Republika smoleńska

Przemówienia Jarosława Kaczyńskiego przejdą do klasyki, jednak wczorajsze, wygłoszone w rocznicę tragedii smoleńskiej, ma szczególne znaczenie.

Jak zwykle choć dobór słów brzmi jednoznacznie, powoduje, że jednoznaczne nie jest. Można do niego dopisać zarówno to, o czym mówił prezydent Andrzej Duda wzywający do wzajemnego wybaczenia, jak i nawoływanie Ewy Stankiewicz o karę śmierci dla winnych.

Takie wydarzenia jak tragedia smoleńska z 10 kwietnia 2010 r. zawsze i wszędzie oznaczają radykalny zwrot w polityce, zmieniają bieg życia społeczeństw, nierzadko prowadzą do wojen domowych, czego niedawnym dowodem Rwanda. Niezależnie od przyczyny katastrofa domaga się wyjaśnienia. A jej skala i waga wywołuje także oczywiste pytanie o sens.

Pytanie tym bardziej dojmujące, gdy okazuje się, że katastrofa była wynikiem przypadku, który – jak to przypadek – sensu mieć nie mógł. Jak jednak w takiej sytuacji usensownić śmierć tak wielu osób? Można to próbować robić na dwa sposoby.

Pierwszy, racjonalny, polega na takiej analizie zdarzenia, by wyeliminować z życia publicznego i państwowego wszystkie składowe, jakie doń doprowadziły, z zaniedbaniami zasługującymi na postępowanie karne włącznie. Drugi sposób to uznać, że niezależnie od faktów katastrofa przypadkiem nie była:

Tragedia smoleńska nie była przypadkiem. Jeszcze w 2010 roku w kampanii powiedziałem, że chłopcy bawili się zapałkami i podpalili dom. Ten przemysł pogardy to była zabawa zapałkami i z całą pewnością istnieje związek z tym, co wydarzyło się w Smoleńsku (Jarosław Kaczyński 10 kwietnia).

Fragment interesujący, bo prezes PiS unikając tezy o zamachu, przekonuje, że Smoleńsk był skutkiem działań, jakie prowadził rząd Donalda Tuska. Skutek, nawet niezamierzony, delegitymizuje, staje się kwintesencją III Rzeczypospolitej, a poniesiona ofiara – fundamentem nowej, lepszej Republiki, IV Rzeczypospolitej.

Smoleński mit czerpie siłę z drzemiącej w pewnej części społeczeństwa głodu sensu, którego nie da się zaspokoić wyjaśnieniami racjonalnymi. Jarosław Kaczyński widząc popyt, zaspokaja go i rozwija, postępując niezwykle sprytnie – tworzy otwartą platformę, do której każdy potrzebujący może doczepić się ze swoją aplikacją: i poszukujący twardej zemsty, i ci, którzy ciągle nie mogą zakończyć żałoby. Zarządzanie tą platformą stało się dobrym źródłem władzy politycznej, która jednak najmniejszą władzę ma nad samą legitymizującą tę władzę platformą.

Stawka jest wysoka, pisałem o tym w POLITYCE i na blogu, zastanawiając się, czy polaryzacja polityczna grozi pojawieniem się realnej przemocy w życiu publicznym (przemocy, a nie agresji, z którą już mamy do czynienia) i jego faszyzacją?

Pytanie to powtórzył na Facebooku m.in. David Ost, komentując wczorajsze przemówienie Jarosława Kaczyńskiego. W ślad za nim nie tylko już oczekiwanie kary, ale wręcz śmierci dla sprawców „smoleńskiego mordu”. Dawne metafory Jarosława Marka Rymkiewicza stają się językiem, w jakim formułowane są pojedyncze jeszcze, ale już bez wahania oczekiwania.

Można zbyć sprawę, że właśnie – te najbardziej radykalne głosy są pojedyncze, większość społeczeństwa trzyma się od nich z daleka, większość też nie podziela paranoicznych wizji historii. Polityka jednak dziś jest coraz bardziej chaotyczna, o jej dynamice nie decyduje główny nurt, tylko wytwarzane gdzieś na marginesach różnice. Dobrą ilustracją wrzutka z pomysłem o zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej – wprowadzona z boku, wsparta przez Kościół, stała się głównym tematem, którego rozwój może wymknąć się spod kontroli i z polaryzacji politycznej przejść na polaryzację społeczną.

Stąpamy po cienkiej linii. Żałobne kultywowanie pamięci po 10 kwietnia jest i będzie głównym wehikułem symbolicznej legitymizacji nowej, lepszej Republiki „opartej na prawdzie i sprawiedliwości”, jak mówi Jarosław Kaczyński. Jak jednak wyjaśnia Andrzej Leder w „Wyborczej”:

Z żałobą się nie dyskutuje, jej fala zagarnia wszystko. To właśnie jest w niej niebezpieczne. Zalewa społeczną różnorodność i sprowadza ją do sekwencji bólu. Dlatego żałoba jest wroga demokracji. Zwłaszcza w takim kraju jak Polska.

Żałoba jest nie tylko zabójcza dla demokracji, grozi także Rzeczpospolitej, bo angażując państwo, czyni zeń zakładnika politycznej wyobraźni kształtowanej bardziej przez żałobę niż rozum.