Francja, Turcja – problemy z demokracją

Wybory samorządowe w Turcji potwierdziły mocną pozycję partii rządzącej i premiera Recepa Tayyipa Erdogana. Mimo licznych skandali z korupcją i nadużywaniem władzy w tle, partia AKP trzyma się mocno. Nawet hasło „Yes, We Ban” odnoszące się do blokady Twittera i YouTube’a nie zniechęciło specjalnie wyborców do coraz bardziej autorytarnej władzy. Inaczej we Francji, gdzie druga tura wyborów samorządowych potwierdziła klęskę socjalistów i wzrost znaczenia skrajnej prawicy.

Francuscy socjaliści utrzymali władzę w Paryżu, Anne Hidalgo gładko wygrała z Nathalie Kosciusko-Morizet i będzie pierwszą kobietą merem stolicy Francji. Czy wzorem Jacquesa Chiraca pójdzie dalej, w kierunku Pałacu Elizejskiego? Oczywiście, przedwczesne pytanie biorąc pod uwagę rozmiary porażki Partii Socjalistycznej. Niewiele osładza ją mobilizacja opinii publicznej w ostatniej chwili, by dać odpór Frontowi Narodowemu (Oliviere Py zapowiedział nawet, że przeniesie z Awinionu festiwal teatralny, jeśli merem miasta zostanie człowiek Frontu Narodowego), który w efekcie zdobył mniej miast i miejsc w radach, niż się obawiano. Tak czy inaczej Marina Le Pen może mówić, że we Francji powstał trójpartyjny system władzy, którego jednym z filarów jest skrajna prawica. Kolejny etap, to wybory do Europarlamentu. Jeśli siła Frontu Narodowego potwierdzi się, problem będą mieli nie tylko Francuzi, lecz cała Europa. Problem o wiele większy, niż przereklamowana kwestia udziału skrajnej prawicy w ukraińskiej rewolucji. Po prostu europejski projekt może zacząć się rozsypywać, gdy w kluczowym dla tego projektu kraju wygasło doń przekonanie, a europejską integrację popiera mniej niż połowa społeczeństwa.

Wybory w Turcji i Francji pokazują, że demokracja to ciężki kawałek chleba, a lud wiedziony własną racjonalnością podejmuje decyzje sprzeczne z oczekiwaniami „oświeconych” elit. Wydawać by się mogło, że premier Erdogan zrobił już wszystko, żeby stracić poparcie, a okazało się, że podpadł jedynie klasie średniej. Problem w tym, że ta przez większe kompetencje medialne łatwiej komunikuje swoje frustracje, które jak się okazuje, nie odzwierciedlają roszczeń całego społeczeństwa. We Francji sytuacja jest odwrotna – socjaliści ponieśli zasłużoną porażkę, nikt, włącznie z triumfującą prawicą nie ma wątpliwości, że głosowano głównie przeciwko rządzącej partii, a nie za polityczną konkurencją. Niestety, prezydent Hollande okazał się słabym liderem, tyle tylko, że ze względu na pozycję Francji koszty tej słabości będą odczuwalne poza granicami tego pięknego kraju. Tak czy inaczej, wygrała demokracja.