Człowiek w nieistniejącym społeczeństwie

Jednostka-po-nowoczesnosci-Perspektywa-socjologiczna_Miroslawa-Marody,images_big,23,978-83-7383-204-6

Warto było czekać. Mirosława Marody sama szczerze przyznaje, że praca nad jej najnowszą książką zajęła o wiele więcej, niż planowała. Zaczęła pisać „Jednostkę po nowoczesności” w 2005 r., chwilę po opublikowaniu wspólnie z Anną Gizą „Przemiany więzi społecznych”.

Okazało się jednak, że dość oczywisty temat kontynuacji pracy okazał się niezwykle trudno uchwytny. Z prostego względu – prof. Marody zdecydowała się opisywać rzeczywistość, która dopiero się staje, a nie tę, która istnieje, co dla socjologa wiąże się z licznymi wyzwaniami. Jak jednak pisze we wstępie Autorka:

… socjologia – jeśli chce obronić swe roszczenia do bycia odrębną dyscypliną naukową – musi odejść od utrwalonego nawyku koncentrowania się na opisie „gotowego” społeczeństwa i zacząć szukać sposobów opisu oraz analizy społeczeństwa in statu nascendi.

Bo to „gotowe” społeczeństwo „n’existe plus”, jak stwierdził Alain Touraine (opisywałem go i jego najnowszą książkę „La fin des societes” w noworocznym wydaniu POLITYKI, a także wcześniej na blogu. Z kolei w świątecznym wydaniu POLITYKI ukazał się wywiad z prof. Marody, rozmawiał Jacek Żakowski).

Teza o końcu społeczeństwa w kształcie, jaki znaliśmy, dość długo przebijała się do świadomości. Ponad dekadę temu, gdy wyszła „Socjologia” Piotra Sztompki, organizowaliśmy w POLITYCE promocję. Inspirowany pracą Touraine’a „Can We Live Together” zatytułowałem spotkanie „Czy koniec społeczeństwa?”. Prof. Sztompka uznał wówczas ten tytuł za małą prowokację, a pomysły Touraine’a – za lekko ekscentryczne. Dziś Touraine pisze o końcu społeczeństwa w trybie oznajmującym. Zamiast jednak sięgać po niedostępne po polsku dzieło Touraine’a (tzn. można przeczytać wstęp do opus magnum, czyli „Po kryzysie”), można przeczytać znakomite opracowanie Mirosławy Marody.

Lata żmudnej pracy przyniosły niezwykle treściwe rezultaty – prof. Marody przeczytała chyba wszystko, co można było przeczytać, i – co ważniejsze – sama lektura jej nie wystarczyła, tylko dołożyła do niej interpretację wytrawnego socjologa. W efekcie „Jednostkę po nowoczesności” czyta się jak epopeję o przemianach społecznej struktury w ostatnich dekadach, pod wpływem różnorodnych czynników: zarówno gospodarka, jak i zmiana technologiczna powodują, że jednostka staje się nie tylko „indywiduum” w takim sensie, o jakim pisali filozofowie liberalizmu, lecz także w sensie strukturalnym – staje się podmiotem coraz mniej zależnym w swym działaniu od struktur społecznych, jakie rozwinęły się w epoce nowoczesnej.

Teza o końcu społeczeństwa nie polega na stwierdzeniu końca życia społecznego. Przeciwnie – człowiek niezmienne pozostaje istotą społeczną, co oznacza:

że jego poglądy na świat oraz zachowania są kształtowane przez poglądy i zachowania innych ludzi.

W epoce pospołecznej podstawową formą socjalizacji staje się indywidualizacja, jakkolwiek może to paradoksalnie brzmieć. W takiej sytuacji zmieniają się zasadniczo rola i funkcja państwa, które – choć ciągle jest podstawowym elementem zarządzania politycznego na określonym terytorium – to jednak:

przestaje być ono postrzegane jako jdyny gwarant możliwości samostanowienia społeczeństwa, jako jego „zbrojne ramię”, chroniące jednostki przed zagładą. innymi słowy, przestaje być wartością samą w sobie, zaczyna być oceniane głównie przez sprawność, z jaką radzi sobie z rozwiązywaniem codziennych problemów społecznych i zaspokajaniem potrzeb swych obywateli.

