Coś się kończy, coś się zaczyna

Tytuł tego wpisu to także tytuł dyskusji, w której uczestniczyłem w środę, 25 lutego, w Fundacji im. Stefana Batorego.

Pretekstem do tego spotkania była książka Mirosławy Marody „Jednostka po nowoczesności” – omawiałem ją niedawno w „Antymatriksie”.

Teraz pojawiła się okazja do rozmowy z Autorką w doskonałym gronie: Krystyna Skarżyńska, Henryk Domański, Maciej Gdula, Aleksander Smolar, Szymon Wróbel. Relacja wideo ze spotkania ma być dostępna w przyszłym tygodniu, teraz więc tylko kilka impresji. Najważniejsza teza, chyba w sumie potwierdzająca zasadniczą tezę książki: dawne społeczeństwo ze swoimi strukturami już nie istnieje, nowe jeszcze nie powstało. Będzie tworzyć się, zdaniem Mirosławy Marody, według trzech możliwych porządków aksjologicznych:

Te konkurencyjne, aksjologiczne porządki wydają się dziś skupiać wokół trzech nadrzędnych wartości. Pierwszy z nich, stanowiący rezydualną wersję nomosu nowoczesności, skoncentrowany jest wciąż wokół ekonomicznego sukcesu, który osiąga się poprzez konkurencję – między jednostkami, przedsiębiorstwami, partiami politycznymi, państwami etc. Podstawowych reguł owej konkurencji we wszystkich obszarach życia dostarcza wyidealizowany model wolnego rynku, co oznacza, że działania aktorów społecznych stają się w coraz większym stopniu podporządkowane regułom ekonomicznym, a miejsce normatywnych uzasadnień działania, jakich dostarczał niegdyś etos protestancki, przejmuje zasada skuteczności.

Drugi rodzaj aksjologicznego porządku budowany jest wokół nadrzędnej wartości wspólnoty, której granice wyznaczane są przez najbardziej podstawowe tożsamości społeczne: religijne, etniczne, terytorialne, narodowe. Szczególną uwagę poświęca się w nim ochronie tradycyjnej rodziny traktowanej jako swoisty inkubator wspólnotowych więzi i wartości. Normatywnych uzasadnień działania dostarcza konieczność obrony owej wspólnoty przed Obcymi, przy czym kryteria zaliczania do tej ostatniej kategorii są ustanawiane w toku konkretnych praktyk społecznych.

Wreszcie trzeci rodzaj aksjologicznego porządku – organizowany jest przez nadrzędną wartość, jaką jest bycie sobą, a więc możliwość prowadzenia życia zgodnego z własnymi inklinacjami i sposobnościami, jakie stwarza zmieniająca się rzeczywistość. Normatywnych uzasadnień dla działań podporządkowanych tak rozumianej indywiduacji dostarcza idea samorealizacji oraz rozwoju, a podstawową zasadą porządkującą stosunki z innymi jednostkami jest uznanie ich prawa do wybierania innych od naszego sposobów życia, przynajmniej dopóty, dopóki nie kolidują one nadmiernie z naszym własnym.

Co się rodzi z napięć między tymi porządkami, nie wiemy. Możemy być jednak pewni, że proces tworzenia się nowego społeczeństwa potrwa dość długo, dziesiątki lat.

W pełni zgadzam się z tezami Mirosławy Marody, jeśli mam zastrzeżenia, to że w swych rozważaniach nie dość uwzględnia rzeczywistość „społeczeństwa sieci”. Dostrzega je, ale marginalizuje, nie uznając de facto argumentów Manuela Castellsa czy Barry’ego Wellmana. Dla mnie akurat to są w tej chwili kluczowe schematy wyjaśniające, zwłaszcza koncepcja usieciowionego indywidualizmu i Społecznego Systemu Operacyjnego Wellmana.

