Mordy Kaczyńskiego

https://youtu.be/Vo7rmN1JsxA

Władzy zdobytej raz nie oddamy nigdy – hasło PZPR przypominam nie dlatego, żeby porównywać państwo PiS z PRL. To jałowa analogia, zwłaszcza po tym, co Jarosław Kaczyński pokazał podczas nocnych obrad Sejmu (zapamiętajmy tę datę – 18 lipca 2017 r.). Polską rządzi człowiek, który nie panuje nad sobą. I który właśnie rozmontowuje ostatnie bezpieczniki, które mogły ograniczać władzę jego emocji. Rodzi się psychokracja.

Jeśli więc ktoś miał jakiekolwiek wątpliwości odnośnie do projektu Jarosława Kaczyńskiego, mieć ich już nie może, niezależnie od tego, czy na prezesa PiS głosował czy nie. Chodzi o nieskrępowaną niczym władzę, która nie chce się liczyć z ograniczeniami formalnymi. To jednak pół biedy, zapowiedź zwykłego autorytaryzmu. W projekcie Kaczyńskiego chodzi jednak o władzę, która nie chce się także liczyć z rzeczywistością.

Jak pisałem, komentując wystąpienie Beaty Szydło wzywające Europę do powstania z kolan, rodząca się w Polsce psychokracja będzie pierwszym reżimem patafizycznym.

Przypomnijmy definicję patafizyki:

Patafizyka stanowi teorię urojonych rozwiązań, przypisujących symbolicznie zarysom rzeczy, za sprawą tychże własności, potencjalne (Alfred Jarry, Czyny i myśli doktora Faustrolla, patafizyka).

Władza patafizyczna jest w odwrotnej relacji do mocy, czyli rzeczywistej zdolności realizacji strategicznych zadań. Może niszczyć, niczego jednak nie zbuduje, bo nie uznaje rzeczywistości i odnosi się do jej wyobrażonych konstruktów. Taka władza opiewać będzie wizytę Donalda Trumpa jako sukces i głosić, że prezydent USA potajemnie spotykający się Władimirem Putinem to Mesjasz, który zstąpił ponownie, by poprowadzić chrześcijański Zachód do rekonkwisty.

Władza bez mocy jest szczególnie niebezpieczna, bo swą realną bezmoc choćby w przestrzeni międzynarodowej kompensować będzie wszędzie tam, gdzie rzeczywistość nie stawi jej oporu. To władza króla Ubu, który jest żałośnie śmieszny i straszny swą śmiesznością. Dzieło Alfreda Jarry’ego po wczorajszych ekscesach w Sejmie to najlepsza dziś analiza polskiej rzeczywistości. Tyle tylko, że współczesna jego lektura wymaga uwzględnienia, że zaktualizować trzeba podtytuł. Rzecz nie dzieje się w Polsce, czyli nigdzie. Rzecz dzieje się w Polsce, czyli wszędzie.

Dotychczas Ubu służył zachodnim, zwłaszcza francuskim, komentatorom do opisywania niezrozumiałej dla nich, egzotycznej rzeczywistości takich obszarów jak Europa Środkowa. Gdy tylko mają problem ze zrozumieniem tego, co dzieje się w Polsce lub na Węgrzech, przywołują określenie „ubuesque” – „ubiczny”, znaczący tyle, co groteskowy, absurdalny, ponad miarę. Wszak to w Polsce, czyli nigdzie, Ubu się narodził i widocznie tu też zyskał nieśmiertelność.

W odniesieniu do naszej rzeczywistości określenie „ubiczny” oznacza jakiś rodzaj normy, podpowiada, że groteska jest w Europie Środkowej i Wschodniej standardem, a nie dewiacją. Nienormalnie jest wówczas, gdy wydaje się, że zaczyna być normalnie. Gdy już z kranów leci ciepła woda, gdy już pociągi przestają się spóźniać, gdy już najważniejsze miasta łączą autostrady i co sto kilometrów stoi nowa filharmonia, z przerażeniem zrywamy się z kolan, by zaistnieć w historii. I wybieramy sobie Ubu, żeby rządził, wcielony w postać Viktora Viktatora Orbána czy Jarosława Naczelnika Kaczyńskiego.

Określenie „ubiczny” pojawia się także w odniesieniu do zjawisk występujących na Zachodzie. Wtedy jednak ma ono inną funkcję. Owszem, pokazuje absurdalność, monstrualną wręcz groteskowość sytuacji z jasnym przesłaniem, że wydarzyła się niezgodna z normą patologia. Po to jednak, żeby odetchnąć z ulgą – przez wykrycie odstępstwa, jakkolwiek szokującego, norma nie została zagrożona. We Francji Ubu nie może rządzić, w Polsce Ubu nie może nie rządzić.

Ubizm jako normalność i ubizm jako od normalności odstępstwo opisują dwa różne światy, które mocą historycznych wyroków, choć wydają się do siebie podobne, to jednak jest to podobieństwo powierzchowne, dotyczące fasad, infrastruktury, używanych smartfonów. Pod tą wspólną powierzchnią hardware’u, użyjmy informatycznego porównania, kryją się odmienne systemy operacyjne, pisane przez setki lat odmiennej historii.

Coś się jednak w ostatnich latach zmieniło, wkroczyliśmy w szczególny moment historii – czas bezkrólewia, interregnum, kiedy poczucie normalności zachwiało się na całym świecie, a Ubu stał się figurą uniwersalną. Wystarczy spojrzeć na Wielką Brytanię od referendum w sprawie Brexitu, po ostatnie wybory i rozpoczynające się żałośnie negocjacje rozwodowe z Unią Europejską. O Donaldzie Trumpie jako przywódcy nowej krucjaty już mowa była.

Rację więc mają, rację do bólu banalną, komentatorzy mówiący, że demokracja wymaga demokratów i upada zawsze pod wpływem ataku z wewnątrz. Demokracja, jako system instytucji i procedur, działać będzie jedynie wtedy, gdy system ten wynikać będzie z wartości, przekonań i praktyki dnia codziennego członków demokratycznej wspólnoty. Jarosław Kaczyński nie niszczy w Polsce demokracji, tylko w brutalny sposób sprawdza, czy w ogóle zaistniała w rzeczywistości – jako głęboko uznawana i ucieleśniona praktyka, a nie fasada.