Papusza


Krzysztof Krauze na premierze „Papuszy” stwierdził krótko: film jest czarno-biały, czego nie lubią dystrybutorzy. Jest w nim dużo śniegu, czego też nie lubią dystrybutorzy. Są napisy, raczej niedużo muzyki – w sumie film kumuluje 10 powodów, dla których (a wystarczyłoby, żeby zaistniał jeden) żaden amerykański dystrybutor nie wziąłby takiego obrazu do obiegu. Na szczęście, Krauze to nie Spielberg, a Polska to nie Ameryka. I „Papusza”powstała, a nawet znalazła dystrybutora.

Na premierę wybrałem się z całą rodziną, akurat wypadła w moje urodziny (dzięki uczestnikom użytkownikom wszystkich sieci społecznościowych za życzenia, jak zsumuję, to mam jeszcze z kilkanaście tysięcy lat życia przed sobą – to się nazywa Singularity. Muszę podpowiedzieć Rayowi Kurzweilowi). Film jest twardy i magiczny jednocześnie. Nie oszczędza nikogo, ani Romów, ani nas, gadziów. Ale też pełen jest szacunku. Po śmierci starego Wajsa, Papusza skubie kurę na zupę i mówi, że najbardziej lubił z kradzionej, bo z kupnej mu nie smakowała. Wyrwane z kontekstu posłuży Romo-fobom za argument, w filmie jest tylko jednym z aspektów niezwykle ciekawej i silnej kultury, której nie złamała żadna opresja.

Być może dlatego, że Romowie są narodem obywającym się bez historii, w którym jak uczy Papusza młodego Ficowskiego, wczoraj i jutro to takie samo słowo. Dopiero właśnie Jerzy Ficowski, po dwuletnim ukrywaniu się w cygańskim taborze, zachęcony przez Juliana Tuwima opisał dzieje polskich Romów. Przyjaciel pyta: 500 lat czekała ta książka, nie mogła jeszcze 20? Bo publikacja wywołała piekło, a najwyższą cenę zapłaciła Papusza, genialna poetka oskarżona przez współbraci o zdradę języka, obyczajów i cygańskiej duszy. Romowie płacą za swą odrębność do dziś, prześladowani za prawdziwe i domniemane, swoje i nieswoje winy w całej Europie. Jak w przypadku Żydów przed II Wojną, tak dziś stosunek do Romów jest symptomem narastającego kryzysu społecznego, którego rozładowanie wymaga kozła ofiarnego.

Film Joanny i Krzysztofa Krauze to ważny głos przeciwstawiający się temu szaleństwu. To nie jest łatwy film, gorąco jednak polecam. To prawda, czarno-biały, dużo śniegu i niewiele muzyki. Ale znakomitej (Jan Kanty Pawluśkiewicz).