Żony stanu, dziwki rewolucji
Jeśli ktoś szuka powodu, żeby wybrać się do Bydgoszczy, to pojawił się doskonały – spektakl „Żony stanu, dziwki rewolucji, a może i uczone białogłowy” w reż. Wiktora Rubina w Teatrze Polskim. Teatr polityczny w najlepszym wydaniu i wykonaniu.
Punktem wyjścia jest postać Théroigne de Méricourt, uczestniczki Rewolucji Francuskiej walczącej o prawa kobiet. „Ojcowie rewolucji” pisząc Deklarację praw człowieka i obywatela, o kobietach zapomnieli, utożsamiając, że pełna podmiotowość polityczna przysługuje mężczyznom. Francja uznała polityczne i obywatelskie prawa kobiet dopiero po II wojnie światowej.
Odległa rewolucja jest tylko pretekstem do rozważań nad jej niedokończonym zadaniem, pełnym upodmiotowieniem kobiet. I tu oczywiście następuje połączenie z Czarnym Poniedziałkiem, który sztuce dostarczył znakomitego, aktualnego kontekstu. Nie chodzi wszakże o prostą publicystykę, lecz o poważniejszą kwestię: możliwość dokończenia emancypacyjnego projektu.
Polityczność spektaklu nie polega jedynie na zajęciu się bieżącymi tematami i osadzeniu ich w historycznym kontekście, to byłoby zbyt proste i oczywiste. Zresztą tekst Jolanty Janiczak doskonale sobie z tą grą radzi. Ale stawką w tej grze jest także sam teatr i rewolucyjny potencjał sztuki. W kogo wciela się aktor grający aktora, który zagrał Dantona? Ile w nim z lidera Rewolucji, a ile z żałosnego błazna Depardieu?
W pewnym jednak momencie teatr dosłownie wylewa się na ulice, zaciera się granica między widzami a aktorami, ujawnia się najgłębsza istota polityki: wyraża się ona w zaangażowaniu ciał gotowych do wyjścia na ulicę, zajęcia przestrzeni publicznej w imię jakiegoś celu. Te same transparenty służące jako dekoracja na ulicy stają się orężem walki. Czym więc była uliczna część bydgoskiego spektaklu? Spektaklem właśnie czy rewolucją w działaniu? Nie wiadomo, pozostaje powtórzyć słowa Hegla: sowa Minerwy wylatuje o zmierzchu.
Spektaklowi towarzyszy książeczka przygotowana przez krakowską socjolożkę Beatę Kowalską. To doskonały suplement pomagający uporządkować emocje, jakie wywołuje spektakl w opowieść o emancypacyjnej walce:
Oświecenie rozbudziło tkwiące w nas nadzieje na realizację ideałów demokracji i sprawiedliwości społecznej. Odkryliśmy wówczas znaczenie własnej wolności, odpowiedzialności za nią, autonomii działania.
Świat boski przekształcił się w coś, co sami ustanawiamy. Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela jak w soczewce skupiała te idee: „Wszyscy rodzą się i pozostają wolni i równi w prawach”, a prawa te są uniwersalne. Równość, wolność i braterstwo. A gdzie są siostry?
Olimpia de Gouges w proteście przeciwko konstytucji odmawiającej kobietom praw obywatelskich, napisała:
– Kobieta rodzi się jako istota wolna i pozostaje równa mężczyźnie we wszystkich prawach. Różnice społeczne mogą opierać się jedynie na wspólnym pożytku.
– Prawo powinno być wyrazem woli ogółu. Wszystkie Obywatelki i Obywatele powinni uczestniczyć osobiście lub przez swoich reprezentantów w tworzeniu prawa, które powinno być takie samo dla wszystkich obywatelek i obywateli, którzy z urodzenia są równi i powinni mieć jednakowy dostęp do wszystkich urzędów i stanowisk publicznych, podług zdolności i tylko na podstawie osobistych cnót i talentów.
– Nikt nie może być prześladowany zwłaszcza z powodu swych najgłębszych przekonań. Kobieta ma prawo wstępowania na szafot, powinna mieć również prawo wstępowania na Trybunę.Za te słowa została skazana i stracona 3 listopada 1793 roku. Obywatelki Francji dołączyły do grona pełnoprawnych obywateli dopiero pod koniec II wojny światowej, czyli półtora wieku później.
A więc kierunek Bydgoszcz! A po drodze zapraszam do Lublina, gdzie 7 listopada, w rocznicę powstania Tymczasowego Rządu Ludowego, POLITYKA wspólnie z Wydziałem Politologii UMCS i Miastem Lublin organizuje Salon Polityki i debatę: „Niepodległość jest kobietą. Rzeczpospolita jako projekt emancypacyjny”. Gdzie? Oczywiście w Auli im. Ignacego Daszyńskiego na Wydziale Politologii UMCS.