Wybraliśmy

Wybraliśmy. Wynik wyborów, w których uczestniczyło ponad dwie trzecie uprawnionych, należy uszanować. I choć nic się nie zmieniło, zmieniło się wszystko.

Gospodarzem Pałacu Prezydenckiego zostaje ten sam człowiek czy pozostanie tą samą osobą? Czy Andrzej Duda, twór inżynierii politycznej Jarosława Kaczyńskiego, zechce dokonać symbolicznego „ojcobójstwa” i wyemancypować się? Nie można tego wykluczyć, wszak teraz to Kaczyński bardziej potrzebuje Dudy niż odwrotnie, ale Duda ma więcej do stracenia. Wszak po zakończeniu drugiej i ostatniej kadencji będzie jeszcze zbyt młody na emeryturę.

Jak wygrać, jak rządzić

Nawet jeśli Andrzej Duda zdecyduje się kontynuować dotychczasowy model prezydentury, czyli pełnienie funkcji delegata partii rządzącej w Pałacu, to jednak zasadniczo zmienił się kontekst prowadzenia polityki w Polsce. Wybory pokazały, że można zdobyć władzę w oparciu o wieś i małe miasteczka, głosami osób starszych, słabiej wykształconych. Czy jednak można Polską rządzić bez dużych miast i metropolii, bez ludzi młodych i przedsiębiorców?

Rządzić, czyli korzystać z władzy, by skutecznie rozwiązywać realne problemy stojące przed społeczeństwem jako całością i przed jego segmentami? O tych problemach w kampanii było najmniej, więcej mówię o nich w rozmowie z Grzegorzem Sroczyńskim, która niebawem ukaże się w Gazeta.pl.

Nieobecne wyzwania

Zmiany demograficzne, starzenie się i wymieranie, kryzys ekologiczny, transformacja energetyczna i proekologiczna modernizacja gospodarki – to tylko niektóre ze strategicznych problemów, które wymagają nowych form solidarności młodych z seniorami, miast ze wsią, klasy kreatywnej z robotnikami.

Kampania wyborcza pełna nienawiści, prowadzona przy pełnym zaangażowaniu przez obóz rządzący środków państwowych, pogłębiła polityczną polaryzację Polek i Polaków, ujawniając jednak, że jej podstawą są głębsze podziały społeczne o charakterze strukturalnym. Wynik wyborów podział ten potwierdził, pokazując, że biegnie przez środek naszego społeczeństwa.

Podział

To fakt, z którym zmierzyć się muszą obie strony. Zwycięzcy muszą zrozumieć, powtórzę, że na takiej polaryzacji można wygrać, ale nie można skutecznie rządzić. Pokonani, że w Polsce nie da się wygrać wyborów, zapominając o tej Polsce, którą słabo widać z metropolii i dużych miast. Czas porzucić język wzajemnej pogardy, żadna ze stron nie ma monopolu na definiowanie wizji polskości i polskiej przyszłości.

Uznanie tego nie oznacza kapitulacji z języka wartości, u którego podstaw leży choćby przekonanie o uniwersalnym znaczeniu praw człowieka, zasad państwa prawa, rozdziału państwa i Kościołów, świeckich źródeł norm kierujących życiem publicznym.

Spór o wartości

Przekonaliśmy się jednak, że wartości te nie są samooczywiste, wymagają stałego odnawiania poprzez zakorzenianie w praktykach społecznych i społecznej świadomości. Ta zaś zmienia się wraz ze zmianą kontekstu cywilizacyjnego, pojawiającymi zagrożeniami i nowymi źródłami niepewności.

Nie wystarczy pogardzać tymi, którzy w odpowiedzi na szok zmian uciekają od wartości oświeceniowych, szukając sensu i oparcia w tradycji, religii, w Kościele. Jedyna skuteczna strategia to pokazanie, że wartości otwartego, szeroko rozumianego społeczeństwa liberalnego są najskuteczniejszym zestawem wyposażającym do podróży w nieznaną przyszłość.

Rozdroże

Wybory za nami, przed nami nieznana przyszłość. Powtórzę: nie zmieniło się nic, zmieniło się jednak wszystko. Polska po tych wyborach jest zupełnie innym krajem, stanęliśmy na rozdrożu, bo wynik elekcji wbrew pozorom nie przesądził, jaki kierunek wybraliśmy. O nim zdecydujemy teraz swoimi reakcjami. Możemy skręcić ku przepaści, możemy pójść drogą trudnej, ale koniecznej rekonstrukcji.

Więcej mówiliśmy o tym jeszcze przed wyborami z Aleksandrem Smolarem w rozmowie, jaką przeprowadził z nami Paweł Smoleński.