Legenda Wyspy Węży

Rosjanie zostali wypchnięci z Wyspy Węży, która już pierwszego dnia agresji stała się symbolem wojny. Szczyt NATO zakończył się ambitnymi deklaracjami, ale choć atrament jeszcze nie wysechł, ambicje zderzyły się z rzeczywistością. Nie zmienia się jedno – wojenna mgła powodująca, że nikt nie ma pełnej wiedzy o realnej sile stron konfliktu.

Realna siła to nie tylko zdolności militarne, ale także stan zaplecza – zdolność państwa do realizacji swoich funkcji i społeczeństwa do utrzymania spójności i współdziałania w warunkach wojennego kryzysu. Do tego niezwykle ważny jest międzynarodowy kontekst – struktura politycznego, gospodarczego i militarnego poparcia.

Powyższy akapit trąci banałem, ale problem polega na tym, że żadnego z tych elementów w odniesieniu zarówno do Rosji, jak i Ukrainy nie sposób precyzyjnie ocenić ani tym bardziej prognozować. Eksperci wojskowi prześcigają się w analizach sytuacji na froncie, zastanawiając się, czy oddanie Siewierodoniecka Rosjanom to porażka strategiczna, czy ustępstwo taktyczne.

Bardziej ambitni, jak Martin van Creveld, nie wahają się zmienić zdania – wcześniej twierdził, że Ukraina ma szansę na zwycięstwo, teraz przekonuje, że zaczyna przegrywać. Pokazuje kilka argumentów, jeden z ważniejszych – rzekoma odporność rosyjskiej gospodarki. Jej dowodem ma być siła rubla, która po początkowej zapaści (wyśmiewał się z niej Joe Biden w przemówieniu w Warszawie) umocnił się do rekordowego od lat poziomu.

To fakt, tylko o czym ten fakt mówi? Najnowsze dane Peterson Institute for International Economics dotyczące międzynarodowych przepływów handlowych pokazują, że eksport towarów z krajów, które wprowadziły sankcje wobec Rosji, zmalał o 70 proc. To jeszcze jednak o niczym nie świadczy, Rosja mogła zastąpić ten strumień importem z Chin. Wszak deklarowały otwartą pomoc sąsiadowi z północy.

Nic takiego się nie stało, Chiny zachodnie sankcje skrytykowały i… zmniejszyły własny eksport do Rosji o 40 proc., jednocześnie zwiększając dynamicznie import ropy i gazu. Co to znaczy? Rosję zalewa napływ waluty, której nie ma gdzie wydać. Kurs rubla więc rośnie, czy to jednak wyraz odporności gospodarki? A może przeciwnie?

Produkcja przemysłowa maleje, bez Chin Rosja nie ma dostępu do wyrobów technologicznych niezbędnych do odtwarzania potencjału militarnego. Dlaczego jednak Chiny blokują eksport do Rosji? Bo się obawiają Zachodu, który ciągle kontroluje kluczowe technologie niezbędne dla funkcjonowania chińskiej gospodarki. Wystarczy, że holenderski ASML zablokuje eksport urządzeń do fotolitografii (tych najbardziej wyrafinowanych i tak Chinom nie sprzedaje), a skończy się możliwość produkcji mikroprocesorów.

Innymi słowy, sankcje działają pośrednio i bezpośrednio, choć zapewne wolniej, niżby się przydało ze względu na dynamikę sytuacji. W każdym razie ta informacja w połączeniu z wieściami z frontu, mówiącymi, że Rosjanie posługują się ulubioną przez siebie metodą nawały ogniowej zmiatającej wszystko, co stanie na drodze armii, pozwala na wyprowadzenie mniej jednoznacznych niż u van Crevelda wniosków.

Owszem, Rosjanie mają przewagę ogniową nad Ukraińcami, podobno nawet dziesięciokrotną. Strzelając jednak więcej, szybciej zużywają zasoby – zarówno amunicję, jak i sam sprzęt. Bez technologicznych podzespołów nie za bardzo jest czym go uzupełniać, więc niewykluczone, że Rosjanie postawili na zamęczenie Ukraińców i ich sojuszników, którego stawką jest złamanie morale oraz sojuszniczego przekonania o szansach na ukraińską wygraną.

W uproszczeniu: liczy się każdy van Creveld, który zmieni zdanie i zacznie przekonywać, że Ukraina przegrywa wojnę. Takie opinie legitymizują powściągliwość wielu państw Zachodu w pomaganiu, żeby „nie karmić ofiary dla wilka”. Tymczasem w tej chwili, powtórzę, nikt nie dysponuje możliwością pełnej oceny sytuacji oraz pełnego potencjału obu stron. Posługiwanie się historycznymi analogiami nie ma sensu, Putin, choć jest tyranem, nie jest Stalinem i ma ograniczoną możliwość kształtowania rzeczywistości nawet w tak ważnym wymiarze jak pozyskiwanie rekruta.

