Debata po niedebacie

Poniedziałkowej niedebaty nie ma co komentować, wypowiedziałem się o niej przed, w komentarzu o demokracji sondażowej.

Potencjalną siłę demokracji prawdziwej pokazała wczorajsza debata wszystkich uczestników wyborczej gry. Wyróżniał się w niej Adrian Zandberg z partii Razem, nic sobie nie robiąc z wyników sondaży i mediów z góry eliminujących jego ugrupowanie z politycznej sceny.

Zandberg pokazał, że w przeciwieństwie do liderów innych „egzotycznych” sił, jak partia Pawła Kukiza czy Janusza Korwin-Mikkego, nie reprezentuje resentymentu i osobistych obsesji, tylko całościowy pomysł na politykę, będący wyrazem wewnątrzpartyjnej debaty.

Na tym polega siła talentu Adriana Zandberga, chwalonego przez komentatorów debaty – pokazał, że Razem to nie osobisty „pet project” i nie wymaga podobnego brandingu jak .Nowoczesna z narcystycznym dopiskiem „Ryszarda Petru”. Tu raczej dostaliśmy komunikat – nie jestem sam, podobnych do mnie w mojej partii jest więcej, nie mieliśmy szansy zaistnieć w systemie demokracji sondażowej, istniejemy jednak. To fakt, gdy w czerwcu prezentowaliśmy raport „Reforma kulturowa Polska 2020-2030-2040″, bardzo przytomnie w imieniu Razem wypowiadała się Marcelina Zawisza.

Nagle więc w ciągu ostatnich tygodni okazało się, że lewica w Polsce ożyła. Partia Razem najpierw udowodniła swoją sprawność, uzyskując odpowiednie poparcie, by zarejestrować listy wyborcze. Teraz perfekcyjnie wykorzystała mechanizm medialnej debaty, by przebić się do świadomości.

Z kolei Zjednoczona Lewica oprzytomniała i zdecydowała się na wystawienie na front Barbary Nowackiej – zamiast dalej straszyć Leszkiem Millerem. Po wczorajszej debacie widać natomiast merytoryczny sens decyzji Razem o tym, by nie włączać się do formuły Zjednoczonej Lewicy. To są odmienne projekty, które wymagają próby realnej polityki. Razem przepadłaby w ZL, działając samodzielnie, ryzykuje fiasko w wyborach, ale przynajmniej przekonaliśmy się, że lewica może budzić pozytywne emocje, gdy mówi wiarygodnie o wartościach i ma świeżych ludzi umiejących te wartości wyrażać. Tu ukłon dla Krzysztofa Nawratka, który tak mówił od samego początku, a ja – przyznam szczerze – nie miałem przekonania.

Największe oszustwo tej kampanii (i wczorajszej debaty) to Beata Szydło – w dyskusji powinien wystąpić lider PiS Jarosław Kaczyński. Niestety, jesteśmy zmuszani do kupowania ściemy o partii słuchającej obywateli, gdy w tym samym czasie Jarosław Kaczyński swymi rasistowskimi i ksenofobicznymi wypowiedziami budzi brunatne demony.

Jedyne, co pociesza, to przytomna uwaga Jacka Raciborskiego z wczorajszego wywiadu dla „Gazety Wyborczej” – nie dajmy się zwieść retoryce, jaką narzucił PiS, który już z ogłupiałymi mediami dzieli stanowiska w przyszłym rządzie. Nawet najgłupsze sondaże pokazują, że PiS nie ma poparcia większości społeczeństwa – prawdą jest, że ma najbardziej zmobilizowany elektorat, najlepszą więc odpowiedzią na tę mobilizację jest mobilizacja sił rozumu i przyzwoitości.

Zmobilizujmy się, na szczęście w tych wyborach można wybierać nie tylko między mniejszym i większym złem. Można wybierać zgodnie z przekonaniem, a stawka jest przy tym wysoka jak nigdy. A na PiS najlepszym lekarstwem jest apel ze spotu reklamowego tej partii: nie wpuśćmy ich do Sejmu!