Problem jednak w tym, że indywidualizujące się społeczeństwo staje się coraz bardziej złożone, co:

prowadzi do załamywania się efektywności weberowskiego modelu biurokracji jako podstawy organizacji aparatu państwowego, albowiem wraz z pogłębianiem się kompleksowości ładu społecznego w strukturach państwowych pojawia się deficyt wiedzy.

A z drugiej strony zmienia się postawa wobec państwa z obywatelskiej na „konsumencką”. Doskonałej ilustracji dla obu tych zjawisk dostarczyły protesty przeciwko ACTA. Mirosława Marody nie ma wątpliwości, że przechodzimy radykalną przemianę struktury społecznej i jesteśmy w trakcie tworzenia nowych form organizacji społecznej. Efektów tego procesu nie jesteśmy w stanie przewidzieć, wszak społeczeństwo:

jest niczym innym jak swoistą siatką regularności, wyabstrahowanych z jednostkowych działań.

Gdzie zatem szukać zrębów nowego społeczeństwa? Prof. Marody stwierdza, że:

to w istniejących sieciach komunikacji należałoby poszukiwać wyłaniania się sił społecznych zdolnych do tworzenia nowego rodzaju organizacji społecznej, nowego społeczeństwa.

Lektura „Jednostki po nowoczesności” sprawiła mi wielką satysfakcję nie tylko dlatego, że przyniosła wiele odpowiedzi na pytania, jakie chodzą za mną w sumie od pracy nad „Zatrutą studnią”, a więc od ponad dekady. Jeszcze bardziej cieszy mnie potwierdzenie dla własnych intuicji wynikających z podobnych lektur i obserwacji, którym dałem wyraz w eseju „Ja. Bohater Naszych Czasów” będącym rozdziałem książki „Jak żyć w świecie, który oszalał„, którą przygotowaliśmy wspólnie z Witoldem Orłowskim i Jackiem Santorskim. W najnowszej POLITYCE aplikuję te obserwacje do analizy polskiej sceny politycznej w roku 2015 w kontekście „próżni socjologicznej”.

Książka Mirosławy Marody pomaga zrozumieć wiele zjawisk współczesnego świata, jako że jednak opisuje świat in statu nascendi, nie może w pełni zaspokoić ciekawości. Jest więc też zachętą do dalszych poszukiwań. Dla mnie ważnymi tropami, muśniętymi tylko w analizie prof. Marody, są takie kwestie jak rozwój „maszyn społecznych” i „społecznego systemu operacyjnego”, o którym pisze Barry Wellman, rozwijając koncepcję usieciowionego indywidualizmu. Dalej – kwestia emocji w zindywidualizowanym świecie wykraczająca daleko poza problem rozemocjonowania sfery publicznej. Ciekawe są tu tropy wskazywane przez Marthę Nussbaum w pozytywny sposób analizującej rolę emocji w polityce jako wyrazu rozumu ucieleśnionego.

Cóż, tworzenie się nowego społeczeństwa to czas pełen zagrożeń, ale i niezwykła okazja do uczestniczenia w niepowtarzalnym doświadczeniu. I tu znowu cieszę się, że „Jednostka po nowoczesności” potwierdza słuszność założeń stojących za moimi poszukiwaniami, jakie od kilku lat realizuję bardziej systematycznie w ramach projektu „Kultura i rozwój” (razem z Narodowym Centrum Kultury) oraz „Laboratorium Przyszłości” (razem z Centrum Sztuki Współczesnej). O tych poszukiwaniach więcej niebawem.