Gorące spory o zimną geotermię ze smogiem w tle

Medialny świat oszalał. Analizom stu dni rządu Beaty Szydło towarzyszą rewelacje o człowieku, który kocha konie, ale nie miał z nimi bliskiego kontaktu, więc został dyrektorem stadniny.

Z linczem na Lechu Wałęsie konkurują rewelacje o Tadeuszu Rydzyku prześladującym Małopolskę. Jak pisze Franco Berardi „Bifo” w najnowszej swej książce „And: Phenomenology of the End” – w komunikacyjnej nadprodukcji nie chodzi już o sens, bo sensem jest właśnie owa nadprodukcja. Nie dajmy się jednak zwariować.

Nie dajmy się zwariować, łącząc wszystko ze wszystkim, jak to się stało w przypadku informacji o 26 mln złotych, jakie dostanie od Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska fundacja Lux Veritatis na projekt geotermalny i 20 mln złotych, jakich nie dostanie z tego samego Funduszu Małopolska na swój projekt ochrony powietrza i walki ze smogiem.

W sprawie geotermalnego projektu Tadeusza Rydzyka wypowiedział się sąd, uznając, że NFOŚ niezgodnie z prawem cofnął dotację przyznaną przed dekadą. Sąd oceniał stronę prawną problemu, nie jego sensowność technologiczną. Sędzia Mariusz Solka uznał, że wypowiedzenie umowy w 2008 r. „miało charakter ściśle pozamerytoryczny”. NFOŚ nie pozostało nic innego niż przyjąć wyrok i ugodzić się. To, czy za te 26 mln ujrzymy kiedykolwiek ciepłą wodę czy najlepszym sposobem uzyskania ciepła byłoby spalenie tej kasy – jest ciekawym problemem, ale dotyczy innej dyskusji.

Podobnie jak zupełnie innym tematem jest odmowa dofinansowania projektu małopolskiej walki ze smogiem. To bardzo ciekawy i potrzebny projekt zakwalifikowany do dofinansowania ze środków UE. Czy NFOŚ podjął swą decyzję, by „ukarać” niesłuszne politycznie władze samorządu Małopolski, czy też po prostu musiał znaleźć pieniądze na realizację ugody – będziemy pewno równie długo wyjaśniać, jak długo potrwają poszukiwania ciepłej wody pod Toruniem. Nie ma jednak powodu zarzucać Tadeuszowi Rydzykowi odpowiedzialności za zatrucie powietrza w Małopolsce.

Tadeusz Rydzyk zawsze uwierał i w bliskich mi kręgach zbierał słuszną krytykę za wiele aspektów swojej działalności, zwłaszcza za szerzenie mowy nienawiści w swoich mediach. Często w ślad za tymi zarzutami szło oczekiwanie, by „Kościół zrobił z Ojcem Dyrektorem porządek”. Dlaczego jednak w świeckim państwie porządek z działającą legalnie instytucją medialną miałby robić kto inny niż organy państwa? Jeśli nie potrafiliśmy zdyscyplinować Tadeusza Rydzyka i jego mediów za pomocą instrumentów państwa prawa, to znaczy, że albo Tadeusz Rydzyk norm nie naruszył, albo że był problem z instytucjami państwa. Mieszanie do tego problemu Kościoła to albo oznaka hipokryzji, albo słabości.

Nie chodzi jednak o kazuistykę, tylko o głębszy problem, jakiego Tadeusz Rydzyk i jego media jest symptomem, a nie przyczyną. Radio Maryja, niezależnie od treści nadawanych komunikatów, trafiło w potrzeby tej części społeczeństwa, którą najbardziej powinny zajmować się media publiczne, lecz o niej zapomniały. Wykluczeni, starsi, żyjący w biedzie i często w samotności – potrzebowali i potrzebują czegoś innego niż reklam rachunków bankowych i karmy dla kotów, bo sami jedzą gorzej, a na kontach nie mają co trzymać. To coś innego, wspólnotę radiowej modlitwy dał Ojciec Rydzyk, a w bonusie ładunek ideologiczny.

Nie, nie staram się o posadę w szkole mediów Tadeusza Rydzyka i nie mam zamiaru promować jego projektów. Ale też uważam, że słuszna krytyka tych projektów będzie skuteczniejsza, jeśli będzie rzeczowa i nie będzie polegała na tym, co pokazuje „Bifo” – na wytwarzaniu medialnego ruchu dla samego ruchu bez większej troski o sens.