Z Latarnikami jaśniej

Wczoraj dotarłem do Olsztyna na II Zjazd Latarników Polski Cyfrowej. Zjechało tam ponad dwustu społeczników z całego kraju zajmujących się zachęcaniem do wejścia w świat Internetu ludzi w wieku 50+. Z badań niestety wynika, że ta część naszego społeczeństwa w większości jest „offline”, nawet jeśli ma techniczny dostęp do Sieci. W opowieści o Latarnikach nie Internet jednak jest ważny, lecz ludzie.

Po raz kolejny już miałem okazję w ciągu ostatnich tygodni spotkać zapaleńców, którym się chce robić coś ważnego u siebie na osiedlu, w gminie, szkole, bibliotece, organizacji społecznej. Nauczyciele dyskutujący w Koperniku o tym, jak lepiej uczyć przedmiotów przyrodniczych, amatorzy ruchu „zrób to sam” rozprawiający jak zmienić świat za pomocą drukarek 3D, etnografowie ujawniający bogate życie kulturalne i społeczne we wsiach, o których już dawno miejscy modernizatorzy zapomnieli, ludzie kultury dyskutujący na kongresie w Rdamosku o tym, jak usprawnić swoje instytucje. Teraz Latarnicy, rzesza ludzi od nastolatków po osoby wykorzystujące wolny czas i niespożytą energie na emeryturze, kobiety i mężczyzn, z miast, miasteczek i wsi.

Gdy ich widzę, nie dziwię się potem, że możliwe są takie akcje, jak opisywana w dzisiejszej „Gazecie Wyborczej”. Nauczyciele szkoły specjalnej w Strzelach Opolskich pracują od 1 września za darmo, bo nie chcą likwidacji placówki, co by oznaczało konieczność dowożenia niepełnosprawnych do sąsiedniej gminy. Na co dzień moi koledzy dziennikarze zazwyczaj szczują na nauczycieli przekonując, że nic nie robią tylko opalają się pod tablicą w cieniu Karty Nauczyciela. Pewno są i tacy, o wiele ciekawsi są jednak ci co poświęcają prywatny czas, żeby poprawić swój warsztat, zorganizować uczniom dodatkowe zajęcia czy popracować z tymi, co mają zaległości. Pokazujmy takich nauczycieli, tylko nie szukajmy ich metodą Ministerstwa Edukacji, którego marzeniem jest zaopatrzenie każdego nauczyciela w dziennik pracy, w którym miałby wpisywać wszystko co robi na rzecz szkoły, w szkole i poza nią.

Uogólnione statystyki, jak choćby Diagnoza Społeczna robiona pod kierownictwem prof. Janusza Czapińskiego pokazuje, że endemicznym problemem polskiego społeczeństwa jest niski kapitał społeczny. To świetne badania, tylko mają zbyt małą rozdzielczość i nie dostrzegają zjawisk dziejących się w skali mikro, których ślady dostrzegam wszędzie, gdzie się ruszę. Wiemy jednak z innych badań realizowanych przez prof. Andrzeja Nowaka, że zmiana zaczyna się lokalnie, w „bąblach” koncentrujących społeczną energię, z których rozlewa się ona później na większy obszar. Przy sprzyjających warunkach może dojść do perkolacji i „zarażenia” całości. Tak kiedyś zadziałała Solidarność. Liczę, że teraz tak zadziała zrzeszona, choć rozproszona energia społeczników i zapaleńców spod różnych szyldów.

Potrzeba ludzi, miejsc gdzie można się spotkać by, jak pisze Richard Sennett, praktykować otwartą, nieformalną współpracę i trochę technologii ułatwiającej wymianę wiedzy i koordynację działań. Ludzie są, technologia jest, trochę gorzej z miejscami, choć też zaczyna się zmieniać – w sobotę w Lublinie ruszyło kolejne, Autonomiczne Centrum Społeczne Cicha 4. Potrzeba jeszcze czegoś – uznania i szacunku dla całej tej pracy. Rozmawiałem o tym wczoraj z Latarnikami, nie trzeba było wielu słów żeby się zrozumieć. Wieczorem wróciłem do domu, włączyłem telewizor… i pożałowałem, że musiałem wracać z Olsztyna. Na szczęście już jutro kolejne spotkanie z normalnymi ludźmi, tym razem VII Ogólnopolskie Spotkania Ekonomii Społecznej w Szczecinie.