Prezydent podpisuje, naród manifestuje

Nowy rok zaczął się dla prezydenta Andrzeja Dudy pracowicie.

Najpierw podpisał narty, jakie wystawił na aukcji dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, a następnie podpisał tzw. małą ustawę medialną, a także ustawę o służbie cywilnej i sześciolatkach. Protesty krajowych i międzynarodowych środowisk dziennikarskich zdały się na nic. Jeszcze dziś pewno poznamy nowe władze TVP i Polskiego Radia, a w nieodległym czasie projekt przekształceń mediów publicznych w narodowe.

Zwolennicy PiS cieszą się, że odzyskują media. Że pogonią Tomasza Lisa, a wraz z nim Piotra Kraśkę i innych piewców III Rzeczypospolitej. Że Narodowa Telewizja Polska stanie się czymś w rodzaju twórczego połączenia Telewizji Republika i Telewizji Trwam, nastanie czas Prawdy, a Tradycyjne Polskie Wartości doczekają się w końcu właściwego respektu.

Nie kwestionuję prawa rządzącej większości do reformowania mediów publicznych, tym bardziej że sam jako członek Komitetu Obywatelskiego Mediów Publicznych uczestniczyłem, w ramach mandatu udzielonego przez Kongres Kultury Polskiej w 2009 r., w przygotowaniu obywatelskiego projektu ustawy medialnej. Projekt popierany m.in. przez PiS został, mimo innych zapewnień, „olany” przez rząd PO. Nie pomogło nawet to, że konieczność reformy mediów publicznych w duchu ich uspołecznienia została wpisana do Paktu dla Kultury przyjętego w 2011 r.

Gorzej, w 2015 r. mieliśmy do czynienia z gorszącym procesem wyłaniania nowego zarządu TVP, o czym pisałem i wraz z Obywatelami Kultury protestowałem.

Prawdą jest więc, że poprzednia władza nie wykorzystała szansy, by media publiczne rzeczywiście upublicznić. Złudzeniem jest jednak sądzić, że uczyni to obecna władza, unaradawiając telewizję i radio. Operacja PiS nie różni się niczym od procesów „uspołeczniania” realizowanych w PRL, które de facto oznaczały nacjonalizację w systemie, w którym rząd rządził, a partia kierowała. Rozmontowanie bezpieczników stabilizujących kierownictwo nadawców publicznych i pełne ich uzależnienie od woli politycznej rządzącej większości to regres w kierunku PRL.

Zdumiewa mnie radość zwolenników zmian przekonanych, że to oni odzyskują kontrolę nad mediami. Nie, kontrolę uzyskuje Partia, w tym przypadku PiS – łatwość, z jaką będzie można pozbyć się obecnego kierownictwa lub Tomasza Lisa, będzie wykorzystywana, żeby za rok lub dwa pozbywać się Jacka Kurskiego i „publicystów niepokornych”, jeśli akurat wypadną z łask, bo źle zinterpretują aktualną wykładnię Prawdy. Wystarczy przypomnieć sobie okres 2005-2007 i łatwość, z jaką przepadali członkowie najbliższej gwardii Prezesa.

Niedoskonały, to prawda, dotychczasowy system oparty na zasadzie reprezentacji zastępujemy, nie tylko w mediach, systemem opartym na teologicznej zasadzie emanacji. Źródłem działania jest doskonała wola Incorruptible, która spływa w dół hierarchii władzy za sprawą kręgów coraz mniej doskonałych cherubinów, by na końcu dotrzeć do zwykłych ludzi. Cała reforma państwa – a próba paraliżu Trybunału Konstytucyjnego, reforma mediów i likwidacja systemu służby cywilnej to najlepsze ilustracje – służy temu, żeby znieść ograniczenia hamujące proces emanacji. Niedoskonały system chroniący przed ekscesami władzy zastępujemy systemem, w którym trudno będzie się uchronić przed doskonałością Prezesa i niepełną doskonałością jego cherubinów.

Jeśli kogoś taki system pociąga, jego prawo. Mnie on zdecydowanie nie odpowiada, bo nie ma nic wspólnego z zasadami liberalnej demokracji obowiązującymi w Polsce na mocy konstytucji przyjętej w referendum, a więc jednoznacznie wyrażoną wolą społeczeństwa (czyli Suwerena, na którego tak lubią powoływać się politycy PiS). Rządząca większość ma legitymację do reform, nie ma wystarczającej legitymacji do zmiany Konstytucji. Nawet jeśli więc politycy PiS powołują się na wyborczy wynik, uzasadniając swoje działania, muszą pamiętać, że nie upoważnia on ich do łamania konstytucyjnych zasad liberalnej demokracji.

Rozumiem, że w Polsce całkiem sporo osób może żywić podobne przekonanie do tego, jakie wyraził Filip Memches, pisząc w „Rzeczpospolitej”, że najlepszym dla Polaków systemem organizacji ich wspólnotowego bytu jest katolickie państwo narodu polskiego. Nie zgadzam się jednak, by wizję tę realizowano wbrew konstytucji i większości społeczeństwa, która na taki projekt nie głosowała. Dlatego idę w sobotę na manifestację w obronie wolności mediów. Chodzi nie tylko o media. Do zobaczenia.