Gerontocyd, lekarstwo na kryzys

Mija kolejny tydzień pandemicznych restrykcji, więc obok koronawirusa zaczynają szaleć inne wirusy. Jeden z niebezpieczniejszych to mem „lekarstwo gorsze od choroby” zachęcający, by wracać do normalności, bo dalej żyć w zamknięciu się nie da. Wystarczy odizolować ludzi z grup ryzyka i będzie prawie tak, jak było.

Nie będę przedstawiał argumentów za koniecznością stosowania metody kontroli dystansu społecznego (social distancing), bo wychodzę z założenia, że wobec problemów wymagających złożonej wiedzy należy odwoływać się do autorytetu instytucji dysponujących zagregowaną ekspertyzą. Tak jest np. w sprawach zmian klimatu, gdzie najlepszym w tej chwili agregatorem jest IPCC, Międzyrządowy Panel ds. Zmian Klimatycznych. W sprawie koronawirusa dołączam do rekomendacji „Nature” – follow the WHO’S advice.

Zdrowie czy gospodarka?

WHO mówi zaś wyraźnie, że social distancing jest metodą niezbędną, choć oczywiście niewystarczającą i musi iść wespół z powszechnym testowaniem, izolowaniem chorych etc. Social distancing jest najbardziej kłopotliwym składnikiem kuracji, bo w największym stopniu uderza w funkcjonowanie społeczeństwa i gospodarki. To jasne.

Wielu krytyków zarzuca WHO i politykom podążającym za rekomendacjami tej organizacji, że nie uwzględniają w wystarczającym stopniu rachunku ekonomicznego. I twierdzą, że skutki kryzysu ekonomicznego, który już się rozkręca, będą większe od choroby, również licząc liczbą ofiar śmiertelnych, wynikających choćby z samobójstw osób pozbawionych środków do życia lub poddanych stresowi.

Sojusz ponad podziałami

W Polsce wręcz buduje się ciekawy sojusz lewicowo-liberalno-konserwatywny podważający sensowność social distancing. Błażej Lenkowski z „Liberté!” chwali Sławomira Sierakowskiego, szefa „Krytyki Politycznej”, za to, że podjął odważnie problem:

Będziemy wychodzić z tego przez dekadę, dlatego, że w każdym społeczeństwie zginie kilka-kilkanaście tysięcy starszych osób? A ile szkód i ofiar spowoduje katastrofa gospodarcza?

I dalej dopytuje:

Nie lepiej było skoncentrować się tylko na grupie ryzyka i pozwolić żyć normalnie, uczyć się i pracować reszcie? Nie byłoby takiego problemu z ilością testów, masek, łóżek szpitalnych, personelu medycznego itd.

Podobne wątpliwości podnosi Adam Leszczyński, zwracając uwagę na fejsbuku na już masowe bezrobocie w USA:

Podobno 14 mln Amerykanów straciło już pracę. To się przekłada zapewne na tysiące zgonów – samobójstw, ofiar przemocy domowej i tak dalej. Za chwilę też miliony ludzi w najbogatszym kraju świata nie będą miały co jeść bez pomocy państwa. To nie może trwać długo – opinia publiczna nie udźwignie takich kosztów walki z epidemią. Koszt zastopowania gospodarki nawet na 2-3 tygodnie, także liczony w ofiarach śmiertelnych, będzie gigantyczny. Takich restrykcji, jakie mamy w Polsce od tygodnia – a Amerykanie zaczęli je dopiero wprowadzać – nie da się długo utrzymać. Myślę, że niedługo trzeba będzie wracać do pracy: będzie przykaz niewychodzenia z domu dla seniorów i innych osób szczególnie narażonych, będą ograniczenia na imprezy masowe i pewnie na niektóre restauracje, ale poza tym wszyscy ci, którzy dziś nie pracują, będą musieli do tej pracy wrócić. I tak kryzys będzie bardzo głęboki.

Błąd założeń

Nie wiem, jak długo wytrzymamy, ale pomysł, że wystarczy odizolować najbardziej zagrożonych, czyli osoby starsze, by reszta mogła żyć normalnie, jest z gruntu fałszywy. Tak koronawirus nie działa, nie zabija tylko starszych, tylko po prostu w przypadku zakażenia ich szansa na przeżycie jest znacznie mniejsza niż u osób młodszych.

Koronawirus zakaża jednak wszystkich i zabija wszystkich, właśnie w Wielkiej Brytanii zmarła 21-letnia chora. Wśród ofiar śmiertelnych w Polsce też nie dopatrzyłem się samych dziadków. A to oznacza, że nawet wyłączenie grupy zwiększonego ryzyka nie rozwiązuje problemu, ergo gospodarka i tak nie będzie pracować, bo młodzi też będą chorować i umierać.

Błędne argumenty

Z memem o konieczności poświęcenia życia na rzecz gospodarki rozprawia się Jonathan Porter w „Guardianie”. Zwraca uwagę na wiele błędów w argumentacji za tym memem. Odwołując się do danych, pokazuje, że nieprawdą jest np., że recesje skracają życie, może być odwrotnie, jakkolwiek dziwnie to zabrzmi.