Sieć w tej koncepcji nie jest tylko wzorem dla relacji międzyludzkich, lecz nowym, dominującym elementem pośredniczącym w ludzkich, indywidualnych i zbiorowych działaniach. Nie tylko pośredniczącym, lecz także w dużym stopniu determinującym te działania za sprawą logiki działania interfejsów i protokołów kontrolujących funkcjonowanie Sieci. Nie jest to wszakże tylko system techniczny, lecz ukonkretniona forma kapitału (realizacja General Intellect, o którym pisał Marks w „Zarysie krytyki ekonomii politycznej”). A jeśli tak, to charakterystyka nowych form organizacji społecznej będzie w dużej mierze zgodna z charakterystyką sieci.

Jednym z ciekawszych aspektów jest fakt, że w sieci obowiązuje rozkład potęgowy, a nie normalny – nie istnieje w niej wartość średnia, tylko superwęzły i długi ogon mikrowęzełków. Doskonale widać to w zglobalizowanej gospodarce sieciowej. W sytuacji, gdy ta logika zaczyna być dominującą, jej skutki widać także w życiu realnym: rozkład klasy średniej, rozpad hierarchii w kulturze. Charakterystycznej dla sieci dynamice można się przeciwstawić działania polityczne korygujące efekty rozkładu potęgowego mechanizmami redystrybucji. Tyle tylko, że w społeczeństwie „długiego, zindywidualizowanego ogona” nie istnieją takie siły polityczne, jak kiedyś klasa robotnicza i stabilna klasa średnia tworzące podstawę dla reprezentacji politycznej. Istnieją sieciowe ruchy społeczne, te jednak nie przekształcają się w formacje polityczne – jakąś zapowiedzią jest hiszpański Podemos, lecz ten raczej nawiązuje do koncepcji partii leninowskiej.

Wyczerpanie się dotychczasowego modelu reprezentacji widać doskonale także w Polsce, tegoroczne wybory prezydenckie doskonale ilustrują fakt, że coś się kończy: liderzy wszystkich partii zrezygnowali z kandydowania, słusznie uznając, że ich czas się skończył: Miller, Kaczyński to przedstawiciele świata, jakiego już dawno nie ma. Nowemu nie mają wiele do zaoferowania. Wystawili więc awatary, które niestety albo nic nie mówią, albo lepiej żeby niczego nie mówiły. Raczej nie nawiążą one kontaktu z nową rzeczywistością, na pewno jednak ich pojawienie się jest zapowiedzią zmierzchu istniejącego systemu reprezentacji.

Oczywiście może on przetrwać w postaci zombie (w zasadzie już w takiej postaci funkcjonuje). Może jednak też zacznie pączkować coś nowego. Moim zdaniem, jak pisałem niedawno w POLITYCE, jesteśmy w Polsce do takich zmian strukturalne gotowi, nastąpiły wyraźne przemiany tożsamościowe, dobrą ilustracją gotowości na zmiany były wybory samorządowe. Czy ta oddolna energia może przenieść się na poziom krajowy? Na to pytanie chyba nikt nie zna odpowiedzi.

Możliwa jest także inna odpowiedź – że nic się nie zmieniło, jak przekonywał Henryk Domański. Jak mówił, z jego badań wynika, że struktura społeczna trwa i już. Sieci specjalnie nie rozumie i nie sądzi, żeby sieciowe koncepcje wnosiły coś nowego. Dobrym komentarzem do prezentacji Domańskiego była wypowiedź Barbary Szackiej, która skwitowała, że z tych badań nie musi nic wynikać, skoro największym problemem socjologii jest brak metod nadających się do analizowania współczesnego społeczeństwa.

Inaczej rzecz ujmując – mapa, którą tworzą i posługują się „tradycyjni” socjologowie, w coraz mniejszym stopniu odpowiada społecznej rzeczywistości. Przekonaliśmy się o tym zresztą w 2012 r., kiedy protesty przeciwko ACTA zaskoczyły najbardziej chyba właśnie przedstawicieli nauk społecznych.

Gorący spór podczas spotkania o to, czy społeczeństwo jeszcze istnieje, był najlepszym chyba dowodem, że jednak coś ważnego ze społeczeństwem się dzieje, skoro najwybitniejsi przedstawiciele nauk społecznych nie mogą się zgodzić, co jest przedmiotem ich badań. Fascynujące spotkanie.