Głód podmiotowości i reakcje na dobrą zmianę
Tempo działań legislacyjnych władzy PiS nie słabnie. Sejm nie bacząc na protesty, przyjął ustawę inwigilacyjną.
Ze świąteczno-noworocznej kanikuły zaczęły się natomiast budzić instytucje międzynarodowe. Komisja Europejska pokazała żółtą kartkę, agencja ratingowa S&P obniżyła rating Polski. Czy będzie to miało wielki wpływ na Jarosława Kaczyńskiego? Nie sądzę, może nawet wywołać odwrotną reakcję społeczną i zwiększyć poparcie dla PiS.
Nowelizacja ustawy o policji, zwanej także ustawą inwigilacyjną, wypełnia spełnia marzenia służb policyjnych – zwiększają się znacznie ich uprawnienia w zakresie możliwości podglądania, zyskują możliwość do praktycznie niekontrolowanego obserwowania naszych poczynań w internecie.
Doskonale istotę nowych przepisów wyjaśnia dziś Agata Czarnacka w „Wyborczej”. Znamienne, że od głosu wstrzymali się byli ministrowie spraw wewnętrznych z PO, Marek Biernacki i Teresa Piotrowska. Cóż, nowelizacja ma swój dalej sięgający rodowód, niedoskonały projekt PO zakwestionowany przez Trybunał Konstytucyjny po dobrych zmianach wprowadzonych przez PiS nabrał doskonałości. Ale przecież uczciwi nie mają się czego obawiać.
Działania nowej władzy zaczęły interesować instytucje międzynarodowe, o reakcji Komisji Europejskiej pisałem w poprzednim wpisie. W piątek z kolei agencja ratingowa S&P obniżyła rating Polski, bez skrępowania podkreślając działania polityczne jako źródło niepokoju o wiarygodność finansową naszego kraju. Agencja Fitch utrzymała swój rating, choć też wskazała na potencjalne zagrożenie ze strony polityki.
Niezależnie od tego, czy decyzja S&P jest słuszna czy nie, będzie kosztować wszystkich – najszybciej zareagowały notowania walut, złotówka straciła na wartości. Teraz pytanie, czy dojdzie do wyprzedaży obligacji. Podobnie agencja S&P reagowała na sytuację na Węgrzech po wygranej Viktora Orbána. Zwolennicy PiS podkreślają, że mimo ówczesnej histerii dziś gospodarka naszych węgierskich braci ma się bardzo dobrze.
Rzeczywiście, zbyt wcześnie, by oceniać długofalowe konsekwencje gospodarcze, bo ciągle też nie znamy szczegółów programu gospodarczego i socjalnego PiS. Na ile będzie w jego kształtowaniu dominowała racjonalność ekonomiczna i osoby takie jak Mateusz Morawiecki i Paweł Szałamacha, a na ile racjonalność polityczna i wola Jarosława Kaczyńskiego? Czy jak w okresie 2005-2007 odda gospodarkę ekonomistom, czy też uczyni z gospodarki instrument realizacji swojej polityki?
Nawet jednak w tym drugim przypadku jest wiele możliwości, bo kontrolowana redystrybucja w postaci programu 500+ będzie sprzyjać popytowi wewnętrznemu, co może przynieść poprawę koniunktury. Niewiadomych jest więc wiele i wszystko zależy od logik czasowych poszczególnych procesów.
Najciekawsze jednak w tej chwili są konsekwencje polityczne. Czy interwencje Komisji Europejskiej i instytucji finansowych mogą osłabić poparcie społeczne dla PiS? Nie sądzę, raczej dojdzie do scementowania elektoratu. Zwolennicy tej partii, którzy zaczęli się wahać pod wpływem brutalności sejmowej ofensywy Jarosława Kaczyńskiego, uznają zapewne, że jednak w sytuacji zewnętrznej opresji należy się integrować, a nie rozdrabniać nieeleganckie, mniej jednak istotne szczegóły.
Najnowszy sondaż CBOS, pokazujący wyraźną przewagę PiS z 39-procentowym poparciem nad drugą Nowoczesną (22 proc.) i PO (13 proc.), nie uwzględnia nastrojów po decyzji Komisji, ale pokazuje, że opozycja wytraciła impet i nie zastąpiła świeżości pierwszych reakcji w obronie demokracji propozycjami programowej alternatywy.
Wyborca PiS, który nawet chciałby wycofać poparcie dla tej partii, nie ma na kogo przenieść głosu (chyba że na ugrupowania jeszcze bardziej prawicowe). A po drugiej stronie już widać, że narasta rywalizacja między Nowoczesną i PO, która tylko politycznie będzie sprzyjać PiS. Pozostaje więc pytanie o trwałość mobilizacji sektora obywatelskiego, na ile przez swą pozapartyjną mobilizację, m.in. za sprawą działań KOD i innych form, da czas opozycyjnym ugrupowaniom politycznym na ogarnięcie się.
Ciekawy w tym wszystkim jest wątek, jaki podniósł w piątkowej „Wyborczej” Michał Kuź z „Nowej Konfederacji” w polemice z Bartoszem T. Wielińskim. Nie wiem, na ile jest to tekst reprezentatywny, ale Kuź wyjaśnia:
istotę nowoczesnej polskiej tożsamości prawicowej i o to, co faktycznie, zwłaszcza wśród młodych ludzi, dało PiS zwycięstwo.
Otóż tą istotą jest:
W tej chwili całą polską prawicę i środowiska konserwatywne (czy to hipsterprawicę, czy Klub Jagielloński, czy „Frondę”, „Christianitas”, czy PiS, czy Ruch Kukiza, czy też korwinowców) jednoczy głównie jedna myśl i jedna emocja – głód podmiotowości. Dojmująca chęć bycia silnym krajem, a nie ubogim krewnym. Potrzeba wyjścia z kondycji peryferyjnej.
Michał Kuź rozwija w swym tekście formy wyrazu owego głodu podmiotowości, z opisu tego jawi się sytuacja, w której polityka stała się formą terapii na kryzys adolescencji.
Rozumiem tę emocję, ale się też jej boję, bo legitymizuje projekt, jaki owego głodu nie zaspokoi. Przeciwnie, może doprowadzić do katastrofy. Ale też jeśli emocja jest tak silna, jak pisze Michał Kuź (mocny skręt w prawo wśród ludzi młodych potwierdzają badania), to interwencje instytucji zagranicznych tylko ten głód będą podsycać i cementować tych, których on trawi. Nie tylko więc z tego względu zgadzam się z konkluzją Kuzia:
Niedawno KE postanowiła zbadać polską praworządność. Również ci, którzy uważają, iż Komisja działa w dobrej wierze, muszą jednak przyznać, że choć może ona zadawać pytania, to my sami musimy sobie na nie odpowiedzieć.
Tak, musimy sami odpowiedzieć, również pokazując, że kwestie podmiotowości indywidualnej i zbiorowej to fundamentalna dziś sprawa, o czym przekonująco pisze Mirosława Marody w najnowszej książce „Jednostka po nowoczesności”. I nie wystarczy skrytykować prawicową odpowiedź na tę kwestię, by ją rozwiązać i unieważnić.