Poza tym nawet gdyby rządy posłuchały rad mędrców kwestionujących rekomendacje WHO, to:

If we were all allowed to return to work, many or most of us would, quite rationally, choose not to, for fear of catching the virus. And if, as the scientists predict, the result of loosening the restrictions was an acceleration in infections, then pretty soon many firms would simply stop functioning, as workers became sick, or had to stay at home to look after family members.

Portes przekonuje, że nie ma alternatywy, a analiza w kategorii rachunku zysków i strat jest niemożliwa:

So there is no tradeoff here. Health and economic considerations point in exactly the same direction in the short term. Do whatever it takes – and whatever it costs – and do it now, in the interests both of our health and our collective wealth.

Nienormalna normalność

Ujmijmy sprawę wprost: nie ma powrotu do normalności, bo społeczeństwo, w którym żyliśmy przed kryzysem, było nienormalne. Przecież to „Krytyka Polityczna” wydała „Pracę bez sensu” Davida Graebera. Czy powrót do takiej pracy jest powrotem do normalności? O tym, że nie, już trzy dekady przed Graeberem pisał André Gorz.

To ciekawe, że polscy lewicowi i liberalni intelektualiści mówią wspólnym głosem z reakcjonistą Donaldem Trumpem nawołującym, by olać lekarzy, bo Ameryka musi wracać do pracy. Portes w „Guardianie” pokazuje, że po prostu kryzys ujawnił (sam też o tym pisałem) rozpad nowoczesnego społeczeństwa i struktur bezpieczeństwa socjalnego, zdrowotnego, ekonomicznego.

Ekosocjalizm lub barbarzyństwo

Remedium nie jest powrót do systemu, który był fikcją utrzymywaną na kredyt, tylko praca nad nowym, pokryzysowym społeczeństwem. Dlatego bliższa mi jest intuicja Aleksandra Temkina. Odrzuca on rachunek śmierci i kategorię „przeżycia jako zysku”, tylko wzywa do budowy zielonego państwa dobrobytu:

A zatem albo zielone państwo dobrobytu teraz, albo śmierć setek tysięcy ludzi teraz i milionów ludzi zaraz. Albo środki zostaną skierowane na utrwalenie struktury gospodarki, albo na zmianę struktury gospodarki. Jeżeli zostaną wydane na pomoc dla firm, która nie będzie związana z restrukturyzacją danego sektora, nie będzie tych środków na przeprowadzenie późniejszej transformacji.

Temkin w swoim myśleniu odwołuje się do inspiracji konserwatywnych, płynących m.in. z nauki papieży. Cenię argumenty Franciszka z „Laudato si'”, choć bliższa jest mi inspiracja ekosocjalistyczna wspomnianego André Gorza czy Arno Münstera, który odwołując się do tytułu słynnej pracy Róży Luksemburg z czasów I wojny, pisze: ekosocjalizm lub barbarzyństwo.

Wycug, stara polska tradycja

Na koniec więc tylko drobna ilustracja barbarzyństwa, jakie nieuchronnie będzie wynikiem propozycji „powrotu do normalności” i polegających na izolacji „grup ryzyka”. Mamy tu do czynienia z opisywanym przez Zygmunta Baumana procesem adiaforyzacji, czyli zastąpienia języka etycznego językiem technokratycznym.

Gdy piszemy: „izolować grupę wysokiego ryzyka”, to dajemy dyrektywę techniczną, wolną od oceny etycznej. To samo w języku ludzkim oznacza „trzeba pozamykać staruszków” i już tak miło nie brzmi. W Polsce pachnie wycugiem, instytucją pozbywania się nieproduktywnych starców na wsiach. W dobrym czasie mieli szansę na dożycie, w czasie głodu w pierwszej kolejności lądowali w nieogrzewanych loszkach, by szybciej skończyli.

Gerontocyd już trwa

Daleko idąca analogia? Warto poczytać francuską prasę ostatnich dni, gdzie opisywana jest gehenna domów starców we Francji i Włoszech, w których masowo na koronawirusa umierają pensjonariusze pozbawieni dostatecznej pomocy ze względu na skalę kryzysu.

Dzisiejszy „Le Figaro” o sytuacji we Włoszech: rezydencja Don Mori de Stagno, na 70 pensjonariuszy 21 zmarło; Lodi – na 270 zmarło 43; Mombretto – na 150 zmarło 52. We Włoszech w domach starców mieszka ponad 300 tys. osób, we Francji ponad 800 tys. Ponieważ Francja weszła z opóźnieniem w morderczy cykl, dopiero zaczyna liczyć ofiary, ale już używa się w odniesieniu do zakładów opieki na starszymi określenia „rzeźnie”.

Domyślam się, że nie o takiej izolacji „grup ryzyka” myślą autorzy mema o powrocie do normalności, ale takie właśnie będą konsekwencje, jeśli strategię powrotu do normalności będziemy realizować w nienormalnym społeczeństwie, które przeżycie ocenia w kategoriach zysku.