Po nas choćby apokalipsa

Jarosław Kaczyński tak samo jak Jurek Owsiak chce grać ze swoją orkiestrą do końca świata. Ostatni tydzień pokazał, że konsekwentnie zmierza do tego celu. I jednocześnie robi wszystko, by jak najszybciej ów koniec świata przybliżyć.

Habemus Budka

Działo się tyle w ostatnim tygodniu, że nieludzkim byłoby przypominanie wszystkich ważnych wydarzeń. Ustawa kagańcowa i orzeczenie Sądu Najwyższego, wojna o pamięć historyczną z Władimirem Putinem, rewelacje agenta Tomka i wieści z Polskiej Fundacji Rozwoju.

W tle Forum w Davos, gdzie brylował premier Mateusz Morawiecki i spotkał się m.in. ze swoją kuzynką Susan Wojcicki, szefową YouTube’a. No i w końcu Platforma Obywatelska rozstrzygnęła spór o sukcesję po Grzegorzu Schetynie. Habemus Budka.

Szkolna zapaść

Chciałbym jednak zwrócić uwagę na dwie informacje, bo dobrze wydobywają spod płaszcza propagandy rzeczywiste aspekty projektu PiS. Oto w „Rzeczpospolitej” Michał Szułdrzyński komentuje wyniki rankingu warszawskich podstawówek.

W czołówce rankingu królują szkoły prywatne i społeczne. Pierwsza państwowa szkoła znalazła się dopiero na 27. miejscu, w pierwszej pięćdziesiątce znajduje się ich ledwie pięć.

Dalej Szułdrzyński słusznie zwraca uwagę, że to skutki reformy edukacyjnej. Dla przypomnienia warto dodać, że w systemie gimnazjalnym selekcja w Warszawie zaczynała się dopiero na drugim szczeblu nauczania, w gimnazjach właśnie. Podstawówki były w miarę egalitarne, mierząc efektami nauczania.

I choć konstytucja mówi o zapewnieniu „równego dostępu do edukacji”, widzimy, że coraz bardziej staje się to fikcją. Zjawisko to jest pogłębiane przez politykę obecnych władz. Trwałe niedofinansowanie szkół publicznych jest bowiem jedną z najpoważniejszych jego przyczyn. Choć rządzący wiele mówią o społecznej solidarności, ich polityka prowadzi do zwiększania nierówności przez ukrytą prywatyzację usług publicznych. Rząd, zamiast polepszać jakość edukacji dostępnej dla każdego, woli dawać obywatelom 500 zł. Zamożniejsi mają dzięki temu pieniądze na czesne w prywatnej szkole, biedniejszym łatwiej dzięki temu związać koniec z końcem. Choć na pozór niweluje to nierówności, to wskutek niedoinwestowania publicznej edukacji w dłuższej perspektywie tylko te nierówności pogłębia.

Refeudalizacja

O mechanizmie tym pisałem wielokrotnie, więc komentarz publicysty „Rzepy” mnie nie zaskakuje. Problem w tym, że jeśli się doń dołoży wyniki badań o mobilności społecznej, to okazuje się, że Polska jest krajem nie tylko jednych z większych nierówności społeczno-ekonomicznych w Europie, ale także o znikomej szansie na awans społeczny.

Reforma edukacyjna – jak widać, są już konkretne efekty – stan ten petryfikuje i z podziału klasowego czyni wręcz podstawę dla podziału stanowego, w którym miejsce w strukturze społecznej w chwili urodzenia nie tyle określa szanse na karierę życiową, ile ją determinuje. W tym właśnie m.in. sensie konsekwencją rewolucji PiS będzie swoista refeudalizacja Polski. Pisałem o tym w ostatnim wpisie w „Antymatriksie”.

Woluntaryzm zamiast reguł

Wraz z faktyczną prywatyzacją sektora usług społecznych idzie deinstytucjonalizacja sfery publicznej i struktur państwa. To inny aspekt owej refeudalizacji, który doskonale pokazuje sposób funkcjonowania ministra kultury Piotra Glińskiego. Ostatnio błysnął podczas dyskusji o Polskiej Fundacji Rozwoju w sejmowej komisji.

Gliński na pytanie o różne wymiary marnotrawstwa w tej instytucji stwierdził, że to on osobiście zachęcał do inwestycji w jacht, bo sam jest starym żeglarzem. Jacht ów miał sławić imię Rzeczypospolitej, na razie generuje głównie koszty. W tej drobnej wypowiedzi kryje się mechanizm działania władzy polegający na podejmowaniu decyzji w oparciu o personalne skłonności, a nie instytucjonalne reguły.

Do końca świata

Efekty takiego działania w imieniu „ja” ministra, a nie reguł instytucjonalnych, mieliśmy okazję już ćwiczyć w przypadku Muzeum Narodowego w Warszawie, Starego Teatru w Krakowie i wielu przypadkach woluntarystycznego zarządzania polem kultury. Tyle że problem nie dotyczy jedynie kultury, ale jest ulubionym stylem samego Jarosława Kaczyńskiego. A jego skutkiem Marian Banaś w NIK. Jakie będą skutki chaosu prawnego po destrukcji systemu sądownictwa?

Przepchnięcie ustawy kagańcowej pokazuje, że Kaczyński robi wszystko, by domknąć rewolucję i grać ze swą orkiestrą do końca świata. Kiepska pociecha, że jednocześnie PiS robi wszystko, by ów koniec świata przybliżyć. Parafrazując klasyka: po nas choćby apokalipsa.