Kultura miejska czyni wolnym

Berlińska Re:Publica trzymała poziom i energię również drugiego dnia, znowu wiele znakomitych dyskusji. Nie wysłuchałem ich do końca, bo czas było ruszyć starym pruskim szlakiem kolejowym do Olsztyna – na debatę „Po co nam kultura w mieście?”.
debata-fbZanim do niej przejdę, jedno jeszcze tylko spostrzeżenie z Re:Publiki – obecność uczestników z niepełnosprawnościami. Już dawno nie widziałem tak wielu osób o różnych, często bardzo poważnych ułomnościach fizycznych, które pełnoprawnie brały udział w debatach, mogąc liczyć na niezbędną pomoc. Bo i rzeczywiście, w dzisiejszej zaawansowanej technologicznie cywilizacji nie ma żadnych powodów, by niesprawne ciało wykluczało z pełnego, osobistego uczestnictwa w życiu intelektualnym i twórczym. Ba, wykluczenie takie jest nie tylko nieludzkie, ale i marnotrawne, skoro głównym zasobem rozwojowym są dziś twórcze umysły.

Piszę o tym, bo oczywiście zapewnienie możliwości uczestnictwa osobom z niesprawnościami to nie kwestia techniki (choć ta się oczywiście przydaje), lecz kultury. Albo uznajemy, że ludzie są różni, a niepełnosprawności to tylko jeden z aspektów różnicy, która akceptujemy; albo przeciwnie, boimy się inności, o której przypomina zarówno kolor skóry, jak i zdeformowane ciało. Tyle że miasto nie pozostawia alternatywy – miasto ksenofobiczne to oksymoron, z definicji bowiem miasto to przestrzeń spotkania ludzi różnych. Te różnice są źródłem twórczych napięć powodujących, że to właśnie w mieście powstaje sztuka, rozwija się kultura i rodzą innowacje społeczne, techniczne, polityczne.

To banał, o którym jednak często zapominamy, wiedzeni jawną lub ukrytą ksenofobią, którą wyrażamy praktycznie przez rozliczne systemu segregacji i wykluczania dzielnicy: strzeżone osiedla, grodzenie otwartej przestrzeni publicznej, stawianie barier dostępu. Żywe miasto to miasto, w którym cały czas trwa napięcie między ksenofobiczną skłonnością do grodzenia, segregacji i rozwojową koniecznością otwierania się na różnicę, inność, mieszania się. To napięcie zasila miejską politykę – miasto z tego właśnie względu zawsze będzie polis, a nigdy nie będzie przedsiębiorstwem.

Jakość miejskiej polityki bezpośrednio jednak związana jest z kulturą, bo to ona właśnie albo służy legitymizacji wykluczeń, ksenofobii, albo aktywnie uczestniczy w procesach włączania i upodmiotowienia. O tym właśnie rozmawialiśmy w Olsztynie. Czy kultura w mieście to jedynie sfera usług dla ludności, które mają zaspokoić potrzeby kulturalno-rozrywkowe mieszkańców? Czy też sfera aktywności, w której mieszkańcy wyrażają swoją twórczą podmiotowość? I jak się ma do tego kultura instytucjonalna, finansowana ze środków publicznych?

Olsztyn jest dobrym miejscem do takiej dyskusji, bo jest miastem paradoksalnym. Choć jest stolicą regionu o najsłabszych w Polsce wskaźnikach społeczno-ekonomicznych, sam oferuje wysoką jakość życia, również w wymiarze ekonomicznym. Po 1989 r. przeżył, jak wszystkie inne miasta, głęboką transformację postindustrialną, co najlepiej widać w przemianie struktury społecznej. Z badań, jakie robiła Katarzyna Wojnar analizująca polską klasę kreatywną, wynika, że w Olsztynie odsetek osób pracujących na stanowiskach nominalnie należących do zawodów klasy kreatywnej jest większy niż we Wrocławiu, Lublinie lub Trójmieście. Jeszcze większe proporcjonalnie jest „nasycenie” osobami zaliczanymi w koncepcji klasy kreatywnej do bohemy, czyli kulturotwórczej elity.

Oczywiście, znana jest krytyka koncepcji klasy kreatywnej, tu odwołuję się do niej ze względu na wyodrębnione na jej podstawie grupy zatrudnienia i kompetencji. Okazuje się więc, że Olsztyn ma przynajmniej nominalnie tego najcenniejszego dziś zasobu rozwojowego, jakim są wykształceni i kompetentni kulturowo, twórczy ludzie pod dostatkiem. To też zapewne wpływa na ową względnie wysoką jakość życia, która jednak – jeśli popatrzeć na porównania poziomu rozwoju różnych ośrodków w relacji do właśnie udziału klasy kreatywnej, mogłaby być o wiele wyższa. Nie jest dlaczego? Być może tu kryje się odpowiedź (cytat ze wspominanych badań):

Niepewne i zamknięte postawy mieszkańców przebijają się również w inne sfery życia publicznego, przez co Olsztyn charakteryzuje raczej klimat małomiasteczkowy niż wielkomiejski. W opinii respondentów Olsztyn jest miastem mało otwartym na niekonwencjonalne pomysły i zachowania, a zamknięte postawy mieszkańców sprawiają, że jest określany jako mieszczański i konserwatywny. To sprawia, że twórczy ludzie mają problemy z odnalezieniem się w mieście i często zajmują się zadaniami, które nie w pełni wykorzystują ich potencjał. Biorąc pod uwagę to, jak ważna dla osób twórczych jest możliwość nieograniczonej samorealizacji, jest to czynnik zmniejszający atrakcyjność Olsztyna dla przedstawicieli klasy kreatywnej.

Mówiąc wprost, Olsztyn nie wykorzystuje w pełni swego potencjału, co w dużej mierze wynika z nieodpowiedniego zarządzania miejską kulturą. Próby zmian, zainicjowane przed pięciu laty presją społeczną, których efektem było m.in. powołanie Obywatelskiej Rady Kultury, zmiana na stanowisku dyrektora Miejskiego Ośrodka Kultury, zaczęły przynosić pierwsze efekty, o czym mówili uczestnicy debaty. I w tym momencie całemu procesowi grozi załamanie, prezydent miasta jakby się przestraszył, bo dostrzegł, że upodmiotowiony przez kulturę mieszkaniec to także potencjalnie aktywnie obywatel. (Więcej pisałem jakiś czas temu).

Olsztyn to ciekawy przypadek. Ma wszelkie szanse, żeby odnowić rozwojową energię w oparciu o najlepsze zasoby. I niestety, ma nie mniejsze szanse zostać małomiasteczkowym grajdołem. Jedno podczas olsztyńskiego spotkania było widać wyraźnie – energii społecznej podmiotowości nie da się stłamsić, jeśli nie znajdzie ona możliwości ujścia w przestrzeni istniejących instytucji, stworzy własną kontrkulturę i kontrspołeczeństwo funkcjonujące poza instytucjami i poza władzą. Tylko po co, skoro wiadomo, że można inaczej.

Niezależnie od odpowiedzi cieszy wysoki poziom dyskusji. Jeszcze bardziej cieszy, że dyskusja nie miała tylko charakteru lokalnego, wzięli w niej udział przedstawiciele z innych ośrodków, dziękuję im wszystkim: Agnieszce Kołodyńskiej, Paulinie Kempisty, Marcinowi Jasińskiemu, Wojciechowi Kłosowskiemu, Ryszardowi Michalskiemu.