POTUS Trump: America first czy US-exit?
No to mamy nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Podczas inauguracji w 16 minut przedstawił wizję swojej prezydentury – tekst przemówienia niemniej ciekawy niż wywiad, jakiego Donald Trump udzielił tydzień wcześniej „Timesowi” i „Bildowi”.
Niewątpliwie rozpoczyna się nowy rozdział światowej historii, a większość znaków pokazuje, że będzie to etap definiujący przyszłość na najbliższe dekady. Dlatego ważne są odpowiednie klucze interpretacyjne do wyjaśniania tego, co dzieje się w USA i nie tylko.
Najmniej użyteczny, choć bardzo popularny, jest klucz psychologiczny. Jak pisałem w poprzednim wpisie, Donald Trump jest nieprzewidywalny, bo nie ma umysłu sformatowanego żadnymi koncepcjami filozoficznymi ani nawykami z pracy w polityce i służbach publicznych. To właśnie zapewniło mu poparcie wśród elektoratu zmęczonego systemem i jego elitami. To, że te elity zastąpi plutokracja, nie ma dla elektoratu specjalnego znaczenia. Tyle jeśli chodzi o polityczną legitymizację władzy Trumpa, której nie naruszą ani oskarżenia o kłamstwa w kampanii wyborczej, ani zarzuty, że jest psychopatą, ani że Rosjanie mogą mieć na niego haki.
Donald Trump jest prezydentem Stanów Zjednoczonych i w niezwykle złożonym kontekście amerykańskiej polityki – przecież nie samodzielnie, tylko w otoczeniu tworzonym przez sztaby lepszych i gorszych ekspertów – rozwiązywać będzie musiał problemy, z jakimi borykać się musieli wszyscy prezydenci USA.
Na problemy te można spojrzeć z trzech perspektyw: strukturalnej, geopolitycznej i ideologicznej. Perspektywa strukturalna sprowadza się do pytania o reżim akumulacji kapitału – w jaki sposób odzyskać dynamizm rozwoju kapitalistycznej machiny, która stanęła wobec ryzyka „wielkiej stagnacji”? Czy, jak opisywał to Janis Warufakis w „Globalnym Minotaurze”, USA mogą jeszcze korzystać z premii hegemona i żyć z recyklingu krążącego po świecie kapitału? Czy ten sposób akumulacji wyczerpał się, hegemonia kosztuje więcej niż zyski z niej i należy powrócić do gospodarczego realizmu, czyli rekonstrukcji mechanizmów wytwarzania wartości dodanej w oparciu o sektor wytwórczości materialnej? A jeśli tak, to w jakim modelu: zielonego, cyfrowego kapitalizmu postwęglowego czy raczej w oparciu o dalsze amortyzowanie inwestycji poczynionych w kapitalizm węgla i nafty?
Barack Obama próbował rozwiązać wyzwanie strukturalne, próbując jednocześnie odbudować hegemonię i uruchomić nowy paradygmat akumulacji, stawiając na dominację USA w cyfrowej rzeczywistości, również w przestrzeni militarnej. Gdy wzruszamy się na widok Obamy odchodzącego z Białego Domu, pamiętajmy, że przez całą prezydenturę prowadził on bezwzględną wojnę z udziałem dronów i innych instrumentów „nowej wojny”. Jej ofiarami byli nie tylko źli ludzie.
Ta strategia napotkała na opór równie świadomych znaczenia dominacji informacyjnej i cyfrowej Rosjan oraz Chińczyków. Od afery Snowdena po rosyjskich hakerów w kampanii prezydenckiej przez wojnę hybrydową na Ukrainie – krajobraz trwającej światowej cyberwojny. Jednocześnie Chiny stały się drugą potęgą gospodarczą świata i zmierzają do gospodarczej dominacji, na razie przynajmniej w wymiarze ilościowym. Pytanie, czy zdołają na tej masie zbudować przewagę jakościową? Przemówienia Xi Jingpinga w Davos i Genewie w ostatnim tygodniu pokazują, że to jest właśnie główne wyzwanie, jakie stawiają przed sobą Chiny.
Jeśli na to wszystko spojrzeć z perspektywy geopolitycznej, to główne pytanie brzmi: jak ma wyglądać posthegemoniczny ład światowy, który zapewni możliwość mechanizmów akumulacji bez tworzenia nierównowag prowadzących do wojen? Chiny wyraźnie stawiają na nowy paradygmat gospodarczy, ale zdają sobie sprawę, że są ciągle krajem rozwijającym się, więc daleko im od pokusy budowy hegemonicznej pozycji. O wiele bardziej opłaca się im utrzymanie modelu gospodarczej integracji świata. USA Donalda Trumpa zdaje się stawiać na wewnętrzną konsolidację i wykorzystanie resztek hegemonii, jakiej najlepszym wyrazem jest dolar – globalna waluta rezerwowa do przerzucenia kosztów rekonstrukcji na resztę świata poprzez inflację.
Rosja w tym wszystkim jest potrzebna jako „trzeci” w grze w trójkącie supermocarstw: USA-Chiny-Rosja. I może odegrać podobną rolę, jaką Chiny odegrały za Richarda Nixona jako „trzeci” w rozgrywce ze Związkiem Sowieckim.
Co z Unią Europejską? Tylko jako zwarty organizm może uczestniczyć w tym koncercie, pojedyncze państwa, nawet te najsilniejsze, będą tylko przystawkami. Czy tę zwartość uzyska? Zwłaszcza że mało kto poza Unią ma interes, by jej pomagać, a w samej Unii pomysł wzmocnienia integracji też jest kwestionowany.
Ciekawe pytania na Dzień Pierwszy nowej epoki. Kim się okaże Donald Trump: prorokiem nowego, lepszego postliberalnego świata, jak marzą prawicowi reakcjoniści na całym świecie; jeźdźcem apokalipsy, jak ponuro głoszą reakcjoniści liberalni i lewicowi; czy też będzie po prostu zakładnikiem historycznego dialektycznego procesu przygotowującym grunt pod czekającą nas dopiero syntezę i nowy ład oparty na wartościach progresywnych, jak np. marzy Janis Warufakis, wzywający do tworzenia Międzynarodówki Progresywnej.
Skoro dialektyka, to i nieśmiertelne odwołanie do Hegla: sowa Minerwy wylatuje o zmierzchu. A zanim wyleci, ujawnią się nowi aktorzy i nowe formy podmiotowości politycznej – to znamienne, że najbardziej zmobilizowaną w wymiarze globalnym grupą protestujących przeciwko Donaldowi Trumpowi są kobiety.