuacji w Ukrainie, czyta się ją już niekoniecznie jak dystopię, a raczej jako profetyczną wizję ostatecznego starcia z homo sovieticus. Bo – jak twierdzi Saszko – to, co dzieje się dziś na Ukrainie, to nie wojna z Rosją ani też wojna domowa, tylko właśnie konfrontacja nowej ukraińskiej tożsamości z homo sovieticus, jaki ciągle jeszcze gnieździ się i głośno przypomina o swoim istnieniu.

Dyskusję o książce „Choroba Libenkrafta” i rewolucji rozpoczęliśmy tydzień temu w Warszawie w Centrum Sztuki Współczesnej, w rozmowie uczestniczyła także Bogumiła Berdychowska, znawczyni tematyki ukraińskiej. Przypomniała, jakie znaczenie dla ukraińskiej kultury miał fenomen Bu-Ba-Bu, awangardowej grupy artystycznej założonej w 1985 r. właśnie przez Irwanca, Jurija Andruchowycza i Wiktora Neboraka (warto pamiętać, że w 1985 r. w łagrze zginął Wasyl Stus, uznawany za największego poetę ukraińskiego XX wieku, system sowiecki ciągle był groźny). Bubabiści podjęli wyzwanie i postanowili zaatakować system karnawałową zgrywą, podobnie jak we Wrocławiu Major atakował system w ramach Pomarańczowej Alternatywy.

Swoistym hymnem Bu-Ba-Bu stał się napisany przez Irwanca utwór „Turbacja Mas” (poniżej fragment w przekładzie Bohdana Zadury):

Od czasów Lukrecjusza

I czasów Horacego

Od czasów Helwecji

I Kooperacji

Do czasów, gdy przyjdzie Nowa Degeneracja,

Aktualna będzie

Nasza MAS TURBACJA!

Gdy już Ukraina odzyskała w 1991 r. niepodległość, establishment kulturalny zaczął odkrywać swój patriotyzm i dawał mu wyraz w pompatycznej twórczości, czego wyrazem był wiersz Wołodymyra Sosiury „Kochajcie Ukrainę!”. Saszko odpowiedział wierszem „Kochajcie Oklahomę!”:

Miłości tej, większej niż pociąg do bulw,

Niech w duszy twej gorze płomień.

Virginię-stan i Virginię Woolf

Kochaj.

I kochaj Oklahomę!

Oczywiście, podpadł establishmentowi, jednak dziś historia przyznaje rację Bu-Ba-Bu – na odbywające się czasami spotkania grupy przychodzą setki uczestników. A Andrij Lubko, pisarz ukraiński młodego pokolenia, podczas ostatniego Portu Literackiego we Wrocławiu stwierdził wprost, że twórczość Bu-Ba-Bu była jak podmuch świeżego powietrza, pokazująca młodzieży, że język ukraiński żyje i można się nim posługiwać w sposób nowoczesny, tworząc nowoczesną literaturę.

Przypominam te historie, bo uwiarygadniają dzisiejsze wypowiedzi Irwanca, jakie siłą rzeczy padają podczas spotkań w Polsce i dotyczą kwestii ukraińskiego nacjonalizmu. Saszko cierpliwie tłumaczy szczególny moment, w jakim znalazło się ukraińskie społeczeństwo, budujące dopiero swoją współczesną, niepodległą i jednocześnie posowiecką tożsamość. Potrzebuje ono czegoś w rodzaju patriotycznego wzmożenia, którego wyrazem był Majdan – eksponowane na Zachodzie i podsycane przez rosyjską propagandę strachy przed „ukraińskim faszyzmem” są jednak zupełnie absurdalne. Majdan w przyspieszonym tempie pozwolił zdefiniować się Ukraińcom jako wspólnota wieloetniczna, otwarta – obecność skrajnej prawicy była i jest marginalna.

fot. Edwin Bendyk

Zaczęliśmy z Saszką w Warszawie, potem dojechaliśmy do Wrocławia na Port Literacki, gdzie Irwaneć uczestniczył w świetnej dyskusji z Andrijem Lubką prowadzonej przez Ingę Iwasiów. Najciekawszy wniosek wynikał z zestawienia z sobą pisarzy, których dzieli generacyjna różnica – mierząc się z pytaniami Ingi, pokazali, że ukraiński projekt mimo wszystkich niedoskonałości życia politycznego osiągnął podstawowy sukces – ciągłość kulturową i zdolność ukraińskiej kultury do odtwarzania i przetwarzania symbolicznego uniwersum w kontakcie z resztą świata, z uniwersalnymi tematami.

Zakończyliśmy w Lublinie, po ośmiogodzinnej podróży z Wrocławia pociągiem Interregio przez polski interior, który z okien wagonu nie zawsze wyglądał tak, jak obrazki ze spotu reklamowego na 10-lecie integracji z UE. W Lublinie okazało się, że odnalazły się fotografie ze spektaklu „Kłamczuch z Placu Litewskiego” na podstawie sztuki Irwanca wystawionego w 2005 r. w Zwierzyńcu. Sztuką tą Saszko konsumował swe pierwsze doświadczenia z Polską, gdy na początku lat 90. przyjeżdżał, jak wielu ukraińskich inteligentów, dorabiać handlem i dorywczymi pracami. Wtedy to, stojąc w Lublinie z torbą pełną kontrabandy, czekał na klientów, czytając pożyczonego od swego gospodarza Gombrowicza. Antropologowie wiedzą, że handel i kultura to dwa ważne czynniki zbliżające społeczeństwa.