Uczelnie. Czas wyborów

12540744_502075449953743_7422531323441608975_nPolskie uczelnie czeka intensywny i ważny rok.

Po pierwsze, reformy planowane przez nowego ministra nauki i szkolnictwa wyższego. Ciągle jeszcze nie są znane szczegóły.

Po drugie, rok 2016 to czas wyboru rektorów. Środowiska związane z Komitetem Kryzysowym Humanistyki Polskiej i Uniwersytetem Zaangażowanym chcą, żeby w tym roku elekcja odbiegała od dotychczasowej rutyny i kampania wyborcza, przy zachowaniu dotychczasowych reguł, miała jak najbardziej otwarty charakter, dlatego apelują do senatów uczelni o:

 zorganizowanie otwartej kampanii wyborczej na stanowisko rektora i zapewnienie instytucjonalnych warunków jej przebiegu. Oczekujemy, że kandydaci, których lista powinna zostać ogłoszona odpowiednio wcześnie, będą przystępować do wyborów z programem, którego treść zostanie podana do wiadomości publicznej. W programie tym kandydaci ustosunkować się powinni do wyzwań i problemów środowiska, które będą reprezentować. Prócz kwestii związanych z funkcjonowaniem poszczególnych instytutów i wydziałów, w programach tych powinny się znaleźć informacje na temat polityki, jaką kandydaci zamierzają prowadzić względem poszczególnych stanów uniwersyteckich: pracowników technicznych i administracyjnych, studentów, doktorantów, adiunktów i pracowników samodzielnych. Zwracamy się również o przedstawienie – wraz z uzasadnieniem – kandydatur na stanowiska prorektorów i kanclerza uczelni. Dla urzeczywistnienia takiej wizji wyborów rektorskich postulujemy organizację cyklu debat z kandydatami, służących zapoznaniu się z ich programem wyborczym.

To fragment petycji, jaką ciągle można podpisywać. O dotychczasowej praktyce wyborczej pisze w „Gazecie Stołecznej” Wojciech Karpieszuk na przykładzie Uniwersytetu Warszawskiego:

Rektora UW wybierze 362 elektorów. To studenci, doktoranci, pracownicy naukowi i administracyjni – reprezentują całą społeczność akademicką. Zostaną wybrani na wydziałach (a elektorzy studenccy przez Parlament Studentów UW) do 22 lutego. Pierwszy raz zbiorą się 9 marca. Każdy z nich zapisze wtedy na kartce nazwiska dwóch kandydatów na rektora. Spośród tych, którzy zdobędą co najmniej 10 proc. głosów i zgodzą się na kandydowanie, rektora uczelni elektorzy wskażą 20 kwietnia.

Problem w tym, że kiedy elektorzy zbierają się pierwszy raz, to najczęściej wszystko jest już przesądzone. Tajemnicą poliszynela jest to, że wcześniej trwało korytarzowe dogadywanie się, czyje nazwiska wpisać na kartce. Wielkich niespodzianek nie ma. Kandydaci, którzy oficjalnie są znani dopiero po 9 marca, nie przemęczają się, nie walczą o głosy. Odbywa się niemrawa jedna debata – raczej pro forma. Kiedy podczas wyborów rektora w 2012 r. byłem na takim spotkaniu, omal nie zasnąłem z nudów. Nie było porywających przemów, kąśliwych ripost. Za to często dało się słyszeć oklepane formułki: „Nie będę się powtarzał, bo w zupełności zgadzam się z przedmówcą”.

Demokracja – czy to na poziomie państwa, samorządu czy uniwersytetu – ma sens wtedy tylko, kiedy angażuje uczestników wspólnoty. Temperatura życia politycznego w Polsce spowodowała, że rośnie także stawka wyborów dokonywanych w tak ważnych instytucjach publicznych, jak uniwersytety i uczelnie wyższe.

O tej wadze przypomniał Senat Uniwersytetu Warszawskiego w uchwale w sprawie poszanowania ładu konstytucyjnego.