Państwo i my. Jak naprawiać, żeby nie zepsuć

PiS szło do władzy w imię naprawy państwa. Projektu naprawy na razie nie widzieliśmy, wiadomo natomiast – bo wielu polityków obozu władzy mówi o tym wprost – że warunkiem skuteczności tego projektu jest usunięcie z drogi przeszkód mogących blokować reformatorski zapał rządzącej większości. Przeszkodą najważniejszą jest Trybunał Konstytucyjny, a de facto Konstytucja. Dlatego dalej idącym marzeniem jest zmiana Konstytucji.

Problem z PiS polega na tym, że bardzo często posługuje się dobrymi diagnozami: tak, państwo wymaga reformy i naprawy wielu funkcji. Nie przedstawia jednak rozwiązań, które rozwiązywałyby zdiagnozowane problemy. Przynajmniej na razie. Jedną ze stawek jest mobilizacja zasobów rozwojowych w sytuacji, gdy wykorzystywane dotychczas, czyli tania siła robocza, skończyły się. Po prostu wyczerpały się fizycznie i już widać rynkową presję na podnoszenie pensji, zwłaszcza w zawodach deficytowych (takich ze względu na demografię będzie coraz więcej).

Rząd, tak przynajmniej zapowiada, w większym stopniu postawić chce na zasoby wewnętrzne, krajowy kapitał, surowce, technologie i popyt. Znowu brzmi nie najgorzej, ale już aspekt technologiczno-surowcowy, gdy słychać wypowiedzi premier Beaty Szydło, musi budzić niepokój (pisałem o tym we wczorajszym wpisie). Bo jak pogodzić politykę ochrony miejsc pracy w górnictwie z postulatem, że górnictwo (wraz z energetyką) ma być branżą konkurencyjną w wymiarze światowym, a przy okazji także jednym z ośrodków technologicznej modernizacji? Nie mówiąc o bardziej zasadniczym problemie, jakim jest stawianie na węgiel w sytuacji, gdy rozwinięty świat od węgla odchodzi.

Takich niejasności jest więcej, pewno będzie okazja je analizować. Wróćmy do samego państwa i jego naprawy. Państwo, nie tylko w Polsce, stało się znowu obiektem poważnego zainteresowania. Kryzys, i to w każdym niemal wymiarze, od finansowego po imigracyjny, uświadomił, że państwo nie jest, jak głosili neoliberałowie, problemem, bo tylko ono dysponuje zasobami umożliwiającymi rozwiązywanie problemów. Dysponuje, o ile jest odpowiednio zorganizowane. Na ten właśnie aspekt zwracają uwagę autorzy opublikowane dziś raportu „Państwo i my. Osiem grzechów głównych Rzeczpospolitej”. To kolejne opracowanie powstałe pod kierownictwem Jerzego Hausnera, praca nad nim rozpoczęła się ponad rok temu, a więc w zupełnie innym kontekście politycznym i międzynarodowym. Nie jest to więc dokument polemiczny wobec jakiejkolwiek opcji politycznej – wskazuje, że wiele dysfunkcji polskiego państwa ma charakter ciągły, niezależny od rządzącej ideologii.

W jutrzejszej POLITYCE przedstawiam z Jerzym Hausnerem główne argumenty raportu. Jeden z kluczowych dotyczy kwestii bezpieczeństwa i rozwoju:

Jeśli chcemy utrzymać rozwojową dynamikę, powinniśmy m.in. otworzyć się na imigrację, jednak ze względu na bezpieczeństwo coraz bardziej zamykamy nasze granice i samych siebie. Jeśli chcemy utrzymać kondycję zdrowotną mieszkańców polskich miast, miasteczek i wsi, powinniśmy intensywniej dbać o środowisko i jakość powietrza, jednak ze względu na bezpieczeństwo energetyczne utrzymujemy ciągle węglowy model zaopatrzenia w energię, który jest głównym źródłem zanieczyszczeń groźnych dla zdrowia, środowiska i klimatu. Czy można pogodzić oba priorytety – rozwoju i bezpieczeństwa? Czy też skazani jesteśmy na ciągły wybór?

W rzeczywistości nie istnieje alternatywa między rozwojem i bezpieczeństwem, muszą one stanowić bieguny tego samego procesu, w którym rozwój przyczynia się do pomnażania zasobów wzmacniających również bezpieczeństwo. Tworzenie alternatywy „rozwój albo bezpieczeństwo” prowadzi do rozwojowej pętli, sytuacji, w której społeczeństwo kręci się w kółko, nieustannie wracając do punktu wyjścia. Po euforii „złotego wieku” następuje wzrost lęku, że to, cośmy z trudem osiągnęli, możemy utracić, więc zamiast dalej iść do przodu, budujemy barykady mające nas ochronić przed światem, na który jeszcze przed chwilą patrzyliśmy z otwartością, a teraz jest źródłem obaw.

Ta niezdolność do łączenia kwestii bezpieczeństwa i rozwoju w synergicznie napędzający się układ jest symptomem innych problemów najogólniej wynikających z niezdolności do zarządzania tak złożonym organizmem, jakim jest współczesne państwo. Sprawności tego zarządzania nie zwiększy centralizacja i wzrost nakazowej siły władzy. Potrzebna jest zdolność instytucji do uczenia się, posługiwania się różnymi trybami rządzenia i koordynacji działań.

Jak na razie państwo jest ciągle zorganizowane w sposób nowoczesny, choć też nie do końca, bo m.in. decyzją poprzedniego rządu PiS w 2006 r. rozwiązane zostało Rządowe Centrum Studiów Strategicznych, przez co Polska jest nielicznym przypadkiem dużego kraju pozbawionego ośrodka myśli strategicznej. Tak skonstruowane państwo próbuje organizować życie obywateli żyjących już w warunkach późnej nowoczesności.

Czy można polskie państwo dostosować do współczesności? W raporcie piszemy, że owszem, choć wymaga to zgrania wielu działań licznych aktorów. Nie wierzymy w skuteczność modernizacji autorytarnej, bo zawsze prowadzi ona do prób ograniczenia złożoności systemu społecznego. A to właśnie ta złożoność i związane z nią zróżnicowanie jest dziś źródłem rozwojowych energii.

Zapraszam do lektury raportua w najbliższy czwartek, 10 grudnia, o g. 11.00 rozpocznie się w Auditorium Maximum Uniwersytetu Warszawskiego konferencja z udziałem autorów.