13 grudnia. Tragedia i farsa z Aleppo w tle
Wprowadzenie stanu wojennego 13 grudnia 1981 r. było tragedią. Niezależnie od motywów, jakie kierowały Wojciechem Jaruzelskim, pacyfikacja polskiego społeczeństwa opłacona została życiem i cierpieniem wielu osób, zmarnowana została cała dekada w rozwoju Polski. Bo mimo niebywałej koncentracji władzy i rozbudowy aparatu przemocy pod koniec lat 80. państwo praktycznie przestawało istnieć, a społeczeństwo osuwało się w anomię.
To doskonała nauczka pokazująca, że przynajmniej w Polsce polityczna wola i nieskrępowana władza to zbyt mało, by skutecznie wprowadzać dobre/złe zmiany. Dlatego wszelkie próby wprowadzania reżimu autorytarnego w kontekście tragicznej pamięci historycznej dziś zawsze kończyć się będą farsą. Coraz trudniej zrozumiałe wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego doskonale to potwierdzają. Podobnie jak cała machina pisowskiej propagandy i fałszowania historii budowana w pogardliwym przekonaniu, że Polacy są bezmyślnymi głupkami, ciemnym ludem, który wszystko kupi.
Oczywiście bez sensu jest budowanie bezpośrednich analogii między reżimem PRL a reżimem władzy PiS. Jedyna, jaka mi się nasuwa, to już coraz wyraźniejsza rozbieżność między polityczną wolą i uzurpatorskimi zakusami władzy a możliwością realizowania w oparciu o tę władzę rozsądnego planu. W konsekwencji nawet jeśli nie pozbiera się opozycja, to po prostu nastąpi dekompozycja państwa, które nigdy nie wyjdzie z fazy radosnej destrukcji do fazy rekonstrukcji instytucjonalnej.
I już widać, że ta rekonstrukcja i refleksja nad nią powinna być głównym zadaniem intelektualnym sił, które definiują się niekoniecznie antypisowsko, tylko w odniesieniu do przyszłości i realnych wyzwań z nią związanych.
Wikłanie wszystkich strategicznych kwestii w aktualny spór polityczny grozi niestety niebezpiecznymi pułapkami. Tak jest choćby z dyskusją o reformie systemu edukacji. Obrona przed karkołomnym i anachronicznym pomysłem PiS ze względu na polityczną logikę przekształciła się w obronę poprzedniego systemu. Brakuje natomiast energii na dyskusję, jaka powinna być szkoła przyszłości – bo takiej szkoły nie proponował system gimnazjalny w dotychczasowym wydaniu ani też nie proponuje wizja minister Zalewskiej.
Grzech drugi dominacji sporu politycznego w debacie publicznej to rosnący jej prowincjonalizm. Wystarczy dla odtrutki dla polskich stacji informacyjnych przełączyć się na CNN, BBC lub Al Jazeerę, by zobaczyć, że Jarosław Kaczyński i rząd PiS nie jest najważniejszym problemem współczesnego świata, tylko symptomem problemu znacznie poważniejszego, co ponuro, ale dość precyzyjnie zdefiniował ostatnio Franco Berardi ‚Bifo’ w tekście witającym nadchodzący 2017 rok:
The hundredth anniversary of the Soviet Revolution will likely coincide with a global collapse. The oft-announced recovery is not coming, and a rightist wave with racist undertones is mounting.
The collapse of capitalism will be interminable and enormously destructive, as long as a new subjectivity does not emerge and a different social model does not develop. The subjectivity that in the nineteenth century was expressed by the workers’ movement appears today so disintegrated that we cannot imagine any possible recomposition in the near future.
The anti-financial uprisings of 2011 have not succeeded in reversing the route of financial plunder, and the European leftist parties have accepted austerity politics, even if this betrayal is likely to provoke their final defeat.
The dynamics that led to the ascent of the Nazis and then to the Second World War are back. Contemporary nationalist parties are echoing what Hitler said to the impoverished workers of Germany: you are not defeated and exploited workers, but national warriors, and you will win. They did not win, but they destroyed Europe. They will not win this time either, but they are poised to destroy the world.
Ginące przy milczeniu świata Aleppo jest ponurą zapowiedzią czasów, jakie nadchodzą. Gdyby tyle osób, ile wczoraj, 13 grudnia, wyszło protestować przeciwko władzy PiS, stanęło pod hasłem solidarności z mieszkańcami Aleppo efekt demonstracji byłby znacznie potężniejszy. Bo nowej solidarności potrzebuje dziś świat i takiej solidarności też najbardziej boi się obecna władza.
Niestety, brakuje nam wyobraźni, jaką mieli nasi przodkowie potrafiący lokalne polskie walki łączyć z uniwersalną stawką. Wspomnę tylko mego ulubionego Tadeusza Kościuszkę. Pozbawieni tej wyobraźni, nie dostrzegamy, że uczestniczymy w farsie, gdy tymczasem świat dryfuje w kierunku tragedii.