Nowa Polska, ale Polska

Niestety, to nie był jedynie zły sen. Rozpoczyna się pierwszy dzień w nowej rzeczywistości, choć – po pierwsze – trzeba jeszcze poczekać na oficjalne wyniki.

Po drugie, poczekać trzeba na pierwsze realne polityczne decyzje nowego obozu władzy. PiS wygrał beznadziejną słabością konkurentów i niezwykłą dialektyką, w której godnościowy dyskurs uprawiany przez Beatę Szydło mieszał się dyskursem pogardy i wykluczenia Jarosława Kaczyńskiego. W efekcie PiS mobilizował poparcie, odwołując się zarówno do głębokich, ludzkich potrzeb, o jakich zapomniała skoncentrowana na aspekcie materialnym Platforma Obywatelska, jak i do najniższych instynktów niechęci do innych. Teraz czas na syntezę – rzeczywisty projekt polityczny, budowę owej mitycznej wspólnoty, za którą tak bardzo wszyscy, od lewa do prawa, zaczęli w Polsce tęsknić.

Jaką wizję wspólnoty będzie próbował realizować PiS? Można domyślać się z różnych wypowiedzi osób typowanych na wysokie stanowiska w przyszłym rządzie. Jarosław Sellin, być może minister kultury, nie ukrywał swoich pomysłów na aktywną, narodowotwórczą politykę kulturalną. Taka zapowiedź nie musiałaby jeszcze przerażać, gdyby szło za nią pluralistyczne podejście do przekazów historycznych i uznanie, że w tworzącej naród opowieści będzie miejsce na wielość narracji: obok republikanizmu sarmackiego znajdzie się miejsce dla kościuszkowskiego antyklerykalnego republikanizmu demokratycznego; obok endecji znajdzie się miejsce dla demokratycznego socjalizmu, a tradycja Solidarności nie będzie zawłaszczana przez nominalnego jedynie spadkobiercę, NSZZ.

Zwycięstwo PiS nie polega jedynie na normalnym w demokracji przesunięciu wahadła politycznych preferencji wyborców. Zbiega się ono (i pewno też w dużej mierze było wywołane) z procesem głębokiej rekonstrukcji społecznej, o jakim już wielokrotnie pisałem, opisywanym też m.in. przez Mirosławę Marody w książce „Jednostka po nowoczesności”. Starego społeczeństwa już nie ma, odeszło do historii i kto tego nie zrozumiał, także musiał odejść, tak jak Leszek Miller ze swoją gwardią. Nowe dopiero się tworzy i szuka form politycznej artykulacji, stąd też nowe zjawiska, jak partia Pawła Kukiza, Nowoczesna Ryszarda Petru czy Razem. To niezwykły moment, bo kto najlepiej wyczuje istotę i gramatykę tego procesu, ten może na dłużej umościć się na politycznej scenie.

Przed rządzącymi olbrzymia szansa, ale jeszcze większe wyzwanie. Jeśli PiS skoncentruje się na „deplatformizacji” instytucji i kadrowej czystce bez głębokich instytucjonalnych zmian, to daleko nie ujedzie – szybko zderzy się z murem zawodu, gdy okaże się, że nie sposób spełnić wyborczych obietnic. Stawką jest wyzwolenie i włączenie ukrytych potencjałów, jakie opisuję pojęciem społecznej autarkii – pokładów indywidualnej i zbiorowej kreatywności, innowacyjności, zaradności, niedostrzeganymi przez instytucje decydujące o alokacji zasobów. W tym sensie moja diagnoza pokrywa się w dużej mierze z diagnozą prof. Zybertowicza, tyle że różnimy się w receptach. Receptą prof. Zybertowicza jest coaching patriotyczny, czyli oparcie procesu uznania i włączenia wykluczonych, nieobecnych dotychczas zasobów społecznych za pomocą mobilizacji symbolicznej i rekonstrukcji tożsamości. Doskonałą ilustracją takiego procesu są dziś Węgry i pokazują jego ułomność: włączanie jednych odbywa się kosztem innych, niemieszczących się w oficjalnym tożsamościowym modelu.

Czy wariant węgierski jest w Polsce do powtórzenia? Nie można go wykluczyć, bo niestety sprzyja tej możliwości wiele strukturalnych czynników – dyskurs prawicowy, tradycjonalistyczny ma się w Polsce bardzo dobrze, bardzo szybko zagnieżdża się wśród młodych ludzi, którzy nie znajdują w przestrzeni publicznej alternatywy pod postacią choćby kontrnarracji lewicowych. Rzecz jednak nie tylko w narracjach, ale także infrastrukturze – organizacje kibicowskie, coraz liczniejsze grupy paramilitarnej samoobrony, grupy rekonstrukcji historycznej (w dużej mierze) są miejscami, gdzie prawicowy dyskurs znajduje wyraz organizacyjny, gdzie uczestnicy uczą się być razem i wspólnie działać. PiS nie będzie budować swojej wspólnoty w próżni. Pytanie, co z resztą?

Na odpowiedź nie można czekać z założonymi rękami, ważna jest teraz odbudowa lewicy jako projektu budzącego gorące emocje i mobilizującego do zaangażowania. Jakimś sygnałem jest partia Razem, to jednak tylko sygnał, podobnie jak tylko sygnałem są lokalne projekty polityki progresywnej (np. Słupsk Roberta Biedronia). I nie ma co liczyć, że PiS szybko powinie się noga w konfrontacji z twardą rzeczywistością niekończącego się światowego kryzysu gospodarczego. Bo ewentualne kolejne wybory za rok czy dwa nie będą oznaczać triumfalnego powrotu PO i SLD, tylko wzmocnienie ugrupowań skrajnie prawicowych i populistycznych. Zaczyna się niezwykły, fascynujący okres w naszej historii. Spełnia się chińskie przekleństwo: obyś żył w ciekawych czasach.