Szkoła, projekt społeczny. Po Kongresie Edukacji

Parafrazując słowa premiera Millera, prawdziwy kongres można poznać po jego zakończeniu. Drugi Kongres Polskiej Edukacji miał bardzo dobry finał, ze starannie dobranymi akcentami. W trakcie podsumowania prof. Anna Brzezińska mówiła o zjawisku odroczonej dorosłości, pokazując że jest ono niejako symptomem wyzwań, przed jakimi stoi system edukacji, lecz całe społeczeństwo. Odroczona dorosłość polega na coraz późniejszym dojrzewaniu i kształtowaniu się autonomicznej tożsamości przez młodych ludzi – potrzebują coraz więcej czasu, żeby zdobyć kompetencje niezbędne do samodzielnego życia. Dlaczego tak się dzieje? Na ile jest to skutek coraz bardzie złożonej i chybotliwej rzeczywistości? A na ile skutkiem złej konstrukcji systemu edukacyjnego, który zajmuje się uczeniem nie tego, co trzeba?

Dotychczas polska szkoła zajmowała się kształceniem „kapitału ludzkiego”, wiedzy i umiejętności, które można zmierzyć i ocenić, a następnie skwitować odpowiednim dokumentem. Najmniej szkoła zajmowała się procesem indywiduacji – kształceniem autonomicznych tożsamości, tu najważniejsze są „miękkie” kompetencje: zaufanie, ciekawość świata, kreatywne podejście do rzeczywistości, zdolność do współpracy. Jeśli chcemy, żeby dzisiejsze dzieci, przyszli dorośli nie byli jedynie zaprogramowanymi robotami, musimy od przedszkola budować z nimi te cztery podstawowe „miękkie” kompetencje.

To oczywiście nic nowego, krytycy technokratycznego szaleństwa od dawna zwracali uwagę na deficyty systemu edukacyjnego. Ucząc wszystkiego nie kształci tego, co najważniejsze. W efekcie, mimo że jest coraz lepiej (w statystykach), czujemy że coś nie gra. W końcu jednak ta wiedza została uznana i przedstawiona na bardzo ważnym forum. Czy to oznacza zwrot społeczny w myśleniu o polskiej edukacji? Nie ma wyjścia – organizator Kongresu Polskiej Edukacji, Instytut Badań Edukacyjnych zastosował bardzo chytrą formułę – kongresową debatę prowadzono wokół tematów, które z jak największą staranności zbadano. Tezy o odroczonej dorosłości, o rosnących nierównościach, o prestiżu zawodu nauczyciela nie były tezami publicystycznymi, lecz mają oparcie w konkretnych i stoją za nimi konkretne dane. Można spierać się o interpretacje, z samymi faktami jednak trudno dyskutować.

Mamy doskonały punkt wyjścia do wielkiej debaty o polskiej szkole jako projekcie społecznym, który ma realizować dwa zasadnicze cele: służyć rozwojowi ludzi i sprzyjać zachowaniu spójności społecznej. Michał Federowicz, dyrektor IBE w swym świetnym podsumowaniu Kongresu pokazał, że ową spójność i starania o nią w systemie edukacyjnym należy rozumieć w sposób złożony i subtelny. To kwestia aktywnej pracy z rodzicami i troski o dzieci, które nie mają aktywnych rodziców, przegrywają więc w wyścigu z „aspiracjami klasy średniej”. To właściwe rozumienie roli nowych technologii w szkole – nie można ich fetyszyzować i traktować dzieci jako „cyfrowych tubylców”, bo poziom kompetencji cyfrowych jest wśród nich bardzo różny. Nie można też fetyszyzować mitycznego „rynku pracy”, bo sami pracodawcy nie wiedzą często, jakich na prawdę kompetencji oczekują od swoich pracowników.

Michał Federowicz Zakończył swoje podsumowanie dwoma jego zdaniem kluczowymi pytaniami: co zrobić, żeby podczas 45 minut lekcji znaleźć więcej czasu na rozwijanie zdolności rozumowania – co zbędnego z programu usunąć? Co trzeba zrobić, żeby w ciągu 45 minut lekcji dzieci pracowały w grupach, wspólnie rozwiązując problemy?  Do tych pytań dodał jeszcze jedną kwestię – jak spowodować, by nauczyciele chętniej współpracowali z sobą? Zapraszam do szukania odpowiedzi, pierwsze już się pojawiły na Facebooku, Google Plus, Twitterze. Zbiorę je i przekażę.

To był dobry Kongres, zostawił po sobie wiedzę, która wymaga odpowiedzi. I tu zaczyna się problem oraz pojawia kluczowe pytanie: o adresata. Nie patrzmy na Ministerstwo Edukacji, to robota dla nas wszystkich. Czas przypomnieć słowa Jana Zamoyskiego i w końcu potraktować je poważnie.