Ukraina – deeskalacja czy rozbiór?

 

Demonstracja w Odessie, 30.03.2014

fot. Sergiey Poliakov/AP Photo

 

Różne głosy napływają w sprawie Ukrainy: optymistyczna – Rosjanie zmniejszyli liczbę wojsk na granicy. Jednocześnie jednak rząd Rosji ustami ministra Ławrowa forsuje scenariusz federalizacji Ukrainy, co jest już prostą receptą na rozbiór. Ukraińcy nie czekając na decyzję imperiów sami przyspieszają działania reformatorskie, ważnym ich elementem ma być decentralizacja – zwiększenie kompetencji miast i regionów bez wprowadzania wszakże regionalnej autonomii. I zaczynają budować kalendarz adaptacji do europejskich standardów – pierwsza inwentaryzacja pokazała, że sporo do zrobienia, dwie trzecie unijnych norm jest jeszcze w Ukrainie nie funkcjonuje. Bardzo ciekawe analizy ukraińskiej sytuacji pojawiły się w rosyjskiej prasie, z których wynika, że Rosjanie strzelili sobie strategicznego gola decydując się na aneksję Krymu. Dlaczego?

Przed aneksją sytuacja w Ukrainie była jeszcze czysto-rewolucyjna, pisze Jarosław Szymow w „Nowoj Gazietie”, a tymczasowy rząd dysponował bardzo słabą legitymacją. To paradoksalnie dawało mu szansę, czy wręcz konieczność balansowania pomiędzy Rosją i Zachodem, by stabilizować sytuację i grać na różnych nastrojach. Aneksja Krymu sprawę rozwiązała, Ukraina znalazła się w stanie wyższej konieczności i naród konsoliduje się wokół państwa i wojska (trwa zbiórka pieniędzy dla armii), a sama władza nie ma wyboru – pozostał już tylko prozachodni kurs, na dodatek jak najszybszy, żeby inicjatywą „od góry” skanalizować rewolucyjną energię Majdanu. I jednocześnie uporządkować rewolucyjną anarchię, czyli choćby wyeliminować Prawy Sektor (śmierć Muzyczki w Równem to dobra zapowiedź). Po nocnej strzelaninie na Chreszczatyku można spodziewać się szybkiego rozbrajania Prawego Sektora, którego Ukraińcy mają już dość, jak wynika z sondaży – lider PS, Dorosz nie liczy się w ogóle w sondażach, Prawy Sektor jako partia nie ma też żadnych szans politycznych.

Gdyby Rosjanie nie pospieszyli się z Krymem, przekonuje Szymow, mieliby szansę na wykorzystanie rewolucji od dołu – coś w rodzaju Machnowszczyzny. Tak by się stało, gdyby ów słaby rząd nie był w stanie podejmować decyzji, a rewolucyjna euforia zaczęła przekształcać w niezadowolenie związane z pogorszeniem sytuacji socjalnej. Tak właśnie w 1917 r. doszli do władzy bolszewicy – w lutym 1917 r. jeszcze się nie liczyli, w październiku mieli już na tyle silne poparcie, że mogli obalić rząd tymczasowy. Ten moment w Ukrainie już minął, oczywiście może pojawić się ponownie, jeśli rząd zacznie robić głupoty, które znowu wypchną ludzi na ulicę. Bo ciągle pozostaje kwestia Majdanu jako nowej instytucji politycznej – pojawia się coraz więcej głosów, że trzeba Majdan wpisać do konstytucji. Olga Bohomolec, legendarna już organizatorka służby medycznej Majdanu zaproponowała przyjęcie ustawy „O Majdanie”. Majdan miałby status wiecu z prawem weta wobec działań rządu.

Sytuacja w Ukrainie wkroczyła w bardzo ciekawy moment, który można wieloznacznie odczytywać. Widać wyraźnie symptomy deeskalacji, wszystkie strony starają się tak ponazywać rzeczywistość, żeby opis tej rzeczywistości odpowiadał. Sami Rosjanie więc już dostrzegają, że nie wypada straszyć ukraińskimi banderowcami, skoro wicepremierem rosyjskiego rządu jest Rogozin,  w Dumie zasiada Żyrynowski, w telewizji publicznej roi się od antysemickich wyskoków, a bojówki skinheadów mordują imigrantów. Zwłaszcza, że ci banderowcy coraz bardziej są w Ukrainie marginalizowani. Pojawiły się nawet już bliższe rzeczywistości opisy Majdanu, z których wynika, że w Samoobronie tylko trzy sotnie tworzył Prawy Sektor, reszta ochotników nie miała z tą formacją nic wspólnego, ba – w strukturze Samoobrony działała również sotnia żydowska. „Niezawisimaja” poświęca wojnie informacyjnej kilka artykułów, niejako chyba zapowiadając jej koniec.

Czego ten koniec jest początkiem? Uczenia się życia w nowym świecie – dla Rosji w świecie bez Ukrainy w roli wasala; dla Ukrainy w świecie przyspieszonego procesu budowy państwa adekwatnego do oczekiwań społecznych; dla Zachodu przyzwyczajania się, że Wschód nie oznacza jedynie Rosji. To może być ciekawy i mimo swego dramatyzmu dobry czas – przy odrobinie szczęścia Ukraińcy, jeśli nie zabraknie im determinacji, jaką zdumiewali dotychczas, mają szansę dokończyć rewolucję, tyle że bez rewolucyjnego już chaosu budując kraj bliższy spełnieniu ich marzeń. Może też jednak być tak, że Ukraina na lata stanie się strefą buforową między Wschodem i Zachodem, przestrzenią nieustannych mocarstwowych igrzysk.