Julian Assange, bohater naszych czasów

Julian_Assange_(1)

Źródło: Wikipedia, Espen Moe – Julian Assange Uploaded by Ralgis, CC BY 2.0

Julian Assange, głośny i kontrowersyjny twórca serwisu WikiLeaks, właśnie o sobie przypomniał.

Od 3,5 roku korzysta z azylu w ambasadzie Ekwadoru w Wielkiej Brytanii, ukrywając się przed brytyjskim szwedzkim wymiarem sprawiedliwości. Wczoraj (5 lutego) wyszedł na balkon, by ogłosić moralny triumf.

Grupa robocza ONZ ds. arbitralnych zatrzymań „uznała, że liczne formy naruszania wolności Juliana Assange’a świadczą, że był on arbitralnie przetrzymywany” i w związku z tym powinien mieć gwarancję wolności oraz wypłacone odszkodowanie za wieloletni pobyt w zamknięciu.

Przypomnijmy, że głównym powodem Assange’a do sławy jest wspomniany Wikileaks, serwis służący publikowaniu tajnych dokumentów pochodzących z przecieków. Do najgłośniejszych akcji WikiLeaks należy zaliczyć publikację tysięcy depeszy dyplomatycznych amerykańskiej dyplomacji. Serwis publikował także ukrywaną przez negocjatorów treść porozumienia ACTA. Żadne służby państwowe nie lubią takiego wścibstwa, więc Assange był na celowniku. Szwedzki wymiar sprawiedliwości ściga go europejskim listem gończym nie za wścibstwo jednak, lecz z powodu zarzutów karnych i przestępstwa na tle seksualnym.

Assange oskarżenia odrzuca, a cała sprawę tłumaczy jako mistyfikację mającą na celu ekstradycję do Stanów Zjednoczonych (Assange jest Australijczykiem). Ponieważ jego argumenty nie przekonywały ani szwedzkich, ani brytyjskich śledczych (Brytyjczycy chcieliby go aresztować, by móc wysłać do Szwecji), skorzystał z azylu Ekwadorczyków. Beznadziejna dość sprawa nabrała zwrotu, gdy prawnicy Assange’a wpadli na pomysł, by wciągnąć w nią ONZ. Po półtorarocznej pracy pięcioosobowy zespół przyznał Australijczykowi rację.

Decyzja grupy roboczej nie ma mocy prawnej, zresztą doświadczeni prawnicy i komentatorzy dość bezpardonowo krytykują główną linię argumentacji: jak można mówić o arbitralnym przetrzymywaniu w przypadku człowieka, który sam poprosił o azyl w ambasadzie i się w niej dobrowolnie zamknął. Tym bardziej, że ciążą na nim zarzuty kryminalne, które wymagają wyjaśnienia zgodnie z regułami postępowania karnego. Oczywiście, Assange może twierdzić, że padł ofiarą politycznego spisku, w którym system sądowniczy jest tylko narzędziem. Tylko czy może przekonać, że ma rację?

Sytuacja jest dość absurdalna, bo oczywiście ani Brytyjczycy, ani Szwedzi nie mają zamiaru zrezygnować z dokończenia czynności procesowych, uznając, że podstawą do działania są kodeksy prawa, a nie oświadczenia ciał de facto politycznych. Uznanie werdyktu grupy roboczej byłoby uznaniem nie tylko jego litery, lecz również oznaczałoby, że Assange ma rację w wymiarze fundamentalnym: świat jest głęboko skorumpowany, nikomu, nawet sądom najbardziej demokratycznych państw, nie można ufać.

Assange ma prawo do takiej wizji świata, to ona właśnie inspirowała go, gdy tworzył WikiLeaks, instrument doskonalej transparentności jako remedium na zło tego świata. To jednak wizja bardzo niebezpieczna, bo doskonała przezroczystość nie jest możliwa, a jej pragnienie i wiara, że ujawnienie wszystkich tajemnic państwa i jego służb uczyni świat doskonałym, jest symptomem najgroźniejszej choroby XXI wieku: erozji zaufania w sferze publicznej i społecznej.

Transparentność jest potrzebna, a ważnym jej elementem są działania sygnalistów, wolnych mediów i takich serwisów jak Wikileaks. Jeszcze jednak bardziej potrzebne jest zaufanie, bo bez niego nie mogą funkcjonować demokracja, system sprawiedliwości, społeczeństwo. Ale też trzeba mieć świadomość, że żaden system nie działa doskonale i trzeba ostrożnie oceniać niedoskonałości, zanim ujawniając je, rzuci się oskarżenie, że cały system jest skorumpowany.

Julian Assange to bohater naszych czasów. Dążąc do ujawniania tajemnic innych, sam unika jak może odsłaniania siebie. Wie doskonale, że jest równie niedoskonały jak system, z którym walczy. I chyba głównie dlatego obawia się bezpośredniej konfrontacji z oskarżeniem i jego świadkami.