Bitwa o Teatr Polski

protestTeatr Polski we Wrocławiu kierowany przez Krzysztofa Mieszkowskiego stał się jedną z najważniejszych polskich scen. Tu powstała „Wycinka” Krystiana Lupy otwierająca w ubiegłym roku festiwal w Awinionie, tu Michał Zadara zrealizował „Dziady” bez skrótów. I tu Ewelina Marciniak wystawiła „Śmierć i dziewczynę”, wywołując skandal kompromitujący nowego ministra kultury i dziedzictwa narodowego.

Bilans wystarczający, by się pozbyć Mieszkowskiego, który na dodatek w ostatnich wyborach został posłem z ramienia Nowoczesnej i w nowej roli czuje się znakomicie. Podejmowane wcześniej próby – Teatr Polski podlega samorządowi województwa – kończyły się niepowodzeniem. Dobiegła jednak końca kadencja i można było rozpisać konkurs na obsadę dyrektorskiego stanowiska.

Konkurs wygrał Cezary Morawski, co Krystian Lupa uczestniczący w komisji konkursowej skwitował w rozmowie dla wrocławskiej „Wyborczej” tak:

Bo nawet jeśli dyrektor naczelny zajmuje się zarządzaniem, finansami, to musi być też marzycielem, który ma przed sobą wizję – teatr to nie miejsce dla technokraty. I na tym tle wystąpienie pana Cezarego Morawskiego było ewidentnie najgorsze. Miał prawo być zdenerwowany, ponieważ rano, przed posiedzeniem komisji przeczytał tekst w „Gazecie Wyborczej”, w którym przypomniano wyrok sądu w sprawie pieniędzy ZASP-u, którymi niewłaściwie gospodarował. Ale to nie usprawiedliwia jego postawy – ponad 90 procent swojego wystąpienia, w którym miał przedstawić koncepcję prowadzenia teatru, poświęcił na polemikę z tezami z tego artykułu, dość histeryczną i napastliwą. Wszystko, co powiedział później, było bardzo chaotyczne i w najwyższym stopniu niepokojące.

Co pana zaniepokoiło?

– To, że był kompletnie nieprzygotowany, ale też płytkość wyobrażeń na temat teatru. Zawarta w jego wypowiedziach demagogia nieprzetworzona w żaden spójny system. W dodatku podkreślał, że rozmawiał z ministrem kultury o swoim pomyśle na Teatr Polski. Tak jakby chciał zaznaczyć, do jakiego stopnia zagwarantował sobie wygraną w konkursie. Co gorsza, nawet nie zauważył tego faux pas. Dopiero kiedy zapytałem, na jakiej podstawie prowadził ten dialog z ministrem, speszył się i powiedział, że traktuje poważnie to wezwanie, jakim jest udział w konkursie i że wszędzie przeprowadza rekonesans.

Krystian Lupa konkurs oprotestował, zrezygnował z dalszej pracy nad „Procesem” według Franza Kafki. Zaprotestował zespół teatru, ogłaszając pogotowie strajkowe, popierają go przedstawiciele innych teatrów wrocławskich i krajowych – dyrektorzy scen warszawskich opublikowali oświadczenie rozpoczynające się od słów: „Warszawskie teatry publiczne łączą się akcie solidarności z Teatrem Polskim we Wrocławiu”.

W piątek, 26 sierpnia, w samo południe we foyer Teatru Polskiego można dołączyć bezpośrednio do protestu, widzowie zbierają podpisy pod petycją. Wszystko w rękach marszałka województwa, do którego należy ostateczna decyzja.

Czy warto jednak zajmować się teatrem? Czy to pierwszy taki przypadek w ostatnich miesiącach w Polsce? Niewątpliwie stopień wzburzenia wynika z rangi wrocławskiej sceny, jak i dysonans między jej poziomem a poziomem zaprezentowanym dotychczas przez zwycięzce konkursu. Sprawa wybuchła też akurat w najgorętszym okresie przygotowań do Kongresu Kultury, dostarczając argumentów tym, którzy zaproponowali, by sposób powoływania dyrektorów teatrów i, szerzej, instytucji artystycznych powinien stać się przedmiotem poważnej debaty. Bo istniejące prawo nie chroni przed rażącymi patologiami, a sytuacja w Teatrze Polskim we Wrocławiu jest tylko spektakularną ilustracją.

Sprawa jednak jest znacznie poważniejsza i wykracza poza kwestie prawne, personalne i artystyczne. Chodzi także o bardziej strategiczne pytanie o miejsce i rolę kultury w polskich miastach. Czy ma być tylko zakładnikiem w prowincjonalnych grach politycznych czy też uczestniczyć w tworzeniu miasta i jego pozycji? To znamienne, że Wrocław, w 2016 r. Europejska Stolica Kultury, ma problem z drugą już instytucją artystyczną, która odgrywała kluczową rolę w tworzeniu jego „kulturalnej stołeczności”.

Najpierw awantura o Dorotę Monkiewicz zawiadującą Muzeum Współczesnym (podlega wrocławskiemu ratuszowi), teraz awantura o Teatr Polski. Sensu ani strategii na miasto i region w tym nie widać. Rzecz jednak nie tylko w polityce. Bo w sporze nie tylko politycy są stroną, lecz także ludzie kultury. Nie wystarczą wewnętrzne, środowiskowe gesty solidarności, choć niewątpliwie mają znaczenie. Ważne jest jednak przekonanie społeczeństwa o znaczeniu takich scen i instytucji jak Teatr Polski czy MWW.

Świadomość tej konieczności widać wyraźnie w zgłoszonych na Kongres Kultury tematach. Nie wystarczy już, jak zdarza się to jeszcze niektórym ludziom teatru i kultury, mówić: dajcie nam pieniądze, my wiemy najlepiej, jak je wydać. Accountability, rozliczalność i odpowiedzialność muszą obowiązywać nie tylko polityków, ale i sprawujących ważne funkcje w instytucjach kultury. Rzecz w tym, by wypracować takie reguły działania, by zasada rozliczalności i odpowiedzialności nie stała się celem samym w sobie lub narzędziem do ograniczania twórczej wolności.

Szkoda Teatru Polskiego, rozumianego jako instytucja i jako zespół. Bitwa o Teatr Polski stała się batalią o polski teatr. Jest więc nadzieja, że dzięki temu, nawet jeśli zostanie przegrana, nie pójdzie na marne.

O wyborze nowego dyrektora w Teatrze Polskim we Wrocławiu pisze też Aneta Kyzioł w serwisie Polityka.pl.