Tę niejednoznaczność doskonale opisuje najnowszy „The Economist”, pokazując, jak wiele zależy od kumulacji różnych czynników. W przypadku Ukrainy kluczowe jest oczywiście, poza morale samych Ukraińców i zdolności bojowej ich armii, poparcie Zachodu. Redaktorzy „Economista” przekonują, że razem Ukraina i jej sojusznicy mają wystarczające zasoby ludzkie, finansowe i materialne, żeby pokonać Putina.

Więcej, zwycięstwo jest jedynym sposobem na uniknięcie kolejnych wojen. Bo nie idzie jedynie o suwerenność Ukrainy, ale o bezpieczeństwo na kontynencie. Zły pokój, pisze „Economist”, nie zmniejszy zagrożenia nuklearnego. Putin zwycięski lub choćby nieprzegrany będzie jeszcze bardziej niebezpieczny. I pytają tylko, czy społeczeństwo Zachodu i ich liderom wystarczy woli, by podtrzymać walkę.

Sami Ukraińcy, co pokazują najnowsze badania Rating Group, są niezmiennie przekonani, że wygrają – wierzy w to 93 proc. badanych. Ciągle większość, bo 75 proc., uważa, że sprawy idą w dobrym kierunku. Rośnie jednocześnie realistycznie świadomość, że wojna się przeciągnie. Na początku marca ponad połowa badanych sądziła, że wojna zakończy się w kilka tygodni. Teraz taki sam odsetek nie ma wątpliwości, że potrwa miesiące, jeśli nie dłużej.

Jaki jest stan gospodarki Ukrainy? Maria Repko, wiceszefowa think tanku Centre For Economic Strategy, wyjaśnia, że w tej chwili nie są zbierane w sposób wiarygodny dane statystyczne. Można posługiwać się przybliżonymi wskaźnikami, jak kurs hrywny i jego stabilność, poziom długu publicznego i stan rezerw walutowych. I takie informacje jak ta, że od początku wojny powstało w Ukrainie 50 tys. nowych przedsiębiorstw.

To mniejsza dynamika niż w czasach pokoju, pokazuje jednak, że wojenna gospodarka Ukrainy ma ciągle systemowy charakter i funkcjonowanie w legalnym obiegu ekonomicznym ma sens. Trwa proces relokacji przedsiębiorstw ze wschodu Ukrainy, przeniesiono ich już około tysiąca, w tym wiele zakładów produkcyjnych. Ba, nawet w doniesieniu o tragicznym ataku na centrum handlowe w Krzemieńczuku kryje się ciekawa informacja – fakt, że centrum wypełniało w środku tygodnia ponad tysiąc osób, świadczy o tym, że Ukraińcy nie stracili jeszcze siły nabywczej i konsumpcją podtrzymują gospodarczą machinę.

Odbicie Wyspy Żmij ma znaczenie strategiczne i symboliczne, choć zapewne nie jest wydarzeniem decydującym o losie tej wojny. Ten decyduje się w wielu miejscach jednocześnie i będzie wynikiem niezwykle złożonego procesu politycznego, militarnego, społecznego, ekonomicznego. Proces ten będzie się do samego końca toczył się w wojennej mgle, bo ta służy wszystkim jego stronom.

Z tego właśnie względu radzę z ostrożnością słuchać komentarzy ekspertów przekonujących, że już wiedzą, jak się sprawy mają i jak się mogą dalej toczyć. Jak nigdy potrzebujemy ekspertów, jakich nienawidził prezydent USA Harry Truman, narzekając na doradców ekonomicznych mówiących niezmiennie: z jednej strony to jest tak, ale z drugiej strony może być tak. Truman marzył o „jednorękich ekonomistach” (z angielskiego „on the one hand, but on the other…”).

Współcześni „jednoręcy eksperci”, zamiast rozjaśniać wojenną mgłę, tylko ją zagęszczają. To wszystko powoduje, że potrzebni są nie tylko „wieloręcy eksperci” (jak choćby autorzy wspomnianej analizy w „The Economist”), ale także przywódcy, o jakich pisał w Carl von Clausewitz w traktacie „O wojnie”. W warunkach mgły oznaczającej konieczność podejmowania decyzji przy braku dostatecznej informacji potrzeba liderów zdolnych do podejmowania decyzji nie na podstawie sondaży, ale na zasadzie coup d’oeil, rzutu oka.

Ważne, by zrozumieć, że nie chodzi tu o woluntaryzm, podejmowanie decyzji bez odniesienia do istniejących informacji, tylko wypełnienie decyzją pola niepewności wynikającego z braku pełnej informacji. Rzecz w tym, by nie czekać, aż wojenna mgła się rozrzedzi, tylko żeby ją rozproszyć. Putin jest przekonany, że zachodni politycy do takiej odwagi są niezdolni, i liczy na ich kunktatorstwo. Miejmy nadzieję, że się przeliczy.