Ex Oriente lux, czyli północnokoreańska ofensywa

American-Troops-Go-HomePo ataku na serwery Sony północnokoreańscy hakerzy napadli na komputery The Korea Hydro and Nuclear Power, czyli południowokoreańskiego operatora zarządzającego m.in. elektrowniami atomowymi. Seul zapewnia, że atak nie naruszył bezpieczeństwa jądrowego, a cyberatak dotyczy jedynie kradzieży nieistotnych dokumentów.

W tym samym mniej więcej czasie wrogie siły zaatakowały północnokoreański internet, praktycznie go wyłączając. Czyżby więc cyberwojna na koreańskim froncie nabierała rozpędu? I czy jest ona jedynie incydentem w procesie wzajemnego nękania, czy też zapowiada ewentualne realne działania terrorystyczne lub militarne?

Kim Jong-un, miłośnik kina i francuskich serów, wiedział, jak uderzyć w Zachód, czyli Imperium Zła – zaatakował Hollywood, fabrykę snów. Efekt okazał się piorunujący, a do odpowiedzi został zmuszony osobiście prezydent USA Barack Obama. Czy ujawnienie brudnych sekretów filmowego świata, oburzenie Madonny na kradzież plików z utworami z nieopublikowanego jeszcze albumu, wstrzymanie projekcji filmu o zamachu na koreańskiego wodza wymagało aż takiej reakcji? Kim Jong-un zapewne o niczym innym nie marzył.

Marzenia północnokoreańskiego despoty to jednak tylko aspekt w nasilającej się światowej wojnie informacyjnej, w której równolegle z atakami na systemy informatyczne trwa ofensywa medialna. Tu Korea Północna nie ma się specjalnie czym pochwalić, szef BBC World Service narzeka jednak, że zmagać się musi z coraz silniejszą obecnością telewizji rosyjskiej i chińskiej. Władimir Putin, nie bacząc na kryzys gospodarczy w kraju, zwiększa finansowanie globalnego kanału Russia Today, nie szczędzą pieniędzy na propagandę Chińczycy.

Dekadę temu wspólnie z ukraińskim pisarzem Saszką Irwańcem postanowiliśmy napisać groteskową opowieść o tym, jak gdzieś na pograniczu trzech państw powstaje separatystyczna rusińska republika. W sprawę mieszają się północnokoreańscy hakerzy (obok przedstawicieli licznych innych wywiadów) i wypuszczają w świat wirusa o nazwie Czerwony Lenin (nazwa stąd, że jego działanie objawia się pojawieniem na ekranie Czerwonego Lenina autorstwa Andy’ego Warhola). Na prowokację odpowiadają Amerykanie. Cóż, nie zdążyliśmy wiele zrobić poza ogłoszeniem projektu w Warszawie i we Lwowie. Mam jednak nadzieję, że rzeczywistość nie będzie dalej rozwijać się zgodnie z wymyślonym przez nas dziesięć lat temu scenariuszem. Jak mawia Jean-Pierre Dupuy, twórca koncepcji katastrofizmu oświeconego – pewne jest to, co niemożliwe.