Bunt Polski lokalnej

Trwające w Polsce protesty można interpretować w różny sposób. Jedni podkreślają, że mamy do czynienia z mobilizacją w obronie praw kobiet. Inni zwracają uwagę na aspekt pokoleniowy i bezprecedensową mobilizację młodzieży. Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden element. Mamy także do czynienia z buntem Polski lokalnej.

Miałem okazje prowadzić ostatnio dwie bardzo ciekawe debaty. Pierwszą, zatytułowaną „Polityka i prowokacja”, organizowała Fundacja im. Stefana Batorego. Jej celem była interpretacja polityki obozu władzy, siłą rzeczy jednak dotykała także definicji momentu społeczno-politycznego, w którym się znaleźliśmy.

Wielu uczestników zwracało uwagę, że jesteśmy w momencie przełomowym, a protesty wykraczają poza kontestację polityki Jarosława Kaczyńskiego i rządu PiS. W istocie są wyrazem wypowiedzenia umowy społecznej i reżimu politycznego PO-PiS, którego fundamentem był konserwatywny kompromis zbudowany na krzywdzie kobiet.

Zerwanie umowy społecznej

Nie ma już społeczeństwa, które byłoby skłonne jeszcze akceptować podobną umowę, Kaczyński, dotykając kwestii aborcji, ujawnił proces, jaki trwał już w społeczeństwie i kwestią czasu była erupcja gniewu zarówno kobiet, jak i młodych, nierozumiejących racjonalnych przesłanek, jakie przed laty fundowały ów „kompromis”.

Polska polityka musi się w konsekwencji zmienić, warto dobrze wykorzystać czas, jaki pozostał do wyborów (o ile odbędą się w normalnym terminie i o ile wcześniej Kaczyński nie pociągnie nas i państwa do katastrofy).

Zrozumieć młodych

Następnego dnia, w sobotę 7 listopada, prowadziłem dyskusję z aktywistkami i aktywistami młodego pokolenia. Razem z lubelską Galerią Labirynt już po raz kolejny zorganizowaliśmy debatę w rocznicę powstania Rządu Ludowego Ignacego Daszyńskiego. W tym roku pytaliśmy aktywistki i aktywistów z Lublina, Ostródy i Cieszyna (w wieku od 15 do 19 lat), o co walczą i jaką Polskę sobie wymarzyli.

Warto obejrzeć nagranie tej rozmowy, bo pokazuje niezwykły szacunek, jaki ci młodzi ludzie mają dla pojęcia, które zupełnie straciło znaczenie dla polityków, zwłaszcza obecnie rządzących. To odpowiedzialność. Ale także godność, autonomia. I dojmujące doświadczenie, że dorośli, którzy ukradli im przyszłość, ciągle zachowują się jak dzieci, jednocześnie nie chcąc uznać podmiotowości młodych.

„Prowincja” ma dość

Mnie uderzyła jeszcze jedna wypowiedź. Na pytanie, co sądzą o Radzie Konsultacyjnej powołanej przez Ogólnopolski Strajk Kobiet, odpowiedzieli zgodnie, że po raz kolejny Warszawa/Centrum próbuje mówić „prowincji”, jak ma się zachowywać i działać, nie słuchając zupełnie jej głosu.

Rzeczywiście, jak wyliczył Jacek Rakowiecki, protesty wybuchły w 534 miejscowościach, w wielu z nich po raz pierwszy od wielu dekad. Również w tradycyjnych matecznikach prawicy. Po raz pierwszy tak głośno wypowiedziała się Polska lokalna. Stawiam wręcz tezę, że w tym proteście ważnym aspektem jest też powiedzenie „dość” coraz bardziej nieodpowiedzialnej polityce centrum, której największy koszty płaci właśnie Polska lokalna.

Upadek centrum

Władza państwowa i jej agendy w terenie praktycznie nie działają: sanepid ledwo zipie; minister edukacji, zamiast zajmować się edukacją w czasach zdalnego nauczania i liczyć dzieci, które wypadły z systemu, liczy protestujących; minister zdrowia, który zapomniał przygotować system do drugiej fali epidemii, śle teraz wojsko, by liczyło łóżka w szpitalach. Do tego nieomylny podobno prezes podrzuca z Nowogrodzkiej odklejone od aktualnego życia wrzutki: ustawę futerkową, a teraz zaostrzenie prawa antyaborcyjnego.

Ten bunt Polski lokalnej widać już było podczas wyborów samorządowych w 2018 r., kiedy Kaczyńskiemu nie udało się zastraszyć ani przekupić mieszkańców gmin i miasteczek. Głosowali tak, jak uważali za słuszne. Później wybrani w tych wyborach wójtowie, burmistrzowie i prezydenci chronili ich przed niekompetencją władzy centralnej w czasie pandemii, a zwłaszcza wtedy, gdy Kaczyński uparł się przeprowadzić w maju wybory prezydenckie.

Siła lokalności

Nie ma zgody na centralizację, niezależnie od tego, kto będzie próbował centralizować: czy rząd, czy sztab strajkowy. Charakterystyczna była wypowiedź Alicji z Lublina wyrażająca istotę problemu: dlaczego OSK próbuje narzucić, byśmy protestowali w każdy poniedziałek, skoro w Lublinie nie jest to najlepszy dzień do protestów? Najwyraźniej skończył się zarówno jeden wymyślany w Warszawie model na walkę z pandemią, jak i na walkę z opresyjną, niedającą sobie rady z pandemią władzą.

Po prostu każda lokalna wspólnota jest inna. W wielu miastach skrajnie prawicowe bojówki poszły za wezwaniem Kaczyńskiego i próbowały atakować protestujących. W Cieszynie narodowcy dołączyli 1 listopada do zebranych na rynku i zaproponowali wspólne odśpiewanie hymnu, co też się stało – przy blasku odpalonych rac.

Przebudzenie Polski lokalnej może być obok dostrzeganego w sposób oczywisty buntu kobiet i niemniej oczywistego buntu młodych mniej oczywistym i zrozumiałym, ale równie rewolucyjnym aspektem tego, co z taką uwagą obserwujemy w Polsce od 22 października.